Fot. Mirosław Cichy

To miała być szybka renowacja starych nóg z babcinej maszyny do szycia Singer. Miał z nich powstać stolik do ogrodu. Po kilku miesiącach czyszczenia z rdzy, rozkręcania, malowania pędzlem, efekt był jednak tak koszmarny, że... renowację zacząłem od nowa. Dopiero po tym powstał piękny stolik. Ale do ogrodu już nie trafił. Jest ozdobą mojego salonu.

REKLAMA
Kilka dni temu kupiłem żeliwne nogi starej poczciwej Singery. Co ciekawe, nie maszyna a same nogi są najdroższym elementem. W sieci trzeba za nie zapłacić co najmniej 150-200 zł. Oczywiście za modele przed odnowieniem. To już kolejne moje nogi.
logo
Fot. Mirosław Cichy
Bo jedne już mam. Stały wiele lat w wodzie, w wilgotnej piwnicy. Wziąłem, bo żal było wyrzucać na śmietnik, albo na złom. Powstała szybka koncepcja – po powierzchownym oczyszczeniu miały stać w ogrodzie. Bez zadęcia, bez specjalnego nakładu pracy i środków.
logo
Fot. Mirosław Cichy
To nie miała być profesjonalna renowacja. Skończyło się zupełnie inaczej.
logo
Fot. Mirosław Cichy
Najpierw myślałem, że pod grubą warstwą rdzy, na nogach, znajdują się jakieś ozdobne kule. Okazało się jednak, że schowały się tam koła. Próba rozebrania na poszczególne elementy skończyła się fiaskiem. Dlatego najpierw zabrałem się za czyszczenie.
Metalową szczotką na kilka sposobów – ręcznie, na wiertarce albo na szlifierce kątowej. Zajęło to sporo czasu a efekt był średnio dobry. Do bardzo dobrego sporo brakowało. Oczyszczona, po zabiegach różnego rodzaju odrdzewiaczami, nogi dały się wreszcie rozkręcić. Wtedy mogłem ją zacząć malować. Wybór padł na farbę nakładaną bezpośrednio na rdzę. Pędzlem, bo gruba warstwa, pomyślałem, nie będzie tak szybko schodzić. Sprayem trzeba nakładać kilka warstw. Efekt jednak był taki sobie, żeby nie powiedzieć koszmarny.
Doszedłem do wniosku, że renowację trzeba... zacząć od początku. Wtedy ktoś polecił mi malowanie proszkowe. Okazało się też, że zamiast znowu czyścić szczotkami, najlepiej całość wypiaskować. Od tego momentu większość rzeczy, które odnawiam właśnie piaskuję.
Malowanie proszkowe – to zupełnie inna bajka niż to co osiągnąłem wcześniej. Farba jest mocna, nie schodzi, nie odpryskuje, nie blaknie. Kolor do wyboru. Mój – młotkowy brąz.
logo
Fot. Mirosław Cichy
Teraz blat. Tu panuje zupełna dowolność. W Internecie można znaleźć wiele ciekawych projektów – od drewna, przez metal, marmur (czy tym podobne produkty) aż po szkło. Zależy co i komu pasuje do wystroju wnętrza. Ja wybrałem drewno. Zwykła świerkowa półka, tzw. klejonka, kupiona za kilka złotych w markecie budowlanym. Malowana lakierobejcą (za którą nie przepadam) w kolorze dębu. Malowałem drewno pędzlem, ale warstwami, pozwalając lakierowi łagodnie się rozlać. Powstał bardzo ładny, stary, zabytkowy, z duszą ozdobny stolik. Może też służyć jako niewielkie biurko. Następnym razem być może wybiorę blat z grubego szkła. Jak już się uporam z renowacją nóg.
logo
Fot. Mirosław Cichy
logo
Fot. Mirosław Cichy

logo
Fot. Mirosław Cichy

logo
Fot. Mirosław Cichy