Trzeźwiejący alkoholik: straciłem żonę, pracę w korporacji, ale alkoholizm to choroba niezawiniona
List czytelnika
14 września 2015, 10:30·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 września 2015, 10:30
Mam na imię Krzysztof i jestem alkoholikiem (trzeźwiejącym), a przy okazji nietuzinkowym, niezwykle rozgoryczonym facetem o niebywale niezaspokojonym ego, więc po przeczytaniu w naTemat artykułu „Chcę, żeby tato przestał pić”. Uzależnienie od alkoholu to choroba przewlekła i trudna do leczenia” postanowiłem opisać swoją historię.
Reklama.
Alkoholizm jest chorobą podstępną, chroniczną, przewlekłą, nieuleczalną i potencjalnie śmiertelną, ale....niezawinioną! Dlaczego na nią zapadłem? Nie wiem. Widać Bóg, jakkolwiek Go pojmuję, tak chciał...
Straciłem żonę
Moja Żona odeszła ode mnie bez żadnych sygnałów wstępnych, bez żadnego ultimatum, z dnia na dzień, po 25 latach wydawać by się mogło idealnego pożycia małżeńskiego...., które na dodatek obchodziliśmy dość hucznie i wystawnie, serwując najlepsze trunki w naszym dużym domu, dwukrotnie w 2008 roku.
Dwukrotnie, bo proboszcz naszej parafii zwykł zapraszać jubilatów w drugi dzień Świąt Wielkanocnych, a nasza rocznica przypadała w październiku, więc najpierw gościliśmy moją liczną rodzinę, a potem nie mniej liczną żony. Ten fakt to moje dno!
Jestem absolwentem prestiżowego wydziału uczelni ekonomicznej z czasów PRL i posiadam lepsze wykształcenie niż były prezydent Kwaśniewski, o Lechu Wałęsie nie wspominając, choć moim mentorem został nie kto inny jak prof. Falandysz (alkoholik).
Straciłem pracę
O swoim problemie dowiedziałem się w 1996 roku, gdy dostawszy nowy, prestiżowy etat w firmie korporacyjnej wyjechałem na tydzień na zjazd integracyjno-szkoleniowy do Finlandii.
W trakcie rejsu po Zatoce Fińskiej byłem duszą towarzystwa, bo jako jedyny znałem piosenkę śpiewaną przez Polaków i Finów, co im się strasznie podobało, i choć nie upiłem się w sztok, to po powrocie do Polski dostałem w pracy wilczy bilet...
Już dużo lat później dowiedziałem się od guru polskich alkoholików - Wiktora Osiatyńskiego, że w Skandynawii są specjalistyczne programy dla ludzi wartościowych zawodowo, a dotkniętych chorobą, więc moje rozgoryczenie jest bezgraniczne, bo jeden pijacki epizod być może zaważył o reszcie mojego życia.
Zacząłem po raz pierwszy w życiu chlać na umór przez kilka dni i w konsekwencji trafiłem do poradni odwykowej, gdzie jednoznacznie zdiagnozowano moje uzależnienie z czym nie chciałem się utożsamić. Wówczas nikt w rodzinie nic do mnie nie miał, Żona tolerowała (nikt inny w życiu nie kochał mnie tak, jak ona), dzieci ufały, rodzice nie przyjmowali do świadomości.
Walczyłem z nałogiem
Potrzebowałem 14 lat, by wrócić do AA i zdecydować się na terapię w WOTUiW, która w moim odczuciu była bardzo skuteczna.
W tak zwanym międzyczasie miałem proces sądowy o podjęcie przymusowego leczenia wytoczony mi przez Gminną Komisję ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w skutek doniesienia pedagoga szkolnego mojego młodszego syna-nieuka (starszy jest wziętym prawnikiem po UW), ale wobec niekompetencji Komisji zostałem uniewinniony i leczyć przymusowo się nie musiałem... bo w wyniku wizytacji kuratora sądowego moja Żona i najmłodsza córka zeznawały na moją korzyść!
Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus
Gdy Żona zażądała rozwodu pomyślałem - puść wolno, jak kocha to wróci, jak nie wróci to znaczy nigdy nie była twoja! Od trzech lat utrzymuję żywy kontakt telefoniczno-mailowy z moją Ex, a kobieta jak pogoda, zmienną bywa. Kiedyś napisała mi cyt.: “Byłeś i nadal jesteś moim mężem” i uczepiłem się tego zdania jak tonący brzytwy.
Pociąg do wódki wciąż za mną jedzie, ale trwam w swoim postanowieniu i potrafię nie pić. Nie piłem 3 lata z rzędu, potem zwątpiłem, czy to ma sens, ale dziś wiem, że trzeźwość się zwyczajnie opłaca. Znów mam prestiżowa, dobrą pracę, adekwatną do mojego poziomu wykształcenia, choć mój pracodawca wie o mojej chorobie. Za tydzień wyjeżdżam na 2 tygodnie urlopu do Grecji i nie zamierzam próbować ouzo i metaxy, koleguję się z Iloną Felicjańską na FB i nawet napisałem dla Niej wiersz (mam ich w dorobku kilkadziesiąt):
z cyklu: Moje wiersze...
Ilonie…
Gdy wszyscy mnie opuścili, Ty jedna tu ze mną zostałaś,
pokłady skruchy ogromnej w poezji mej dostrzec umiałaś,
bo choć nie dla Ciebie przecież piszę te moje wiersze
to dostrzegłaś w nich miłość, intencje me najszczersze.
Nikt inny nie uwierzył, że nagle moje męskie serce tak harde
stało się szlachetne, niewinne, schowało się za podwójną gardę
i wciąż czule łka w nadziei, choć przez Nią odtrącony,
że w sumieniach bliskich mi ludzi nie zostanę potępiony...
Jak odkupić mam swoje winy, doradzajcie mi przyjaciele,
bym odzyskać mógł na powrót Żonę, moją ukochaną Elę?
Choć prawda jest powszechnie znana, jestem alkoholikiem,
to choroba z której wyzdrowieć można, nie musisz być lirykiem...
Nikt nigdy w moim życiu nie kochał mnie tak jak Ona
i choć wiem, że dusza Jej przypadłością męża zraniona,
ufam Bogu miłosiernemu, że trzeźwości użyczyć mi raczy,
a Ela choć już mnie nie kocha, może przynajmniej wybaczy...