Umowa Okrągłego Stołu doprowadziła do całkowitej przebudowy ustroju państwa. Ważne i cenne dla mnie jest raczej to, że przebudowę państwa zaczyna Umowa, a nie “zdobycie Bastylii”. Rewolucja bowiem daje radość raczej tłumom niż obywatelom. Po zdobyciu Bastylii czy Pałacu Zimowego czeka obywateli raczej głód niż dobrobyt. Gospodarka narodowa przez dziesiątki lat po zbrojnej rewolcie trwa w regresie. W naszym kraju, Porozumienie okazało się fundamentem gospodarczego wzrostu.
Polski polityk, działacz opozycji demokratycznej w czasach PRL, poseł na Sejm I i II kadencji
Bić się, czy nie bić!
Wychodzenie ze stanu wojennego poprzez rozmowy i porozumienie było dla przywódców “Solidarności” czymś oczywistym i naturalnym. Było to o tyle oczywiste, że Związek był poczęty z porozumienia (Sierpniowego) i budowany na zasadzie, że z drugą stroną się rozmawia i poprzez rozmowy i porozumienie rozwiązuje się konflikty. Nauka ta płynęła z doświadczenia Powstania Warszawskiego i Węgierskiego, roku siedemdziesiątego na wybrzeżu, 76 w Ursusie i Radomiu. Tak, jak podczas sierpniowego strajku w 80-tym roku, tak i w czasie całego stanu wojennego Lech Wałęsa powtarzał, że zakończenie konfliktu jest możliwe tylko przez rozmowy i porozumienie. Wzywał do tego uparcie nawet wtedy, gdy inni działacze, także ja, żądaliśmy od Lecha, by tego gadania o porozumieniu zaprzestał. To jednak Lech Wałęsa miał rację.
Po pierwsze, samo rozwiązanie konfliktu na drodze porozumienia ma w sobie wielką wartość. Dla obywateli oznacza to po prostu mniej ofiar, mniej kosztów. Strategia rozmów dawała stronie społecznej drugą ważną rzecz - siłę. “Solidarność”, mając szerokie poparcie społeczne, skupiała wokół siebie niemal całą aktywną opozycję. To gwarantowało spójną organizację, jednolite akceptowalne kierownictwo i poparcie ze strony zachodnich demokracji. To było możliwe tylko dzięki naszej strategii walki bez przemocy. Wiedział to dobrze Lech Wałęsa i konspiracyjne kierownictwo “Solidarności”. Wiedzieli to dobrze nasi partnerzy za granicą – ośrodki polonijne, związki zawodowe, komitety Solidarności. Wiedział to także Papież. Rozumiał nas dobrze i wspierał. Piszę o tym nieprzypadkowo.
Po wprowadzeniu stanu wojennego wielu działaczy, wielu doradzających nam ludzi stwierdziło, że epoka “Solidarności” już się skończyła. Rodziły się więc koncepcje tworzenia chadeckich związków zawodowych, partii politycznych. Wielu ludzi gotowych było angażować się w te nowe inicjatywy polityczne. Prowadziłoby to nieuchronnie do rozbicia obozu solidarnościowego. Te pomysły polityczne były po prostu głupie. Ze skali tego zagrożenia zdałem sobie sprawę dzięki rozmowie z Adamem Michnikiem. Kiedy spotkaliśmy się po jego wyjściu z więzienia, nie mówił o niczym innym, tylko o potrzebie trwania przy “Solidarności”. Ale nas nie trzeba było do tego przekonywać. Siła sprawcza konspiracyjnego kierownictwa “Solidarności” była dostatecznie duża i zdołaliśmy uchronić się przed rozbiciem. Gdy więc Generał Jaruzelski dojrzewał do decyzji o podjęciu rozmów, na scenie politycznej najważniejszym podmiotem pozostawała “Solidarność” z Lechem Wałęsą na czele. Gdyby Wałęsa zrezygnował ze strategii rozmów, rezygnowałby tym samym z “Solidarności” jako głównej siły politycznej. Wielu działaczy przystąpiłoby do realizacji własnej koncepcji. Parę lat wcześniej rozgorzałaby „wojna na górze”.
Sięgać, gdzie wzrok nie sięga
Dla strony opozycyjno – solidarnościowej najważniejsza była legalizacja naszych organizacji. Pisząc “naszych” mam na myśli związek “Solidarność”, “Solidarność” Rolników Indywidualnych, Niezależne Zrzeszenie Studentów, związki twórcze i naukowe. Strona koalicyjno-rządowa od razu postawiła kwestię naszego udziału we władzy. Nie było to nowe. Na kilka dni przed stanem wojennym Jacek Kuroń opublikował artykuł na temat „rządu porozumienia narodowego”. Oferta Kiszczaka (czytaj Jaruzelskiego) była więc podjęciem idei sformowanej przez Jacka Kuronia. Sama kwestia udziału “Solidarności” we władzy stanęła na spotkaniu Jacka Kuronia z pracownikami “Ursusa” na jesieni 81 roku. Kuroń przedstawił tam całą paletę reform, które “Solidarność” zamierza realizować. Począwszy od gospodarki przez służbę zdrowia, oświatę, kulturę, naukę na samorządzie terytorialnym kończąc. Kiedy jednak Jacek stwierdził, że “Solidarność” nie zamierza rządzić, jeden z robotników spytał go - jak w takim razie zamierzacie te wszystkie piękne reformy realizować bez udziału we władzy? Pytanie było celne. Jacek Kuroń nie miał na to odpowiedzi. Aby jego mówienie o reformach miało sens, musiał po prostu zmienić zdanie.
W 81 roku możliwości rządu porozumienia narodowego, jeśli w ogóle taki rząd był możliwy, byłyby ograniczone obecnością sowieckich dywizji. W 89 roku mogliśmy już stawiać warunki o charakterze systemowym. Hasła głasnosti i pierestrojki w Rosji oznaczały dla satelickich krajów nowe możliwości. Aby je dostrzec odpowiednio wcześnie, trzeba było wielkiej wyobraźni i inteligencji. Wielu dzisiejszych kontestatorów Okrągłego Stołu uważało w tamtym czasie, że Związek Sowiecki trzyma się mocno. Miało to oznaczać, że nie ma warunków geopolitycznych i tym samym możliwości uzyskania w rozmowach zmian o charakterze systemowym. Odpowiednio inteligentnej osobie (Adamowi Michnikowi, Jackowi Kuroniowi) obserwacja wydarzeń w Rosji podpowiadała coś innego, że sytuacja zmienia się radykalnie i szybko. Należało więc równie szybko przystępować do rozmów, by stać się liderem zmian w tej części Europy.
Alternatywą byłoby czekanie. Jednak czekać w takim momencie, to pozwolić, by przypadek decydował kto, gdzie i jakimi metodami rozpocznie demontaż systemu. Wtedy, zamiast być podmiotem polityki, stalibyśmy się „piłką” w grze, którą prowadzą inni. Zdumiewa mnie, że jeszcze dzisiaj, gdy widać całą nędzę tego podejścia, wciąż słyszę polityków głoszących, że powinniśmy zaczekać. Moim zdaniem, to właśnie takich ludzi Józef Piłsudski nazywał karłami polityki. Miał też dla nich zadanie: Wam kury szczać prowadzać, a nie polityką się zajmować.
Znalazło się w obozie solidarnościowym dość ludzi, zdolnych do prawidłowej oceny sytuacji i wykorzystania historycznej szansy. Zdołaliśmy uporać się ze wszystkimi barierami, z własnymi oporami i wynegocjować dobrą umowę.
Umowa Okrągłego Stołu doprowadziła do całkowitej przebudowy ustroju państwa. Ważne i cenne dla mnie jest raczej to, że przebudowę państwa zaczyna Umowa, a nie “zdobycie Bastylii”. Rewolucja bowiem daje radość raczej tłumom niż obywatelom. Po zdobyciu Bastylii czy Pałacu Zimowego czeka obywateli raczej głód niż dobrobyt. Gospodarka narodowa przez dziesiątki lat po zbrojnej rewolcie trwa w regresie. W naszym kraju, Porozumienie okazało się fundamentem gospodarczego wzrostu.
Koniec świata szwoleżerów
Solidarnościowy obóz zaczyna pękać. Na własne życzenie pozbawia się szansy utrwalenia swoich wartości i ideałów. Przykładem jest los projektu konstytucji opracowanej przez Komisję Konstytucyjną kierowaną przez Bronisława Geremka. Była to Komisja „Sejmu kontraktowego”. Politycy “Solidarności”, konkurenci Geremka, wykorzystali ten fakt, by projekt zdezawuować i zablokować jego uchwalenie. Udało im się. W ten sposób przepadł, najbardziej solidarnościowy z ducha, projekt konstytucji. Jest on taki, choć posłowie solidarnościowi byli w mniejszości. SLD ma prawo uważać się za ojca obowiązującego aktu. Dominuje w nim duch patriarchalizmu. Dobrze jednak, że jest. Bez niej Polska byłby w żałosnym położeniu. Konstytucyjny kompromis zawdzięczamy w wielkiej mierze zabiegom Tadeusza Mazowieckiego. Tym razem musiał się jednak zgodzić także na kompromis w sferze wartości. Tak, jak Umowa Okrągłego Stołu, tak i konstytucyjny kompromis był Polsce niezbędny i dla polskiej polityki zbawienny.
Pamięć o wartościach, ideałach i tradycji z jaką strony siadały do „Okrągłego Stołu”, powoli zanika. Zanika też świadomość stuprocentowego zwycięstwa wartości i ideałów przyniesionych do tego stołu przez “Solidarność”. Byłem przekonany, że bardzo trudno jest zniszczyć wielki wymiar i znaczenie tego wydarzenia. Boję się jednak, że “Polak potrafi”. W tym wypadku mówię o wielu czynnych politykach w naszym kraju. Ich działania przypominają anegdotyczną sytuację spod Wiednia. Po zwycięstwie nad wojskami Kara Mustafy znaleziono w jego namiocie szkatułę z brylantami. Kilka z nich to były największe i najcenniejsze brylanty ówczesnego świata. Zwycięzcy postanowili sprawdzić, czy rzeczywiście są to brylanty. Sprawdzian był prosty. Zgodnie ze swoją „wiedzą” wkładali je kolejno do moździerza i walili stalowym tłuczkiem. Jeśli pękał, uznawano go za fałszywy. Pękły wszystkie. Kiedy dzisiaj uświadamiam sobie jak rozbito Komitety Obywatelskie “Solidarności”, jak uwalono najbardziej solidarnościowy z ducha projekt konstytucji, jak zaatakowano Premiera Tadeusza Mazowieckiego i plan Balcerowicza, kiedy czytam i słucham, jak dezawuuje się Umowę Okrągłego Stołu, to staje mi przed oczyma ten moździerz i widzę tych „husarzy” w husarskich skrzydłach walącą stalowym tłuczkiem w brylanty.