Tłumacz. Prowadzi zespół tłumaczy "Polska The Times". Zwolennik zdrowego rozsądku.
Nic nie jest takie, jakie w ich mniemaniu być powinno. Świat jest porąbany i pozbawiony wartości. Pieprzona postmoderna. Dryfuje w stronę ognia piekielnego i nicości. Trzeba być czujnym. Zło czai się na każdym rogu. Szatan nie jest stanem umysłu, lecz realnym bytem, który raz na zawsze należy przebić osinowym kołkiem wiary. Inaczej zawsze będzie mącić w głowach. Witajcie w świecie katodżihadu.
Co chwila nowa informacja. Katodżihad nie daje o sobie zapomnieć. W Boże Ciało głównym tematem kaznodziei nie jest ważny dla zwykłych wierzących Najświętszy Sakrament, ale lekarska deklaracja sumienia. To ona staje się tematem kazań, pouczeń i pohukiwań. Gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz po tygodniach zwłoki – tylko dlatego zresztą, że tak jej wyszło z politycznych kalkulacji – wreszcie zwolniła Bogdana Chazana, natychmiast rozległy się głosy żądające ekskomuniki. Po kościołach domagano się jej głowy. Nie pozwolił zapomnieć o sobie episkopat. Wydał oświadczenie broniące lekarza, który w ogóle nie powinien pracować w państwowym szpitalu. Przekaz? Wara wszystkim niewiernym od klauzuli sumienia. Nawet poczciwy szkolny elementarz staje się polem wojny. Za mało w nim chrześcijańskiego ducha i Boga. Wspomniany Bogdan Chazan bez skrupułów wykorzystuje stronę internetową szpitala do gromadzenia pozytywnych głosów we własnej sprawie. Ksiądz skazany prawomocnym wyrokiem za molestowanie nieletniej, dalej odprawia msze. Ba. Murem stoi za nim prawie cała wieś.
To tylko garść ostatnich wydarzeń. Przedtem jednak mieliśmy czynne akcje. Przypomnijmy, co działo się z przedstawieniem „Golgota Picnic” czy awanturę o deklaracje wiary lekarzy. Plan Boży zastępuje plan świecki. Prawo naturalne – prawo stanowione. To negacja demokracji. Negacja państwa. Katodżihad działa też w wielu krajach europejskich. Ale tam toczy się jakaś debata. Tu liczą się tylko fakty. Co weźmiemy siłą przy kompletnej bezczynności państwa – to nasze.
Właśnie. Państwo.
Powtórzmy jeszcze raz to słowo. Niech wybrzmi – państwo.
Tu właśnie tkwi problem. Nie w samym katodżihadzie, lecz w kompletnym braku reakcji państwa. Zupełnym milczeniu premiera. Tego samego, który ośmiesza się wysyłając kwiaty obrażającej go 17-letniej dziewczynie – a nuż uda się zdobyć parę punktów w sondażach! – ale nabiera wody w usta gdy chodzi o wszystkie związane z szalejącą ideologią sprawy, które ostatnio bulwersują opinię publiczną. Tego samego, który już lata temu haniebnie zrejterował ze świata wartości. Dziś nawet się nie zająknie o tym, o czym od tygodni huczą media. Zamiast tego przed eurowyborami sam szybko podreptał do Watykanu. Jeszcze niedawno odgrażał się, że nie będzie klękać przed księżmi. Miał rację. Bo nie klęczy. Leży przed nimi plackiem. A z tej pozycji nie widać szerszej perspektywy. Nie sposób bronić świeckości państwa.
Trzeba tkwić głową w intelektualnym średniowieczu, aby wyobrażać sobie, że wystarczy tylko – nienajlepsza zresztą – dbałość o gospodarkę. Że kwestia praw człowieka, wolności, ochrona praw mniejszości to tylko sprawa poszczególnych grup. Że państwu nic do tego. Że sferę naszej wolności można oddawać w pacht nawiedzeńcom wszelkiej maści. To tak nie funkcjonuje panie premierze. We współczesnym świecie dobro materialne – gospodarka – nieodłącznie idzie w parze z wolnością. Z prawem do wyznawania tego, co jest dla ciebie ważne. Wolności od lęku, że grupa nawiedzonych ideologów będzie nieustannie wchodzić ci do łóżka i zaglądać pod kołdrę. Że zabronią ci oglądać spektaklu. Że minister spraw wewnętrznych nawet palcem nie ruszy, gdy w tej sprawie poznański hierarcha niemal wzywa do zamieszek. „Idziemy po was” – groził ten sam polityk białostockim bandytom. Na buńczucznych słowach się skończyło. Dziś katodżihad, hierarchowie, księża i Chazanowie kpią z niego i ośmieszających go wypowiedzi.
A premier milczy.
Fala katodżihadu płynie przez niemal wszystkie dziedziny społecznego życia. Nie jesteśmy jeszcze – by podać tylko jeden przykład – w sytuacji USA, gdzie atakowano kliniki aborcyjne i dochodziło do mordów na lekarzach. Ale między słowami i czynami granica jest cienka jak papier, na którym je zapisano. Emocje i agresja stanowią broń tych, którym brakuje racjonalnych argumentów. Wystarczyło popatrzeć na relacje z zajść, gdzie katodżihad domagał się odwołania przedstawienia. Lub jego innym akcjom. Czysta agresja i negatywne emocje. W takich sytuacjach powietrze jest przeźroczyste jak ozon. Do wybuchu wystarczy iskra. Milczenie państwa jest tak samo groźne jak sam katodżihad.
A premier milczy.
Na tych łamach kilkakrotnie pisałem, że dialog czy szukanie wśród tych ludzi osób doń skłonnych to tylko i wyłącznie nasza projekcja. Tak byśmy chcieli, bo nie mieści się nam w głowach, że można nie chcieć rozmawiać. Syzyfowa robota. Zapraszanie tych ludzi do studiów radiowych i telewizyjnych świadczy tylko i wyłącznie o lenistwie umysłowym dziennikarzy. O czym z nimi rozmawiać? Jaka argumentacja przekona ks. Dariusza Oko? Co sprawi, że jego nieruchoma twarz nagle zacznie przejawiać choćby ślady ludzkich uczuć? Nic.
A premier milczy. Milczy od siedmiu lat.
Bezczynność państwa pozwala im zupełnie bezkarnie robić, co chcą. Katodżihad nie przelał jeszcze pierwszej krwi, ale jeśli tak się stanie, część odpowiedzialności spadnie także na pana, panie premierze. Bo tam, gdzie gromkim głosem winien pan bronić świeckości państwa, zachowuje pan niegodne szefa rządu strachliwe milczenie. Bo tam, gdzie niewierzącym, ateistom czy innym mniejszościom zabrania się godnego miejsca w społeczeństwie, pan udaje, że nic się nie dzieje. Byle tylko w kranach płynęła ciepła woda! Gdy do władzy dojdzie PiS z Ziobrą, Gowinem i Korwinem będzie za późno. Katodżihad zyska legitymację.
Ale wtedy pan będzie już zapewne w Brukseli. Ze spokojnym sumieniem. Stamtąd nie widać nawet tragicznej wojny na Ukrainie a co dopiero w ogóle nieporównywalnej z nią wojny na polskim podwórku.