Matka zamykała drzwi, wychodziła i całymi godzinami nie interesowała się dziećmi. Maciuś i jego brat bliźniak byli więźniami jednego pokoju. Kiedy brat Maciusia był już w stanie sam otworzyć pokój, zaczęła wyjmować klamkę z drzwi, żeby nie mógł wyjść. W końcu, pewnego dnia, kiedy wyszła z domu bawić się, pić, brać narkotyki, impreza zajęła jej tyle czasu, że ktoś bał się o życie tych dzieci i wezwał służby.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wtedy chłopcy trafili do Pogotowia Opiekuńczego w Lipnie, które prowadzi pani Hanna Kowalska. Mieli zaledwie 2 lata.
Historię chłopców opowiada nam Hanna Kowalska, która jest opiekunem prawnym Maciusia i prowadzi Pogotowie Opiekuńcze w ramach rodziny zastępczej w Lipnie. Hanna jest wulkanem emocji i troski o dzieci. Jej walka o przyszłość dzieci, które do niej trafiają, nie ma nic wspólnego z "tymczasowością”, która kojarzy nam się z pogotowiem opiekuńczym.
Na pogotowie Hanny należałoby znaleźć inną nazwę. Ona walczy o swoje dzieci, stara się im pomóc w kwestiach zdrowotnych i psychologicznych, mimo że trafiają do niej – w teorii – na chwilę. Przez jej dom przewinęło się ponad czterdzieścioro dzieci. Każde pamięta, o każdym mówi "moje dziecko”, choć wiele z nich znalazło już dawno mamy adopcyjne.
W 2021 r. czytelnicy Gazety Pomorskiej, Expressu Bydgoskiego, Nowości - Dziennika Toruńskiego przyznali Pani Hannie Kowalskiej tytuł Osobowość Roku powiatu lipnowskiego, w kategorii działalność charytatywna.
Właściwie o samej pani Hannie, można by było napisać osobny artykuł, a może nawet książkę.
Nie tylko brak matczynej miłości
Zacznijmy jednak opowiadać tę historię od początku, bo nie chodzi w niej tylko o brak opieki matki nad dziećmi, ale także o zaniedbania zdrowotne, do których dopuściła matka, a które spowodowały, że chłopiec jest teraz w Domu Pomocy Społecznej "Słoneczko" w Bydgoszczy.
Problemy Maćka zaczęły się już w pierwszych minutach jego życia. Bliźniacy przyszli na świat trochę przed czasem, bo w 36. tygodniu ciąży. To akurat nic nadzwyczajnego w ciążach bliźniaczych i nie to było problemem. O ile brat bliźniak Maciusia urodził się zdrowy, o tyle stan zdrowia naszego małego bohatera pozostawiał wiele do życzenia.
Już na pierwszy rzut oka było widać stopy końsko-szpotawe, dysplazję bioderek i przepuklinę oponowo-rdzeniową w odcinku lędźwiowym. U dziecka pojawiło się też wodogłowie. Badania wykazały, że chłopiec cierpi na chorobę rzadką - zespół Arnolda Chiariego typ II. Założono mu zastawkę komorowo-otrzewnową, żeby zniwelować wodogłowie, zamknięto przepuklinę oponowo-rdzeniową. Bioderka i stopy zakwalifikowano do operacji.
Niestety pewnych problemów zdrowotnych na tym etapie jeszcze nie można było zauważyć, więc ta lista chorób, jak się później okazało, nie była jeszcze zamknięta.
Więźniowie jednego pokoju
Każde dziecko potrzebuje miłości, a to które dodatkowo cierpi z powodu choroby, potrzebuje jej jeszcze więcej. Niestety Maciuś tej miłości nie dostał, tak samo, jak jego brat bliźniak. Jego mama miała bardziej "fascynujące” zajęcia niż opieka nad dziećmi, a przecież Maciuś potrzebował opieki wyjątkowej, szukania specjalistów, którzy mają jakiekolwiek pojęcie o leczeniu jego choroby rzadkiej, walki o jak najszybsze zoperowanie chorych nóżek, rehabilitację.
Hanna, która opiekuje się dwójką maluchów, mówi nam, że nie zna dokładnie historii rodzinnej chłopców. Przepisy zmieniły się w taki sposób, że wie tylko "mniej więcej”. Część informacji dostała od osób, które znały ich sytuację, zanim dzieci trafiły do jej Pogotowia Opiekuńczego. Wie jednak, że chłopcy byli zamykani na całe dnie, że nikt się nimi nie zajmował.
Bliźniacy trafili do Pogotowia Opiekuńczego w wieku 2 lat. Brat Maciusia był w złym stanie psychicznym przez to, co przeżył w rodzinnym domu, Maciuś okazał się silniejszy, był jednak bardzo zaniedbany, również zdrowotnie. Jgo nóżki nadal nie były zoperowane, choroba rzadka nie była kontrolowana, nie mówiąc już o tym, że dziecka nie można było odpieluchować. I tu właśnie lista jego problemów nagle urosła i jeszcze bardziej skomplikowała mu życie.
Okazało się, że nie jest w stanie kontrolować swoich potrzeb fizjologicznych. To być może ma związek z jego chorobą rzadką lub z przepukliną oponowo-rdzeniową. To też być może jest do leczenia, ale jak sami widzicie tych "być może" jest tutaj dużo. Za dużo.
Lekarze, i owszem, zapisywali go na operację nóżek, ale matka odwoływała kolejne terminy. Dlaczego? Tego nie wiemy. Ojciec chłopców przebywa w zakładzie karnym, więc wiadomo, że dziećmi nie mógł się zająć.
Od lekarza do lekarza
Pani Hanna zorientowała się, że Maciuś ma duże kłopoty zdrowotne, że jest zaniedbany, od chwili kiedy dziecko do niej trafiło.
– Jak przyjeżdżają do mnie dzieci, to najpierw trzeba je nakarmić, umyć, ubrać, doprowadzić do tzw. porządku. Już jak myłam Maciusia, zauważyłam guz na głowie, nie wiedziałam, co to jest, bo przecież nie miałam jeszcze jego dokumentacji medycznej. Później okazało się, że jest to zastawka, która niweluje wodogłowie. Był też dzieckiem niechodzącym – wspomina Pani Hanna.
Opiekunka prawna postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zaczęła jeździć z Maciusiem po lekarzach. Jednak, tak jak pewnie i wielu lekarzy, nie słyszała wcześniej o chorobie Arnolda Chiariego, nie miała do czynienia z tak rozległą wielochorobowością. Lekarze diagnozowali poszczególne dolegliwości. Jednak nikt nie był w stanie całościowo podejść do problemów zdrowotnych dziecka.
Nie ze złej woli. Trzeba pamiętać, że choroby rzadkie, takie jak ta, na którą cierpi Maciuś, lekarze czasami widzą raz w swoim lekarskim życiu, a czasem nigdy nie trafiają na takiego pacjenta. Tu potrzeba specjalistycznego ośrodka, który z chorobą miał już do czynienia i pochyli się całościowo nad stanem zdrowotnym dziecka, a na taki pani Hanna nie trafiła.
Oczywiście zapisała chłopca na operację nóżek. Jednak mimo że na skierowaniu napisano "na cito”, na operację trzeba czekać jeszcze prawie półtora roku. W przypadku rozwijającego się małego dziecka to jak "strzał w kolano”. W przypadku dziecka, u którego każda poprawa stanu zdrowia zwiększa szanse na znalezienie mamy, to jak tortury.
Do ośrodka czy do DPSu?
Jednak wróćmy do Maciusia i tego, jak teraz funkcjonuje.
– Maciek jest strasznym gadułą, wszyscy go lubią. To jest naprawdę fajne, mądre, kochane dziecko. Na tych chorych nóżkach potrafi wstawać, ale prosiłam, żeby tego nie robił, bo jak się poruszał, to bardzo ranił wykręcone stópki. Trudno było je później zagoić – mówi nam Hanna Kowalska.
I dodaje: – Oczywiście siedzi, pełza bez problemu, ma bardzo silne ręce, jest jak na swoje problemy bardzo sprawny. Porusza się na wózku inwalidzkim. Niestety nie jest w stanie kontrolować potrzeb fizjologicznych i dlatego trzeba zmieniać mu pieluchę nawet kilkanaście razy dziennie. To jest duży problem. Maciuś waży już 20 kg i biorąc pod uwagę chore nogi, to przebieranie nie jest łatwe.
Jak to się stało, że ten rezolutny 4-latek trafił do DPSu? Dlaczego nie do adopcji lub rodziny zastępczej, która mogłaby niwelować jego zaniedbania zdrowotne i zwiększyć szanse na adopcję? Pewnie najprościej byłoby odpowiedzieć, że nie było chętnych, ale ta historia jest bardziej skomplikowana i dotyczy obu braci bliźniaków, nie tylko Maciusia. Nowy dom chłopcom powinien znaleźć Kujawsko-Pomorski Ośrodek Adopcyjny w Toruniu, a dokładnie jego oddział we Włocławku. W pogotowiu opiekuńczym dzieci pozostają zwykle przez krótki okres czasu.
– A dziecko potrzebowało zwyczajnie lepszego podejścia, więcej serca od psychologa. Wiem, bo później był badany przez innych specjalistów i oni byli w stanie z dzieckiem współpracować i ich opinia była inna, choć oczywiście wskazywała na problemy natury psychologicznej. Nie była jednak tak pesymistyczna, co do rokowań. Z Maciusiem nie było problemów psychologicznych, ale wiadomo było, że jest dzieckiem niepełnosprawnym – opowiada nam Hanna.
Dzieci zostały umieszczone na liście adopcyjnej. Jednak, jak mówi nasza rozmówczyni, ośrodek traktował je jako "trudny przypadek”.
Tymczasem Hanna znalazła specjalistów, którzy zajęli się problemami psychologicznymi brata Maćka. Stosowała ich zalecenia. Efekt były imponujące. Chłopiec powoli zaczął się wyciszać, coraz lepiej się zachowywał. Potrzebował tylko rodziny. Jednak jak, mówi Hanna, te tłumaczenia nie docierały do pracownic z Ośrodka Adopcyjnego.
– Panie sugerowały, żeby umieściła chłopców w ośrodku rewalidacyjno-wychowawczym w Mocarzewie, prowadzonym przez siostry zakonne. To ośrodek, który jest przeznaczony dla dzieci głęboko upośledzonych. Tam nie ma mowy o zwyczajnej szkole. Dzieci mogą pozostawać tam do ukończenia 25. roku życia, choć siostry budują kolejny ośrodek, tak aby zapewnić im opiekę na kolejne lata życia – słyszymy.
Problem w tym, że generalnie jest to ośrodek dla dzieci upośledzonych, a ani Maciek, ani jego brat nie są dziećmi upośledzonymi.
Zdaniem Hanny Kowalskiej, wysyłanie tam dzieci bez upośledzenia i jeszcze z pieczy zastępczej budzi kontrowersje. Pozbawiłoby je choćby dostępu do normalnej edukacji i życia społecznego, już na starcie skazując tę dwójkę na wykluczenie z normalnego życia.
To było jedyne wyjście
Hanna Kowalska, wiedząc, że chłopcy nie są nawet lekko upośledzeni, rozwijają się w miarę prawidłowo intelektualnie, postanowiła działać, żeby uchronić ich przed ośrodkiem, który jest nieodpowiedni dla nich.
– Zwróciłam się do sądu o rozdzielenie bliźniąt, w tym o umieszczenie Maćka w DPS-ie. Sądy niezwykle rzadko rozdzielają rodzeństwo, a co dopiero bliźnięta. Jednak ci chłopcy potrzebowali tego. Brat Maciusia potrzebował wyciszenia, pracy, skupienia się nad nim. Chory Maciuś opieki, jeżdżenia po lekarzach i umożliwienia rozwoju intelektualnego mimo niepełnosprawności. Wiem, że nie mogłaby tego udźwignąć jedna rodzina. Nie mówiąc już o tym, że razem mieli gorsze szanse na jej znalezienie.
Sąd wnikliwie przyjrzał się sprawie i przychylił się do wniosku. Bracia dostali zgodę na rozdzielenie. – To oznaczało też umieszczenie Maciusia w DPS-ie. To smutne, bardzo trudne, ale jedyne wyjście, jakie było możliwe w tej trudnej sytuacji. Nie mogłam dopuścić do tego, żeby chłopcy trafili do ośrodka dla dzieci głęboko upośledzonych – tłumaczy Hanna.
Wydawać by się mogło, że w tej sytuacji ośrodek adopcyjny miał łatwiejsze zadanie i już mógł działać w sprawie chłopców. Jednak, jak mówi nasza rozmówczyni, nadal sugerowano jej oddanie dzieci do Mocarzewa, a ewentualnych chętnych do adopcji brata Maciusia skutecznie zniechęcano.
Wtedy kobieta postanowiła skorzystać z pomocy profilu Adopcja na Facebooku. To miejsce założone przez rodziców adopcyjnych, które skupia osoby chcące być rodziną zastępcza bądź adoptować dziecko.
Tam często opiekunowie prawni piszą o swoich podopiecznych, którzy szukają bezskutecznie rodziców lub rodziców zastępczych. Wiele z poszukiwań ma pozytywny finał. W ten sposób znalazła się mama dla brata Maćka. Sąd właśnie zdecydował, że chłopiec mógł już pojechać do swojego nowego domu. Mama deklarowała, że nie zapomną o Maćku i będą utrzymywać kontakt. Tak, żeby brat nie stracił brata na zawsze.
Niestety Maciek nie miał tyle szcześcia. Hanna Kowalska musiała oddać go do specjalistycznej placówki, w obliczu faktu, że ośrodek adopcyjny i ona sama (mimo ogromnych wysiłków), nie byli w stanie znaleźć dla chłopca rodziny. Co ważne, wybrała placówkę bardziej odpowiednią, która nie jest nastawiona na dzieci niepełnosprawne intelektualnie.
Do DPS-u Maciuś wyjechał od swojej opiekunki prawnej tuż przed majówką. Jego brat jeszcze został - czekał na decyzję sądu, co do jego losu. Bracia żegnali się czule, choć nie było w nich smutku, łez, rozpaczy. Czteroletnie dzieci nie rozumieją jeszcze, że coś jest na zawsze.
– Ciociu ja tam trochę pobędę i wrócę... – mówił Maciuś pani Hani, kiedy się z nią żegnał.
Robiliśmy wszystko, żeby nie rozdzielić braci
Trochę inaczej sprawa wyglądała od strony Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Adopcyjnego w Toruniu. Dyrektor Anna Sobiesiak, która nadzoruje również prace oddziału we Włocławku, tłumaczy nam, że ośrodek robił wszystko, żeby nie rozdzielić braci bliźniaków.
To oczywiście zrozumiałe, bo polskie przepisy w tej materii mówią jasno, że jest to jedna z najważniejszych kwestii dotyczących pieczy zastępczej czy adopcji, a z kolei Ośrodek musi działać zgodnie z przepisami.
– Ośrodek poszukiwał rodziny dla bliźniaków, zostali przedstawieni rodzinom z województwa kujawsko-pomorskiego i małopolskiego, niestety rodziny odmówiły, dzieci są zgłoszone do wszystkich ośrodków adopcyjnych w naszym kraju – wyjaśnia.
Jak tłumaczy, sąd wydał postanowienie o umieszczeniu Maciusia w DPSie. Ośrodek dokonał rozdziału rodzeństwa i poszukiwał rodziców dla brata Maćka - zgłaszali się chętni, jednak rezygnowali.
– Rzeczywiście pani, która obecnie przejęła bezpośrednią pieczę, czyli opiekę nad dzieckiem, a jest przed podjęciem ostatecznej decyzji o adopcji, znalazła chłopca dzięki facebookowemu profilowi Adopcja. Dlatego też wspierajmy i poczekajmy na przebieg pieczy oraz orzeczenie sądu o adopcji dziecka. Chłopczyk jest przekonany, że jak pojedzie z mamą do nowego domku, to tam będzie brat Maciuś – podkreśla Anna Sobiesiak.
I dodaje: – Cieszymy się, że chłopiec znalazł mamę. Jednak jesteśmy umiarkowanie optymistyczni, dlatego, że wyprowadzenie chłopca z jego deficytów związanych z niepełnosprawnością będzie wymagało wiele pracy.
Dyrektor tłumaczy, że ma mieszane uczucia, jeśli chodzi o szukanie dzieciom rodziców przez media społecznościowe, ponieważ informacje o dzieciach nie są, jej zdaniem, adekwatne z ich rzeczywistymi deficytami. – Niestety mamy doświadczenia, że po znalezieniu dziecka "dzięki” Facebookowi, rodzice w trakcie przejęcia opieki nad dzieckiem oddawali je.
– Publikacje o dzieciach poszukujących rodziców są bardzo emocjonalne, a nie chodzi w tym o to, żeby dać się ponieść emocjom i w związku z nimi zdecydować na adopcję dziecka. To musi być bardzo przemyślana decyzja. Czasami przyszli rodzice adopcyjni uważają, że ich zniechęcamy. A to chodzi o przemyślaną i świadomą decyzję – mówi.
– My musimy na chłodno przedstawić im dziecko takie, jakie jest - z jego mocnymi stronami i tymi słabszymi. Chcemy mieć pewność, że rodzice sobie poradzą i nie oddadzą z powrotem dziecka, co niestety się zdarza. Proszę sobie wyobrazić, jak taka sytuacja może małemu człowiekowi złamać życie po raz kolejny. Dlatego my musimy odsunąć na bok emocje, choć one nam też towarzyszą – podkreśla Anna Sobiesiak.
Ekspertka zaznacza, że czeka na rozwiązania informatyczne, które umożliwiłyby publikację informacji o dzieciach poszukujących rodziców na stronach internetowych Ośrodka Adopcyjnego. – Oczywiście należy wtedy zadbać o zachowanie anonimowości dzieci, ale z pewnością byłoby to bardzo pomocne narzędzie.
Z DPSu można też trafić do mamy
Dyrektor Sobiesiak zapewniła nas, że pracownicy Ośrodka Adopcyjnego, którym kieruje, dołożą wszelkich starań, żeby chłopiec znalazł mamę. – W naszym ośrodku zostało przeprowadzonych kilka udanych, orzeczonych adopcji dzieci przebywających w DPSach – podkreśla.
Żeby pomóc Maćkowi, postanowiliśmy zadziałać jako redakcja naTemat, bo uważamy, że czasami samo opowiedzenie historii nie wystarczy.
Zainteresowaliśmy się chorobą Maćka i znaleźliśmy odpowiedni ośrodek, który zajmuje się chorobami rzadkimi i wielochorobowością małych dzieci. Umówiliśmy chłopca na konsultację w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Lekarze wiedzą, że Maciuś szuka mamy i każda poprawa jego stanu zdrowia może mu w tym pomóc. Już wstępny przegląd dokumentacji medycznej dał nadzieję, że kwestia panowania nad potrzebami fizjologicznymi czy samodzielnego poruszania się jest otwarta i być może da się dziecku pomóc.
Jeśli chodzi o chore nóżki, zabiegamy razem z Hanną Kowalską o to, żeby operacja odbyła się szybciej. Czy to się uda? Mamy nadzieję, że urzędnicy i lekarze otworzą przed Maćkiem swoje dobre serca i tak się stanie.
Zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia, czy jako dziecko niepełnosprawne z pieczy zastępczej chłopiec może korzystać ze świadczeń zdrowotnych poza kolejnością. Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy resortu zdrowia, zapewnił nas, że ustawa „Za życiem”, a także sama niepełnosprawność daje dziecku prawo do korzystania ze świadczeń medycznych poza kolejnością. Czy jest tak wiele dzieci korzystających z tych uprawnień, że Maciuś musi tyle czekać? To pytanie pozostaje otwarte.
Tymczasem nasz bohater jest w DPSie. To bardzo dobry DPS i chętnie pomoże w "wyprowadzeniu” zdrowotnym Maćka, choćby wożąc go na konsultacje medyczne do odległej Warszawy.
Wszyscy lubią Maciusia
Małgorzata Geppert, kierownik Domu Pomocy Społecznej "Słoneczko” w Bydgoszczy, w którym jest Maciuś, mówi o nim z uśmiechem, choć rozmawiamy z nią, kiedy dziecko jest dopiero od ponad tygodnia pod opieką placówki.
Pani Małgorzata Geppert dodaje, że Maciuś jeszcze psychicznie nie jest świadomy swojej niepełnosprawności, dlatego każda poprawa jego stanu zdrowia, przed tym, jak dosięgnie go ta świadomość, jest na wagę złota.
– Maciuś lubi ćwiczyć, jest dość sprawny fizycznie mimo swoich ograniczeń. Bardzo sprawnie, dynamicznie się porusza. Lubi rysować, bawić się zabawkami. Potrzebuje dużo miłości i czułości. Przytula się do nas i my go przytulamy. Robimy oczywiście co w naszej mocy, ale nie jesteśmy w stanie zastąpić mu mamy – podkreśla.
Miejsce dziecka jest w rodzinie, nie w DPSie
Dlaczego w ogóle chore dzieci z pieczy zastępczej trafiają do DPS-ów? Przecież nawet dobre placówki nie są w stanie zastąpić im rodziny, o tych gorszych nawet nie wspominam. Pewnie jest niewielki odsetek takich dzieci, dla których rzeczywiście DPS lub inny specjalistyczny ośrodek jest niezbędny. Jednak większość z tych dzieci powinna trafić do zawodowych rodzin zastępczych lub do adopcji. Sprawą zajął się nawet w styczniu tego roku Rzecznik Praw Obywatelskich, który po doniesieniach prasowych wystąpił w tej sprawie do Ministerstwa Rodziny i Opieki Społecznej.
RPO sprawdził, ile dzieci pozostaje w DPSach w poszczególnych województwach. Rekordzistą jest podkarpackie, gdzie w DPSach, w ciągu ostatnich 10 lat przebywało ponad 550 takich dzieci. Rzecznik pisał też o tym, że o wielu dzieciach umieszczonych w DPSach zapominają ośrodki adopcyjne - nie szukają im rodzin, nie wpisują na listy adopcyjne. Zwyczajnie uznają "problem” za załatwiony.
RPO poinformował jednak naTemat, że badał tylko kwestię wysyłania dzieci do DPSów. Nie wiadomo, jaka jest liczba tych dzieci, które są umieszczane w placówkach innych niż DPS, a nie będących chociażby domem dziecka.
Nie wiemy również, jakie kryteria powodują, że dzieci są wysyłane do takich, a nie innych placówek. Mimo próśb o informację wysyłanych do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Tymczasem wysyłanie dzieci do nieodpowiednich dla nich ośrodków, nie tylko może złamać im życie, ale też sprawia, że "znikają” z systemu, co może "ładnie” wygląda w statystykach, ale na pewno nie jest działaniem na rzecz dobra tych skrzywdzonych przez życie dzieci.
RPO w swoim wystąpieniu do MRiPS pisał, że bardzo niewiele dzieci z niepełnosprawnością trafia do rodzinnej pieczy zastępczej i rodzin adopcyjnych. Placówki instytucjonalne nie są w stanie zaspokoić ich potrzeb emocjonalnych i społecznych, a zwłaszcza poczucia bezpieczeństwa.
Niezbędne są zatem przepisy, które zapobiegną umieszczaniu ich w domach pomocy społecznej - tak by mogły być przenoszone do rodzinnej pieczy zastępczej
MRiPS odpowiedziało, że prowadzi prace analityczne dotyczące sytuacji małoletnich. Zakładanym kierunkiem zmian jest deinstytucjonalizacja, mająca na celu przechodzenie od opieki o charakterze instytucjonalnym do opieki świadczonej w środowisku rodzinnym.
Resort rodziny odpowiadał, że:
"Wdrożenie zapisów Strategii będzie wymagało szeregu zmian przepisów prawa, niemniej jednak już w chwili obecnej w resorcie rodziny procedowany jest projekt ustawy o zmianie ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej oraz niektórych innych ustaw (UD 135). Projekt ten zawiera zmiany mające na celu m.in. przyspieszenie procesu deinstytucjonalizacji oraz rozwoju rodzinnych form pieczy zastępczej w Polsce”.
Mówiłam o tym Hannie Kowalskiej. Odpowiedziała mi tylko: – Wiesz, oni sobie procedują, a Maciuś cierpi, bo nie ma mamy.
Drogi Czytelniku / Czytelniczko, jeśli poruszyła Cię historia Maciusia a planowałeś/ planowałaś adopcję dziecka lub stworzenie rodziny zastępczej, to możesz kontaktować się z Kujawsko-Pomorskim Ośrodkiem Adopcyjnym w Toruniu, który szuka dla chłopca rodziny. Jednak, tak jak mówiła dyrektor Anna Sobiesiak - nie działaj emocjonalnie, rozważ wszystkie za i przeciw.
Od początku były problemy. Brat Maciusia, skrzywdzony przez matkę, miał problemy z zachowaniem, był nadpobudliwy. Dostał z tego powodu orzeczenie o niepełnosprawności. Wiedziałam, że potrzebuje rodziny, która będzie z nim pracować. Nie zdziwiło mnie więc, że kiedy przyjechały panie z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Adopcyjnego, oddziału we Włocławku, nie chciał współpracować z panią psycholog. Nie widziałam jej opinii, ale wiem, że wystawiła niekorzystną dla dziecka.
Hanna Kowalska
Prowadzi Pogotowie Opiekuńcze w Lipie. Jest opiekunką prawną Maćka
Maciuś pod względem emocjonalnym i intelektualnym rozwijał się w normie. Jednak jest to dziecko z licznymi chorobami somatycznymi. Natomiast jego brat bliźniak pod względem emocjonalnym i intelektualnym odbiega od normy. Zarówno diagnoza psychologiczna wykonana przez pracowników Ośrodka jak i ta zewnętrzna, wykonana na zlecenie pani Hanny, mówiły jednoznacznie, że rokowania tego chłopca pod względem psychologicznym, rozwojowym i emocjonalnym są niepewne.
Dlatego rozważając różne możliwości myśleliśmy również o Ośrodku Rewalidacyjno-Wychowawczym w Mocarzewie. Z jednej strony chłopcy nie musieliby być rozdzieleni, z drugiej brat Maćka zyskałby pomoc psychologiczną i terapeutyczną a Maciek całodzienną opiekę.
Anna Sobiesiak
Dyrektor Kujawsko- Pomorskiego Ośrodka Adopcyjnego w Toruniu
Jest teraz w procesie adaptacyjnym. Obserwujemy jakie ma potrzeby, możliwości, co lubi. Na tej podstawie opracujemy dla niego indywidualny plan wsparcia. Mimo że jest u nas krótko, zauważyliśmy już, że jest chłopcem radosnym, komunikatywnym, ciekawym świata. Chce wszystko zobaczyć, o wszystkim dowiedzieć się jak najwięcej.
Został zaakceptowany przez innych mieszkańców. Bardzo lubi rozmawiać i ma własne zdanie na różne tematy. Jest dzieckiem lubianym. Jest chłopcem z ograniczeniami w zakresie lokomocji, porusza się na wózku inwalidzkim. Sztukę przemieszczania na wózku opanował do doskonałości.
Małgorzata Geppert
Kierownik Domu Pomocy Społecznej "Słoneczko” w Bydgoszczy