Mateusz Wawryszuk zajmuje się edukacją z zakresu pierwszej pomocy. Wypadek, który przeżył kilka lat temu, uniemożliwił mu pracę w pogotowiu i sprawił, że stał się osobą z niepełnosprawnościami. Sam doświadczył, jak ważna jest pierwsza pomoc. Teraz uczy jej udzielać innym. Seria popularnych filmów instruktażowych, które dyplomowany ratownik medyczny regularnie udostępnia w sieci, może ułatwić przetrwanie w czasie pandemii. W rozmowie z naTemat specjalista zdradza najczęstsze pomyłki, jakie popełniamy wtedy, kiedy wydaje się nam, że dbamy o własne bezpieczeństwo i ograniczamy ryzyko zakażenia koronawirusem. Na co warto zwrócić szczególną uwagę (nie tylko) w stanie epidemii?
Pogodna twarz, sympatyczny uśmiech i T-shirt z napisem: "Nie krzycz, ja też się boję". W przypadku Mateusza Wawryszuka – ratownika medycznego, który po poważnym wypadku motocyklowym utracił pełnosprawność – takie hasło ma podwójne dno, a w czasie pandemii covid-19 nabiera szczególnego znaczenia...
– Na pierwszym roku studiów z ratownictwa medycznego miałem wypadek komunikacyjny, który spowodował u mnie wiele urazów m.in. niedowład ręki oraz złamanie kości udowej. Miałem uszkodzony bark i nadgarstek – tłumaczy Mateusz Wawryszuk, międzynarodowy instruktor pierwszej pomocy EFR i doświadczony, zawodowy ratownik wodny.
– Po 6 latach i 9 operacjach udało się mi ukończyć studia na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Po początkowym całkowitym paraliżu całej ręki dłoni, nerwy dość dobrze się zregenerowały, ale okazało się, że nie mogę dźwigać. Wykluczyło to możliwość pracy w pogotowiu, ale ze względu na to, że bardzo lubię mówić, zająłem się edukacją z zakresu pierwszej pomocy i tak powstała Eskulapa – uczymy ratować życie – wyjaśnia ratownik.
Jest Pan twórcą serii filmów na YouTube, w których tłumaczy Pan, na co warto
zwracać uwagę, by ograniczyć ryzyko zakażenia koronawirusem. Jakie błędy
popełniają Polacy?
Pandemia może potęgować jeden z większych problemów związanych z pierwszą pomocą, czyli… nieudzielanie jej. W takich sytuacjach najczęściej decydującą rolę odgrywają aspekty psychologiczne – rozproszona odpowiedzialność i społeczny dowód słuszności (myślimy, że ktoś inny udzieli za nas pomocy).
Ludzie mogą być obecnie mniej skorzy do tego, by reagować w sytuacjach kryzysowych ze względu na ryzyko zakażenia koronawirusem. Myślę jednak, że tak naprawdę dużo się nie zmienia i zawsze powinniśmy zwracać uwagę na ryzyko infekcji. Kiedy nie mamy maseczki, nie musimy stosować metody usta-usta. Wystarczy, że w sytuacji zagrożenia życia uciskamy samą klatkę piersiową. Niedawno pojawiły się zalecenia, by ewentualnie położyć na twarz osobie, której pomagamy np. chusteczkę higieniczną.
Najważniejsze jednak jest to, by nie wpadać w panikę. Nie chodzi tu tylko o samo udzielanie pomocy. W czasie pandemii ludzie stresują się nie tylko tym, że mogą się zarazić, ale także obawiają się utraty pracy czy płynności finansowej. Mogą się też nasilać przypadki samobójstw.
A co z zasadami profilaktyki? Czy powinno się nosić maseczki? Początkowo wielu specjalistów odradzało ich zakładanie. Opinie na ten temat były podzielone. Czy Pan rekomenduje ich stosowanie?
Noszenie maseczek cały czas wywołuje duże spory. Specjaliści publikują sprzeczne opinie. Trzeba być świadomym, że cały czas poznajemy koronawirusa i nie posiadamy jeszcze wysokiej jakości badań.
Należy być świadomym, że samo noszenie maseczek (bez specjalnych filtrów) nie chroni
nas przed koronawirusem, który może łatwo przedostać się przez materiał. 6 kwietnia WHO wydało bardzo szczegółowe zalecenie, w którym podtrzymuje swoje stanowisko – maseczki powinny nosić tylko te osoby, które są chore i mogą transmitować zakaźne aerozole. Dotyczy to także ludzi mających pośredni kontakt z chorymi, np. w trakcie pełnienia obowiązków zawodowych.
Zdania ekspertów są podzielone. Jedni podkreślają, że maseczki mogą być pomocne, ale jeśli nie są poprawnie użytkowane, to stanowią zagrożenie. Drudzy natomiast uważają, że bezpieczniejsze jest korzystanie z maseczek przez wszystkich, bo możemy przenosić wirusa nieświadomie.
Nasze Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało obowiązek zakrywania twarzy od 16 kwietnia w miejscach publicznych. Czy słusznie? To dopiero się okaże. Teraz wszystko w naszych rękach, dlatego apeluje, abyśmy robili to z głową.
W wielu miastach pojawia się problem z rękawiczkami, które po wyjściu ze sklepów ludzie wyrzucają, ale nie zawsze trafiają do śmietników. Niektórzy obawiają się, że zużyte rękawiczki mogą stanowić źródło zakażenia. Co Pan sądzi na ten temat?
Z rękawiczkami sprawa wygląda tak samo. Musimy z nich korzystać z głową, bo inaczej mogą stanowić dla nas większe zagrożenie Po pierwsze nie rozumiem potrzeby, aż tak częstego noszenia rękawiczek. Cały czas WHO podkreśla, że mycie i dezynfekcja rąk stanowi dla nas lepszą ochronę. Rękawiczki mogą być dla nas dobrą alternatywą np. na zakupach.
Myślę, że w ogóle wielu ludzi nawet nie zastanawia się nad tym, po co tak naprawdę
potrzebne są nam te rękawiczki. Wiemy, że koronawirus przenosi się drogą kropelkową.
Jeżeli wsadzimy sobie palce okryte rękawiczkami np. do oczu lub ust, to wirus też może się przenieść. To samo może się stać podczas ich zdejmowania. Jeśli nie robimy tego
poprawnie, to tylko zwiększamy ryzyko zakażenia koronawirusem. To, co obserwuję w
sklepach podczas robienia zakupów lub na ulicach, jest naprawdę straszne. Widzę, jak
ludzie bezwiednie wkładają sobie dłonie w rękawiczkach do oczu, pocierają powieki, drapią się po twarzy…
Czy zaleca Pan zakładanie jednej rękawiczki jednorazowej na drugą? Kiedy ostatnio
byłam w supermarkecie zauważyłam, że wiele osób tak robi. Materiał, z którego są
zrobione, jest nietrwały i bardzo łatwo się drze. Wystarczy chwila nieuwagi, by na
środku dłoni pojawiła się dziura.
Rzeczywiście niektórzy medycy stosują dwie warstwy rękawiczek dla dodatkowej ochrony. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy same rękawiczki w ogóle dają nam ochronę. Nawet jeżeli je zakładamy, to i tak możemy przenieść na nich wirusa.
Osobiście polecam noszenie jednej rękawiczki i niewkładanie ich na obie dłonie. Wtedy możemy uznać, że jedna ręka jest “brudna” i ma potencjalny kontakt z wirusem (można nią dotykać wszystkich przedmiotów, które potencjalnie mogą być zakażone), a drugą “czystą” można wykonywać pozostałe czynności (dotykać własnego telefonu lub karty płatniczej).
Takie podejście jest według mnie racjonalne. Jeżeli dotknę “zainfekowaną” dłonią w podwójnej rękawiczce przedmioty, z których korzystam (np. kartę przy kasie), to mogę bardzo łatwo przenieść wirusa. To właśnie dlatego WHO oficjalnie nie zaleca powszechnego noszenia rękawiczek. Dużo większe znaczenie ma za to dokładne mycie rąk.
Wyniki badań potwierdzają, że niestety nawet w czasie pandemii mamy z tym problem. Około 30 proc. ludzi nie myje rąk po skorzystaniu z toalety, a nawet ci, którzy to robią, często nie wykonują tej czynności prawidłowo. Brak dbałości o higienę przekłada się na wzrost zachorowań na covid-19?
Faktycznie widać, że te kraje, które są bardziej zdyscyplinowane jeśli chodzi o higienę, lepiej radzą sobie z ograniczaniem rozwoju pandemii. Dotyczy to zwłaszcza państw azjatyckich, które szybciej niż w Europie były w stanie doprowadzić do zahamowania przyrostu nowych przypadków zakażeń. Osobiście uważam, że mycie rąk tak jak i prawidłowe kichanie, traktowane są często jak odruchy naturalne, dlatego nie zawsze łatwo je kontrolować. Często bezwiednie robimy wiele rzeczy, z których nie zdajemy sobie sprawy, przykładamy palce do oczu, dotykamy twarzy itp.
Jeżeli chodzi o mycie rąk, to najważniejsze jest to, by robić to dokładnie, wystarczająco długo i stosując odpowiednie techniki. W komentarzach pod moimi filmami często zarzucano mi, że nie oszczędzam wody. Robię to świadomie. Dlaczego?
Załóżmy, że na moich rękach jest koronawirus. Kiedy odkręcę wodę, umyję ręce i znów zakręcę kurek papierem, to nie mam kontaktu z wirusem. Jeśli zaś będę starać się redukować ilość zużytej wody i w czasie mycia rąk będę zakręcać wodę, to narażam się na przenoszenie wirusa. Zachęcam do tego, by w czasie pandemii przede wszystkim zachowywać zdrowy rozsądek.
Czy temperatura wody ma znaczenie? Kiedyś opisywałam wyniki badań, które
wskazywały na to, że właściwie nie ma różnicy pomiędzy myciem rąk ciepłą a zimną
wodą. Ważne za to, by robić to wystarczająco długo pod bieżącym strumieniem. Co
Pan o tym sądzi?
Tak, zgadzam się. Też spotkałem się z badaniami, które wskazują, że temperatura wody
podczas mycia rąk nie ma znaczenia. Większą wagę należy przykładać do techniki, jaką
używamy w trakcie tej czynności, dokładnego umycia każdego miejsca, czy wytarcia rąk w
jednorazowy ręcznik, którym zakręcamy kurek.
Nawiązując do akcji “Nie kłam medyka” chciałabym się dowiedzieć, co Pan myśli o
coraz częściej zgłaszanych przez ratowników medycznych przypadkach symulowania objawów lub zatajania ważnych informacji przez pacjentów tylko po to, by uzyskać pomoc?
Docierają do mnie słuchy z mediów, portali społecznościowych oraz od znajomych
medyków, że pacjenci rzeczywiście oszukują ratowników. Ciężko mi powiedzieć, z czego to wynika. Wiele osób może mylnie uważać, że jeżeli ma objawy covid-19, to nikt im nie będzie chciał pomóc. To nieprawda.
Ratownicy muszą mieć prawidłowe informacje na temat stanu zdrowia pacjenta, by móc się odpowiednio przygotować do wyjazdu — założyć kombinezony, maski ochronne, okulary i przyłbice. Wtedy można bezpiecznie udzielać wsparcia chorym. Szczerość i uczciwość ma kluczowe znaczenie już w momencie przyjmowania zgłoszenia przez dyspozytora. Jeśli mamy symptomy zakażenia koronawirusem lub jesteśmy w grupie ryzyka, to powinniśmy o tym powiedzieć.
Jakie zalecenia obowiązują w takim przypadku osoby z niepełnosprawnościami? Jak radzą sobie w czasie pandemii? Jak Pan może to ocenić z własnej perspektywy?
Choć ja już mam tylko lekki stopień niepełnosprawności, to jednak wydaje mi się, że w obecnej sytuacji ta część społeczeństwa wymaga szczególnego wsparcia, podobnie jak w przypadku osób starszych. Dla nich wiele czynności może stanowić spory problem, dlatego nie powinno się o nich zapominać.
Mateusz Wawryszuk regularnie prowadzi szkolenia z zakresu pierwszej pomocy. W 2019 roku był jednym z prelegentów TEDxGdynia.
Wybiegnijmy teraz nieco w przyszłość. Jak Pan wyobraża sobie świat po zakończeniu okresu masowej izolacji w domach? Czy postkoronawirusowe scenariusze są dla Pana optymistyczne?
Na pewno wiele się zmieni. Osobiście uważam, że domowa kwarantanna, w której
powszechnie bierzemy udział, powinna być postrzegana jako coś pozytywnego. Chwilowa
przerwa daje nam szansę na to, by się zatrzymać i pomyśleć o wielu rzeczach, o których na co dzień nie myślimy. To szansa na to, by spędzić czas z rodziną i zastanowić się, co jest dla nas ważne. Może nam to pozwolić wyciągnąć takie wnioski, które pozwolą nam poradzić sobie w nowej rzeczywistości.
Pandemia doprowadziła też np. do rozwoju telemedycyny i nowych sposobów nauczania online. Myślę, że takie metody funkcjonowania w sieci staną się coraz bardziej popularne.
Czy uważa Pan, że Polska na obecnym etapie radzi sobie z pandemią covid-19?
Z moich osobistych obserwacji wynika, że całkiem nieźle radzimy sobie jako naród. Pod
pewnym względem jesteśmy nawet zdyscyplinowani. Oczywiście nie jesteśmy idealni.
Zdarza się nam okłamywać medyków. Nie wszyscy stosują się też do zasad profilaktyki, ale jak patrzę po swoich znajomych, to wydaje mi się, że potrafimy wspólnie podjąć walkę z naszym wspólnym wrogiem.
Mamy szansę na to, by jeszcze wrócić do “normalności”?
Wbrew pozorom dla mnie wiele się nie zmieniło. Ze względów zawodowych zawsze dbałem o przestrzeganie zasad higieny i zachowywałem dystans od osób, które są chore, dlatego obecne zalecenia na czas pandemii nie są dla mnie nowością. Już dawno zauważyłem, że dzięki stosowaniu takich zasad można wyraźnie ograniczyć ryzyko infekcji. Polecam więc, by wcielać je w życie nawet wtedy, gdy zakończy się stan epidemii.
Jednym z ostatnich projektów, których pomysłodawcą jest Mateusz Wawryszuk, jest piosenka edukacyjna, która w lekki sposób ma zachęcić do tego, by zastosować się do oficjalnych zaleceń i nie wychodzić z domu.