Tym razem nocny tryb sejmowych prac został wdrożony przy pracy nad nowelą ustawy o działalności leczniczej, która zakłada dekomercjalizację ochrony zdrowia. Brzmi nudno i niezrozumiale, ale ta ustawa może odbić się czkawką niejednemu polskiemu pacjentowi.
Resort zdrowia pod rządami PiS już jakiś czas temu zapowiadał, że będzie chciał ukrócić komercjalizację szpitali. Od kilku lat, jeśli szpital nie radził sobie finansowo, samorząd, który był jego właścicielem mógł placówkę przekształcić w spółkę. Przy przekształceniu państwo spłacało część zobowiązań szpitala, to pomogło wielu placówkom wyjść na prostą a samorządom przestać pokrywać straty lecznicy. Jednym szpitalom udało się odnieść sukces po przekształceniu, innym nie. Wiadomo, bez dobrego zarządzania nie można liczyć na powodzenie.
Ustawa o dekomercjalizacji PiS zamyka drogę przekształceń szpitali w spółki i zakazuje sprzedaży udziałów, czy akcji szpitalnych podmiotom prywatnym. Wprowadza też możliwość kupowania przez samorządy świadczeń medycznych w szpitalach, których jest właścicielem. Oznacza to, że np. samorząd miasta X będzie mógł kupić 100 badań tomograficznych w szpitalu w X, którego jest właścicielem. Na pozór te rozwiązania wydają się korzystne dla chorych, ale diabeł tkwi w szczegółach. Oto 5 niekorzystnych rzeczy, do których może dojść po wejściu w życie tych rozwiązań.
1. Zamykanie szpitali
Brak możliwości przekształcenia szpitala w spółkę i jednocześnie obowiązek pokrywania jego strat może doprowadzić do zamykania, szczególnie małych, powiatowych szpitali. Samorząd, który nie będzie mógł spłacać długów szpitalnych, zwyczajnie będzie zmuszony do zamknięcia placówki.
To znowu będzie niekorzystne dla mieszkańców danego obszaru, bo będą musieli jeździć do szpitali w innych miejscowościach. Oczywiście, przy dużych problemach zdrowotnych, zwykle wybiera się szpitale specjalistyczne lub zwyczajnie większe, które mają odpowiedni sprzęt, kadrę i zaplecze jednak nie zawsze jest taka potrzeba.
2. Większe kolejki do hospitalizacji
Skoro samorządy będą zamykać mniejsze szpitale, które są w nienajlepszej kondycji finansowej, to chorzy, którzy się tam leczyli automatycznie będą musieli trafić do innych, gdzie na planową hospitalizację będą czekać dłużej, bo potrzebujących takiej pomocy będzie więcej.
3. Trudniejszy dostęp do pomocy w sytuacjach zagrożenia życia i zdrowia
Skoro do szpitala będzie daleko to karetka z chorym będzie jechać dłużej. Dalej też będzie na izbę przyjęć czy najbliższy SOR. W skrajnych wypadkach może to być dla niektórych kwestia życia lub śmierci.
4. Problemy finansowe szpitali, które przejmą chorych
Jeśli do szpitala trafią chorzy z większego obszaru niż trafiali wcześniej, bo w okolicy zostanie zlikwidowana lecznica, to funkcjonujący szpital będzie musiał przyjąć o wielu chorych więcej niż zwykle. W ten sposób wykona więcej świadczeń niż przewiduje jego kontrakt z NFZ.
To oznacza, że NFZ będzie musiał zapłacić szpitalowi za tzw. nadwykonania. Wiele szpitali ma już dziś problem z uzyskanie tych pieniędzy od NFZ, a przecież wykonując świadczenia ponad limit ponosi koszty. Walka, która czasami trwa bardzo długo, o pieniądze za nadwykonania, może z kolei istotnie pogorszyć sytuację szpitala, który był do tej pory w dobrej kondycji finansowej.
5. Drenowanie samorządów
Samorządy zyskają możliwość kupowania świadczeń medycznych w swoich szpitalach. Bardzo fajnie. Problem w tym, że większość samorządów ledwo przędzie finansowo i nie jest w stanie płacić jeszcze za leczenie. Jest to świetny ruch rządzącej ekipy, która wcale nie ma zamiaru zwiększać finansowania ochrony zdrowia. W tej sytuacji przerzuci odpowiedzialność na samorządy. Jeśli skończy się kontrakt szpitalnej przychodni np. na porady kardiologiczne powiedzą – przecież starosta może wam wykupić, idźcie do niego. Nie wykupi? To on jest winny, że będziecie czekać na wizytę pół roku itd.
Wbrew pozorom rozwiązania, które wprowadzi PiS mogą pogorszyć dostęp do świadczeń medycznych i wydłużyć kolejki, a przecież już teraz chorzy latami czekają na niektóre zabiegi i operacje.