Polskie dzieci tyją na potęgę. Jedna piąta małych Polaków ma nadwagę lub cierpi na otyłość. Niestety, nie jest to tylko defekt estetyczny, ale przede wszystkim zagrożenie zdrowotne. Specjaliści uważają, że brak reakcji na epidemię nadwagi i otyłości u dzieci spowoduje, że pokolenie dzisiejszych 10-latków będzie żyło krócej niż ich rodzice.
Jak tłumaczy prof. Grzegorz Dzida, lubelski konsultant wojewódzki w dziedzinie diabetologii, w ostatnich latach obserwuje się w Polsce bardzo duży wzrost liczby dzieci z nadwagą i otyłością.
Dodaje, że badania naukowe wykazały, że rodzice bardzo często nie zauważają problemu. Nie widzą tego, że dziecko spędza całe dnie przed komputerem, nie wychwytują, że bardzo źle się odżywia.
Niektórzy już działają
Skutki nadwagi czy otyłości u dzieci są niestety opłakane. Pokazują to doświadczenia krajów zachodnich, do których już wcześniej dotarło to zjawisko. Tam już wyciągnięto wnioski, wdrożono działania zaradcze. W Polsce, na razie wydarzyło się niewiele. Co prawda wprowadzono ustawowy zakaz sprzedaży śmieciowego jedzenia w szkołach, ale to na pewno nie rozwiąże problemu.
– Ten ustawowy zakaz to krok w dobrą stronę. Takie rozwiązanie sprawdziło się w Wielkiej Brytanii. Trzeba jednak pamiętać, że same zakazy nic nie zmienią. Przecież po wyjściu ze szkoły dziecko może kupić batona w kilku sklepikach mijanych po drodze do domu. Tak naprawdę chodzi o budowanie w dziecku świadomości i dawanie mu wyboru – uważa diabetolog.
Specjalista dodaje, że ważne są tu wzorce rodzinne, dlatego, żeby walczyć z otyłością u dzieci, nie wystarczy je wyedukować, trzeba też uświadomić rodziców. Zresztą ważne są również nawyki samych rodziców. Jeśli nie ruszają się, źle odżywiają to dziecko będzie powielać te zachowania.
Umrze na zawał lub straci nogę
Czym grozi otyłość u dziecka? Profesor mówi wprost – krótszym życiem a dokładnie chorobami sercowo-naczyniowymi i cukrzycą.
– Takie otyłe dziecko zachoruje na cukrzycę i w przeciągu 10–20 lat rozwinie jej powikłania. Możemy mieć więc np. do czynienia z 40–50–latkami, którym w wyniku powikłań cukrzycy trzeba będzie amputować kończynę. Nie mówiąc już o młodych zawałowcach.
Zdaniem konsultanta to nie ochrona zdrowia może przeciwdziałać nadwadze i otyłości u dzieci. Tu muszą być szeroko zakrojone działania ze strony szkoły, rodziny czy mediów.
Agnieszka Ślusarska dietetyczka z Poradni Dietetycznej 4LINE przyznaje, że obserwuje coraz większą liczbę małych pacjentów pojawiających się w jej gabinecie.
Armia małych grubasów
– Niestety masa ciała polskich dzieci wzrasta w trybie zastraszającym. Już co piąte dziecko (22% dzieci – dane z Instytutu Żywności i Żywienia) ma problem z nadmierną masą ciała. Waga naszych dzieci wzrasta szybciej niż w innych krajach europejskich – zauważa specjalistka.
Dodaje, że niezbędna jest szeroko zakrojona edukacja na wielu szczeblach. Należy edukować zarówno indywidualnie rodziców, dzieci w ramach konsultacji w gabinetach dietetycznych, jak i na szerszą skalę w ramach wykładów, obowiązkowych lekcji, kampanii społecznych, regulacji dotyczących sprzedaży śmieciowej żywności. Niezbędne są odpowiednio zaprojektowane kampanie edukacyjne skierowane do dzieci, rodziców a także personelu, który planuje czy przygotowuje posiłki w żłobkach, przedszkolach, szkołach.
– Za menu na chwile obecną odpowiedzialny jest intendent lub kierownik administracyjny, który nie ma odpowiednich kompetencji. Posiłki często są dosładzane, niezbilansowane, wykorzystuje się żywność wysokoprzetworzoną, dodaje się za dużo soli. Niestety przeglądając jadłospisy w żłobkach czy przedszkolach często można natknąć się na drożdżówki, batoniki, płatki czekoladowe, nutellę czy białe pieczywo... Naprawdę można dzieciom podawać smaczne, ale zdrowe potrawy – apeluje Agnieszka Ślusarska.
Babcia na cenzurowanym
Niestety, jak mówi, nadal w szkołach ustawiane są maszyny vendingowe, w sklepikach zamiast wody królują napoje z cukrem. Ponadto nie tylko środowisko szkolno-przedszkolne negatywnie wpływa na nawyki dzieci.
– W dużej mierze jest to rola rodziców i dziadków. Często odbierając synka ze żłobka widzę jak mamusia czy babcia wita dziecko batonikiem bądź pączkiem. Niestety, uzależnienie od cukru jest bardzo silne, a my już od najmłodszych lat powinniśmy edukować dzieci i kształtować w nich prawidłowe nawyki żywieniowe. To najlepsza profilaktyka. Jak zauważa dietetyczka sami rodzice też nie odżywiają się prawidłowo. – Jeżeli dziecko nie ma wzorca, to jak możemy od niego wymagać regularnego jedzenia, picia wody, jedzenia kolorowych warzyw.
Specjalistka zauważa, że rodzice często kupują słodycze do domu, na wszelki wypadek aby były dla dzieci czy gości. Wynagradzają słodyczami, dają dzieciom produkty wysokoprzetworzone.
– Nie rozumiem dlaczego dziecko ma nie jeść chleba pełnoziarnistego tylko pszenną bułkę. Dlaczego surówkę z marchwi i jabłka trzeba dosłodzić? To niby drobne rzeczy ale budują nawyki i preferencje smakowe. Żyjemy szybko i jemy szybko, ale to nie prowadzi do niczego dobrego. Moim pacjentom pokazuję, że można naprawdę jeść smacznie i zdrowo. Mamy pomysły nawet na nutellę, tyle że bez tłuszczy utwardzanych i cukru.
Zdaniem dietetyczki otyłe dziecko to najczęściej otyły dorosły. – A tu kłania się cały zespół metaboliczny. Pomijam fakt, że leczenie takich pacjentów to ogromne koszty dla państwa. Największy problem w tym, że często (choć oczywiście nie zawsze) powielany jest schemat, że dorosłe otyłe dziecko zostaje otyłym rodzicem i wychowuje otyłe dziecko. I tak koło się zamyka...
– Pierwszy okres, w którym najczęściej tyją dzieci to I–II klasa szkoły podstawowej. Wtedy dzieci przestają biegać, skakać, beztrosko się bawić. Całymi dniami siedzą, czy to w szkole, czy w domu. Mają obowiązki związane ze szkołą. Drugi okres kiedy obserwujemy największy przyrost wagi u dzieci przypada na początek gimnazjum. Wtedy wzrasta zainteresowanie grami komputerowymi, internetem – tłumaczy prof. Dzida.