Jestem młody, zdrowy, rozgarnięty. W praktyce sprawia to, że jestem w... najbardziej zapomnianej przez rząd grupie w tym kraju. Nic dla takich jak ja nie ma, musimy radzić sobie sami, bo... przecież jesteśmy młodzi, zdrowi, rozgarnięci. Dlatego na początku roku byłem pewien, że będę ostatni w kolejce do szczepień przeciw COVID-19, a moja kolej przyjdzie – przy dobrych wiatrach – na przełomie 2021/2022 roku. Jak cudownie się pomyliłem.
Poniższy tekst jest elementem naszej akcji związanej ze zbliżającą się IV falą koronawirusa w Polsce. Z naszego cyklu dowiesz się m.in. jak niebezpieczny jest nadal koronawirus, dlaczego należy się szczepić i jakie są prognozy dla Polski oraz świata. Zachęcajmy też do szczepień – niech każdy z nas namówi chociaż jedną osobę. Dla naszego wspólnego dobra.
Jeśli coś w tej covidowej beznadziei nam wyszło, to system szczepień. Jest sprawnie, miło, szybko, przejrzyście i właściwie dostępnie od ręki. W weekend byłem na spacerze na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, gdzie tuż obok Pałacu Prezydenckiego stał mobilny punkt szczepień. Zaszczepienie to kwestia chęci i 3 minut formalności. Kolejki? Brak.
Jedni powiedzą, że punkt niefortunny, bo w Warszawie przecież zaszczepiło się 2/3 mieszkańców. Z drugiej strony punkt idealny, bo przecież Krakowskie Przedmieście to turystyczne centrum stolicy, więc sporo tam przyjezdnych. Dziś naprawdę trzeba dużo chęci i złej woli, by się nie zaszczepić.
A mimo to w Polsce pełne zaszczepienie jest na poziomie zaledwie ok. 45 procent. Jednym brakuje tylko chęci, inni mają dużo złej woli (tak, tak antyszczepionkowcy – to o was). Ci drudzy są groźniejsi, ale ich ciężko będzie przekonać.
Mniej niż połowa
Warto skupić się na tej pierwszej grupie, która po prostu jest nieprzekonana i pada pośrednią ofiarą groźnej narracji antyszczepionkowców. Przerażające, że grupa, która parę lat temu była marginesem na równi z płaskoziemcami, dziś swoimi działaniami wymiernie podzieliła społeczeństwo.
45 procent to niemal dokładnie tyle, ile wynosi średnia frekwencja ze wszystkich wyborów (parlamentarnych, prezydenckich, europejskich), które odbyły się w Polsce od 2000 roku (46 procent). Czy naprawdę żyjemy w kraju, w którym ponad połowie społeczeństwa jest naprawdę absolutnie wszystko jedno?
O ile jestem jeszcze jakoś w stanie zrozumieć niechodzenie na wybory, o tyle niedbania o zdrowie i życie swoje oraz bliskich już zrozumieć nie mogę.
1+1, czyli namów jedną osobę na szczepienie
Dlatego jeśli jesteś wśród tych 45 procent zaszczepionych, chciałbym ci w imieniu całej redakcji Grupy naTemat podziękować i jednocześnie o coś poprosić. To "1+1", czyli akcja, w ramach której każdy zdroworozsądkowy Polak przekona chociaż jedną niezaszczepioną osobę do zaszczepienia się przeciwko COVID-19. Tylko tyle i aż tyle.
Nie trać czasu i zdrowia (psychicznego) na irracjonalnych i zatwardziałych antyszczepionkowców. Nimi powinno zająć się państwo. Poświęć go natomiast na tą sporą grupę nieświadomych lub nieprzekonanych. Przekonaj ich, dlaczego warto. Jeśli argumenty prozdrowotne nie działają, użyj tych bardziej praktycznych: o ograniczeniach dla niezaszczepionych. Brak wstępu do niektórych miejsc, brak możliwości wyjazdu z kraju lub najzwyklejsza wygoda – to argumenty, które potrafią zdziałać cuda.
Jeśli trzeba, pomóż im się zapisać. Znajdź termin, pokaż dogodne miejsce. To naprawdę jest proste. Terminy są dostępne od ręki dosłownie "na już". Tutaj znajdziesz dokładną listę terminów i placówek, zapisać możesz ich przez Internetowe Konto Pacjenta lub pod numerem 989.
Żeby nie być gołosłownym, zacząłem od siebie. Niedawno udało mi się namówić jednego kolegę, który nie planował się szczepić. A łatwo nie było, bo gdy z jednej strony ja namawiałem go na szczepienie, z drugiej był inny, który przekonywał go, by tego nie robić. Jak w filmach dla dzieci, gdy na jednym ramieniu siedzi aniołek, a na drugim diabełek.
I trochę dziecinna to sytuacja, gdy dorośli mężczyźni muszą przekonywać się do takich rzeczy. Trwało to kilka dni, ale się udało. Szczerze? Naprawdę spora satysfakcja.
Spytałem Mariusza, moje "1+1", o to, dlaczego finalnie dał się przekonać.
– Prędzej czy później musiałbym się zaszczepić. W firmie wszyscy się zaszczepili, nie chciałem być jedyny. Ludzie gadają, że w to nie wierzą. Rozumiem, każdy może mieć swoje zdanie, ale prawda jest taka, że to jest na całym świecie, masa ludzi się szczepi i jest okej. Mogę chodzić do rodziny, na wesela, mecze, wiem, że jak jestem zaszczepiony, mam mniejsze prawdopodobieństwo, że zarażę kogoś, kto może przechodzić to dużo gorzej. Zdrowie masz tylko jedno i po prostu stwierdziłem, że trzeba o siebie zadbać. Nic mnie to nie kosztowało, a ryzyko jest na pewno mniejsze – mówi.
I padły tutaj niemal wszystkie argumenty, których warto używać: zdrowie swoje, zdrowie bliskich, wygoda, wykluczenie, dostępność, łatwość.
Masową odporność osiągamy jako społeczeństwo od poziomu 70 proc., w przypadku wariantu Delta jest ona jeszcze wyższa, bo wynosi ok. 85-90 proc. W teorii, gdyby czysto statystycznie akcja 1+1 zadziałała i każdemu zaszczepionemu udałoby się namówić jedną osobę, mielibyśmy już to z głowy. Wiem, że to marzenie ściętej głowy, ale takie 70 proc. moglibyśmy już zaatakować. Wtedy wskoczylibyśmy do TOP10 najbardziej wyszczepionych krajów Unii Europejskiej. Dziś jesteśmy dopiero 21.