Nasz wzór picia alkoholu jest wzorem północnym. To znaczy, że pijemy rzadziej, ale dużą ilość alkoholu – mówi naTemat.pl z-ca dyrektora Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom Katarzyna Łukowska. Niestety ma to negatywne skutki. Polska znalazła się na 9. miejscu w Europie (plus Rosja), jeżeli chodzi o zgony z powodu nadużywania alkoholu. Pandemia również na tę sferę miała swój wpływ. Mniej pili ci, którzy wcześniej chodzili do barów, ale więcej ci, którzy nie poradzili sobie ze stresem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Beata Pieniążek-Osińska: Polska znalazła się na 9. miejscu w Europie (plus Rosja), jeżeli chodzi o zgony z powodu nadużywania alkoholu. Nie mamy się raczej czym chwalić?
Katarzyna Łukowska: Gdy używamy określenia "umieralność z powodu alkoholu", to mamy na myśli bezpośrednie zgony związane z zatruciami. Tego rodzaju zgonów jest zdecydowanie mniej. Natomiast to, co nas bardzo niepokoi, to fakt, że alkohol jest jednym z trzech czynników, poza tytoniem i nadciśnieniem, wpływającym istotnie na nasze zdrowie i w konsekwencji skracającym nasze życie.
Światowa Organizacja Zdrowia już dobrych kilkanaście lat temu opracowała raport, zrobiła coś naprawdę wartościowego, bo zajrzała poza karty zgonu. Ludzie najczęściej umierają z powodu nowotworów i chorób układu krążenia. Ale WHO zadała sobie pytanie: co sprawia, że ludzie chorują na nowotwory i mają choroby układu krążenia? Jakie są czynniki uszkadzające?
Okazuje się, że te czynniki to nadciśnienie, tytoń i właśnie alkohol na trzecim miejscu.
Czyli stąd te zgony z powodu nadużywania alkoholu?
Bardzo dużo mówi się ostatnio o tym, że alkohol jest czynnikiem kancerogennym. Nawet w Europejskim Planie Walki z Rakiem, który zakłada obniżenie wskaźników zachorowań i umieralności na nowotwory, umieszczono wskaźnik ograniczenia picia. Jeżeli chcemy, aby ludzie mniej chorowali na nowotwory, to musimy wyeliminować czynniki, które rozpoczynają proces kancerogenezy, a takim jest właśnie alkohol.
Na przykład, jeżeli chodzi o kobiety, alkohol bardzo mocno wpływa na rozwój raka piersi. Trzeba też zaliczyć tu wszystkie nowotwory układu pokarmowego: żołądka, jelita, przełyku, krtani.
Jeżeli chodzi o wpływ na zdrowie, abstrahując od nowotworów, organem, który jest bardzo uszkadzany przez alkohol, jest wątroba. Żeby ją tak uszkodzić, by stała się marska i przestała pracować, trzeba pić przez lata. Nie oznacza to jednak, że każdy człowiek, który ma uszkodzoną wątrobę, jest od razu uzależniony.
Tu wystarczy, że ktoś nadużywa alkoholu w jakimś dłuższym okresie czasu. Najpierw ma zapalenie wątroby, potem staje się ona stłuszczona i w rezultacie dochodzi do marskości, a w efekcie człowiek umiera, bo wątroba przestaje pracować.
W tym sensie można mnożyć przykłady tego, jak alkohol wpływa na zgony. W wyniku metabolizmu alkoholu powstaje aldehyd octowy, wolne rodniki, co przekłada się na osłabioną odpowiedź immunologiczną, na różne kancerogeny środowiskowe.
Mówiąc o umieralności z powodu alkoholu, mamy więc na myśli to, że alkohol bardzo szeroko uszkadza nasze zdrowie i to jest główna przyczyna umieralności.
Jak duża jest skala problemu? Ilu Polaków nadużywa więc alkoholu?
Nowe badania EZOP z ubiegłego roku pokazują, że w Polsce alkoholu nadużywa około 7 proc. Polaków w wieku powyżej 18 lat, a uzależnionych od alkoholu jest ponad 1,9 proc.
Nie chodzi więc o to, aby w narracji, że alkohol uszkadza zdrowie koncentrować się tylko na osobach uzależnionych od alkoholu. Mamy taką tendencję do spychania problemów i mówienia sobie: przecież ja nie jestem uzależniony.
A trzeba raczej próbować odpowiedzieć sobie na takie ważne pytanie: czy moje picie nie stało się problemem, w rozumieniu nadużywania alkoholu, a niekoniecznie uzależnienia od alkoholu.
Czy liczba zgonów z powodu nadużywania alkoholu rośnie?
Tu trzeba popatrzeć na standaryzowane współczynniki zgonów z powodu przyczyn bezpośrednio związanych z alkoholem. To dane NIZP-PZH od 1999 r.
Jeżeli chodzi o przyczyny zgonów spowodowane alkoholem ogółem, to współczynnik na 100 tys. osób, rzeczywiście od roku 1999 rośnie. Wówczas wynosił 19, a w 2020 - już 49,5. To dotyczy mężczyzn.
A czy kobiety wypadają w tych statystykach lepiej?
Nie. Owszem współczynnik jest niższy niż u mężczyzn, ale wzrost jest także ogromy. U kobiet to 11,3 w 2020 r., ale ten współczynnik w 1999 r. wynosił zaledwie 2.
Gdy patrzymy na inne zaburzenia - somatyczne i psychiczne spowodowane alkoholem, to one wszystkie rosną. To jest absolutnie niebezpieczne.
A jak jest ze spożyciem alkoholu? Czy te liczby też rosną?
To, że współczynniki zgonów z powodu spożycia alkoholu rosną, jest też pochodną tego, że nie spada nam spożycie alkoholu.
Owszem GUS podaje, że w ubiegłym roku coś drgnęło i jakieś małe części punktu poszły w dół, ale jak patrzymy na spożycie od 1999 r., to ono też systematycznie rośnie.
Czy Polacy piją dużo i widać zmiany w tych trendach? Pijemy więcej piwa, wina?
Spożycie alkoholu na pewno nie spada. W 2020 r. spożycie poszczególnych napojów alkoholowych to prawie 10 litrów czystego alkoholu rocznie.
Dla porównania w roku 2000 r. spożycie ogółem wynosiło powyżej 7 litrów czystego alkoholu, a w 2020 r. - jest to 9,6 l. To bardzo duży wzrost.
Rośnie właściwie spożycie wszystkich rodzajów napojów alkoholowych: i piwa, i wina, i wódki.
Zwłaszcza wódka rośnie intensywnie, bo ona jest w miarę tania. Do tego doszły małpki, które też są spożyciem wysokoprocentowego alkoholu. Są łatwiej dostępne, dostępne dla kobiet. Jest inna potrzeba wypijania alkoholu zapakowanego w małpki.
Czy można jeszcze zahamować te trendy?
Zestaw działań rekomendowanych przez WHO to przede wszystkim dobra polityka. To polityka cenowa, czyli wysoka cena alkoholi, ale też mniejsza liczba punktów sprzedaży alkoholu i oczywiście zakaz reklamy. WHO mówi o całkowitym zakazie reklamy, a nie o ograniczeniu, bo my w Polsce mamy tylko ograniczoną reklamę.
W ubiegłym tygodniu odbyła się ogólnoświatowa konferencja KBS (Międzynarodowa KonferencjaNaukowa Kettil Bruun Society). To jest stowarzyszenie, które zajmuje się badaniami ws. alkoholu.
Z podsumowania wynika, że te polityki, które są najbardziej skuteczne, są najmniej popularne. A te, które są mniej skuteczne, są najbardziej popularne.
Czyli przeciętny obywatel, ale też polityk mówi, że ludzi trzeba przede wszystkim edukować. Ale ja zawsze podaję za przykład politykę w sprawie papierosów. My nie zajmowaliśmy się w polityce dotyczącej papierosów tylko edukowaniem, nie mówiliśmy ludziom: "proszę nie palić w restauracjach, bo przeszkadza to innym", tylko wprowadziliśmy po prostu zakaz palenia w miejscach publicznych.
Dlaczego ludzie apelują, abyśmy w sprawie alkoholu edukowali, a w sprawie tytoniu nie było takich apeli, a była zgoda co do tego, że należy tytoń wyeliminować z przestrzeni publicznej? Nie mówię o tym, aby wyeliminować tak samo alkohol, ale powinny być wprowadzone - zgodnie z rekomendacjami WHO - większe ograniczenia dotyczące spożycia alkoholu, czyli cena i ograniczenia, co do miejsc spożycia.
Np. ustawa cukrowa wprowadziła dodatkowe opłaty od małpek i małpki miały zdrożeć, a kasa miała trafić do samorządów. Jednak biorąc pod uwagę inflację, to nie jestem pewna, czy cena małpek wzrosła wystarczająco dużo, aby konsument po nie po prostu nie sięgał.
Przy rozmowach o cenie używek zawsze pojawia się kwestia progu cenowego i szarej strefy.
Oczywiście zawsze pojawiają się argumenty, że wzrost cen powoduje rozwój szarej strefy. Jednak jeżeli chodzi o alkohol, to ludzie raczej kupują go w legalnych sklepach. Przeciętny konsument nie kupi alkoholu z nielegalnego źródła, bo będzie się bał, że się otruje.
W przypadku papierosów, cena przyniosła pewien efekt. Oczywiście część ludzi je kupuje, mimo że są drogie, ale spadły odsetki osób, które palą papierosy.
Ewidentnie porównanie tych polityk pokazuje, że w sprawie tytoniu osiągnęliśmy większy kompromis. Przed nami teraz jeszcze kwestia związana z e-papierosami. Ale jest zakaz reklamy, w sklepach nie widać opakowań, a na opakowaniach są odstraszające zdjęcia.
Tymczasem na butelkach z alkoholem nawet nie ma informacji: "Uwaga, spożywasz produkt kancerogenny".
Czy można powiedzieć, że Polacy piją dużo na tle innych państw europejskich?
Piją na pewno bardziej szkodliwie. Nie można mówić tylko o ilości wypijanego alkoholu, ale też o pewnych wzorach spożywania.
Nasz wzór jest wzorem północnym: to znaczy, że pijemy rzadziej, ale dużą ilość alkoholu. Nie ma kultury picia wina do obiadu, ale raczej na imprezach, przy grillu, pojawia się duża ilość alkoholu.
Z punktu widzenia zdrowotnego, to jest niebezpieczne. Bo nagle się upijamy, nasz organizm otrzymuje duże dawki alkoholu, wielokrotnie przekraczające ustalone przez WHO zalecenia, co do limitów picia o niskim ryzyku szkód. To jest właśnie niepokojące w tym naszym wzorze picia alkoholu.
Nie delikatne wino do obiadu, ale duże dawki alkoholu wypijane jednorazowo. Czyli mamy zupełnie inny wzór picia niż np. we Włoszech.
Widać to w statystykach dotyczących zgonów z powodu picia alkoholu, gdzie Włochy są raczej na końcu listy.
Niestety tak jest. Nowotwory, np. raka żołądka czy przełyku, są związane z piciem wysokoprocentowego alkoholu. To stężenie ma znaczenie z punktu widzenia podrażniania błony śluzowej żołądka.
A jak piją obecnie młodzi ludzie w Polsce?
Wydaje się, że skoro cała Polska należy do stylu północnego, to dlaczego młodzi ludzie mieliby pić inaczej.
Naśladowany jest model picia, jaki widzą u osób dorosłych. Jeżeli widzą, że nie pijamy wina do obiadu, tylko raczej mocne alkohole i w dużych ilościach, to przez naśladowanie wchodzą w taki sam styl picia.
Polacy, choć piją rzadziej, jeżeli porównamy do innych krajów europejskich, to piją w dużych ilościach. Polska znajduje się na 1. miejscu wśród krajów europejskich, jeżeli chodzi o ilość czystego alkoholu wypijanego w jednym dniu, w postaci napojów spirytusowych i wina.
Czyli nie mamy się czym chwalić?
W tej sprawie zdecydowanie nie.
A czy widać różnice w tym, jak piją kobiety, a jak mężczyźni?
Różnicę widać np. patrząc na to, kto wypija najwięcej alkoholu. Bo jeżeli chodzi o mężczyzn, którzy najwięcej wypijają, to są to mężczyźni ze średnich miejscowości i gorzej wykształceni.
Natomiast wśród kobiet najwięcej alkoholu wypijają mieszkanki dużych miast, lepiej wykształcone i nieposiadające rodziny. To socjologiczna różnica.
Pozostaje też istotny problem picia przez kobiety w ciąży. Nadal kilkanaście procent kobiet w ciąży sięga po alkohol. Uzależnionych jest 1 proc., więc większość ciężarnych, które sięgają po alkohol w ciąży, to nie są kobiety uzależnione, tylko nieświadome tego, jak alkohol wpływa na zdrowie nienarodzonego dziecka i rozwój komórek, które tworzą się w poszczególnych trymestrach ciąży.
Czyli ta świadomość jest jeszcze za mała?
Co innego wiedza, a co innego zachowanie. Może część wie, że alkohol w ciąży szkodzi dziecku, ale błędnie myśli, że dotyczy to tylko tych kobiet, które piją dużo. A same sobie tłumaczą: "przecież ja tak dużo nie wypijam".
Nie sposób nie zapytać też o to, jak pandemia wpłynęła na zmiany w modelu picia. Dotknęła wielu sfer naszego życia. Np. większość z nas przeszła na pracę zdalną, a ta niektórym ułatwiła picie. Nikt nie poczuje w pracy, że jest się "wczorajszym”.
To trafna obserwacja, że tak się mogło zdarzyć. Badania prof. Jana Chodkiewicza pokazały nam, że w trakcie pandemii część osób piła mniej, bo zamknięte były restauracje, bary, więc ograniczona była dostępność.
Jednak część osób piła więcej, bo mogli to robić w domu, m.in. dzięki pracy zdalnej. Część osób z kolei w ten sposób próbowała też radzić sobie ze stresem.
Czyli bilans wypada bez zmian?
To znowu jest ta średnia, a świat jest o wiele ciekawszy, gdy patrzymy nie tylko na średnie.
Może spożycie alkoholu zasadniczo nie wzrosło, ale też nie spadło. Pojawia się jednak pytanie: co się działo w poszczególnych grupach?
Wiemy, że osoby, które gorzej radziły sobie ze stresem w pandemii, wypijały więcej alkoholu i robiły to w domach. A te, które piją towarzysko, które wychodziły wcześniej do pubów, piły mniej, bo została ograniczona ta dostępność.
Dziennikarka działu Zdrowie. Ta tematyka wciągnęła mnie bez reszty już kilka lat temu. Doświadczenie przez 10 lat zdobywałam w Polskiej Agencji Prasowej. Następnie poznawałam system ochrony zdrowia „od środka” pracując w Centrali Narodowego Funduszu Zdrowia. Kolejnym przystankiem w pracy zawodowej był powrót do dziennikarstwa i portal branżowy Polityka Zdrowotna. Moja praca dziennikarska została doceniona przez Dziennikarza Medycznego Roku 2019 w kategorii Internet (przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia) oraz w 2020 r. II miejscem w tej kategorii.