Nie jest łatwo żyć za pensję pielęgniarki, ale dajemy radę. Nasze rodziny są przyzwyczajone do tego, że jesteśmy dobrymi ekonomistami – relacjonuje jedna z pielęgniarek, która przyjechała przed Sejm "przypilnować" posłów w głosowaniu nad poprawkami Senatu do ustawy o minimalnych płacach w ochronie zdrowia. Większość pielęgniarek przyznaje się do pracy na więcej niż jednym etacie. Zmusza je do tego inflacja i rosnące koszty życia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Semik, która pracuje już kilkadziesiąt lat, przypomina, że sytuacja finansowa pielęgniarek ruszyła się w 2015 r.
- Pierwszy ruch w kierunku podwyżek był zapoczątkowany w 2015 r. przez ministra Zembalę, który wprowadził 4 razy po 400 zł, czyli 1600 zł brutto. Było trochę zamieszania, bo dyrektorzy nie chcieli wypłacać pieniędzy. Potem minister Szumowski wrzucił nam jeszcze piątą transzę. Sytuacja finansowa nam się zdecydowanie poprawiła. W 2017 r. minister Radziwiłł wpadł na pomysł, aby zaproponować nam ustawę, która to ureguluje. O jej zapisy boksujemy się od tamtej pory - relacjonuje.
Spłaszczyć różnice w wynagrodzeniach
Pewne jest, że pielęgniarki muszą więcej zarabiać, ale według tych, które przyjechały w środę przed Sejm, nie może być tak, że pielęgniarka zaraz po studiach, bez doświadczenia, będzie zarabiała tyle samo, co jej koleżanka z 15-letnim czy 20-letnim stażem pracy, ale bez magistra. Różnica w wynagrodzeniach dla pielęgniarki z wyższym wykształceniem, a pielęgniarki, która takiego wykształcenia nie posiada to prawie 2 tys. złotych. Na takie dysproporcje się nie zgadzają.
- Są koleżanki, które kończyły licea medyczne lub studium zawodowe, czyli zostały na poziomie średniego wykształcenia. Różnica pensji między nimi a koleżankami z magistrem lub specjalizacją, to ok. 1700 zł. Jestem za tym, aby za posiadane kwalifikacje było odpowiednie wynagrodzenie, ale pod warunkiem, że za tym podwyższeniem kwalifikacji, idzie zmiana zakresu obowiązków na większy. Koleżanka, która uzyskała magistra czy specjalizację, powinna otrzymać gratyfikację, ale nie aż tak potężną, jeżeli wykonuje te same obowiązki - wyjaśnia Agata Semik, która pracuje jako pielęgniarka od 38 lat.
Jak dodaje, starszym koleżankom z doświadczeniem, które uczyły młodzież, trudno jest pogodzić się z tym, że dziewczyna o 20-30 lat młodsza, którą one uczyły, zarabia o 2 tys. więcej, tylko dlatego, że ma wyższe wykształcenie.
Jesteśmy dobrymi ekonomistami
Druga kwestia to wysokość pensji za niełatwą pracę z pacjentem.
- Nie jest łatwo żyć za pensję pielęgniarki, ale dajemy radę. Nasze rodziny są przyzwyczajone do tego, że jesteśmy dobrymi ekonomistami. Poprawiła nam się trochę sytuacja materialna, ale to dzieje się w dużej mierze dlatego, że pracujemy na kilku etatach - mówi Agata Semik.
Jak dodaje, jedna pensja wystarczała do tej pory, aby żyć, jeżeli nie ma się np. kredytu na mieszkanie. Według niej jest łatwiej, niż było np. 10 lat temu, jednak nadal łatwiej jest, gdy pielęgniarka żyje w związku i jest do dyspozycji także druga pensja.
- Ale inflacja tak galopuje, że nie jestem w stanie powiedzieć, co będzie za pół roku - podkreśla z niepokojem.
Rekordzistki pracują po 400 godzin
Semik wyjaśnia, że pielęgniarki wykorzystują system pracy w ochronie zdrowia: zmiany, dyżury.
- Są rekordzistki, które pracują po 400 godzin miesięcznie. To jest dla mnie niepojęte, ale tak niestety jest - stwierdza.
Warunki pracy też nie są łatwe.
- Praca jest strasznie ciężka. Zawala nas dokumentacja. To godziny siedzenia i pisania. Każdą czynność pielęgniarka musi wpisać. Są systemy, gdzie leki podane pacjentowi muszę wpisać w siedmiu miejscach. Pracuję na sali porodowej. Sam poród, oprócz opieki porodowej, przyjmuję 20-30 minut, a potem siedzę godzinę i piszę - opowiada Agata Semik.
Dodaje, że również zmienia się podejście pacjentów, którzy stają się coraz bardziej roszczeniowi.
- Powstaje coraz więcej firm prawniczych, które żerują na tym, że pielęgniarka zrobiła jakiś błąd. A to jest normalne przy takim obciążeniu pracą, bo my jesteśmy tylko ludźmi. A jesteśmy i fizycznie i psychicznie wyczerpane. Jeżeli na oddziale udarowym, gdzie 70 proc. pacjentów, to są osoby leżące, są na dyżurze dwie lub trzy pielęgniarki, to o czym my mówimy - zaznacza.
Jest gorzej niż było
Także Sylwia Rękas, przewodnicząca zakładowej organizacji związkowej w Rzeszowie, której w tym roku mija 35 lat pracy w zawodzie, potwierdza, że pielęgniarkom żyje się coraz trudniej, podobnie jak wszystkim obywatelom, bo mamy trudniejszą sytuację niż rok, czy dwa lata temu.
- Jeżeli chodzi o warunki pracy, to jest gorzej, niż było. A wydaje nam się, że może być jeszcze gorzej, bo nie są nam znane plany rządzących wobec nas. Kilkadziesiąt tysięcy pielęgniarek pracuje z uprawnieniami emerytalnymi. Gdyby odeszły z systemu, to byłoby bardzo źle. Nie rozumiemy, gdzie polityka poprawy tej sytuacji. To, że nas jest mało i jest nam ciężko pracować, odczuwają też pacjenci. Nie ma młodego narybku, a część z nas na pewno odejdzie na emeryturę, bo nie ma siły pracować - mówi nam pielęgniarka z Rzeszowa.
Praca kosztem rodziny
Jak mówi, często pielęgniarki pracują w kilku miejscach, np. dwóch, trzech.
- Finansowo nie jest dramatycznie, ale jest to kosztem tego, że ta praca jest zmasowana godzinowo. Kosztem rodziny, kosztem zdrowia - zaznacza.
Stąd pikieta przed Sejmem, aby pokazać rządzącym, że pielęgniarki dalej oczekują działań, które poprawią sytuację.
- Pieniądze mogą trochę zmienić sytuację, bo będzie to bardziej atrakcyjny zawód dla młodych, ale też dla tych, którzy już pracują. Będzie trochę łatwiej - uważa Sylwia Rękas.
Sama pracuje obecnie tylko na jednym etacie, ale wcześniej dorabiała sobie jeszcze przy opiece długoterminowej, a jeszcze wcześniej - biorąc wiele dyżurów, także nocnych.
- Praca na dyżurach, na noce. To jest ogromne poświęcenie ze strony tych, którzy się na to decydują - uważa Sylwia Rękas.
Od pierwszego do pierwszego
Ania (34 lata) z woj. świętokrzyskiego, która pracuje 9 lat w zawodzie może by i chciała dorobić w kolejnym miejscu, jednak nie pozwala jej na to sytuacja rodzinna.
- Koleżanki pracują na kilku etatach, ale ja mam małe dziecko, a mąż pracuje za granicą. Nie mogę więc sobie pozwolić na pracę w kilku miejscach. Za jedną gołą pensję można żyć niestety od pierwszego do pierwszego, a nawet brakuje, bo wszystko poszło do góry - relacjonuje. Dodaje, że w jej miejscu pracy nie ma możliwości, aby brać dodatkowe dyżury, bo dyrektorzy placówek bronią się przed dodatkowymi kosztami.
Jak mówi, zarabia niecałe 4 tys. zł.
- To nie są duże pieniądze. A kształcenie kosztuje. Robię teraz studia magisterskie, które kosztują 600 zł miesięcznie, co ciągnie jeszcze budżet w dół - wylicza jednocześnie mając nadzieję, że wkrótce ktoś doceni te wysiłki.
Jak przyznaje, mimo trudnych warunków pracy, nie wyobraża sobie siebie w innym zawodzie. - Lubię pracę z ludźmi. Lubię to. Nie zmieniłabym tego na coś innego - stwierdza jednoznacznie.
Mimo że, jak przyznaje, w zawodzie nie jest długo, bo 9 lat, widzi jednak zmiany w tym czasie w podejściu pacjentów. - Pacjenci stają się coraz bardziej roszczeniowi. Jest inaczej. Myślą, że powinno to wyglądać jak w serialu, a niestety trzy pielęgniarki na 40 pacjentów, to nie jest tak, jak w Leśnej Górze - zaznacza.
Dodaje: - Gdyby było nas więcej, to mogłybyśmy zapewnić pacjentom lepszą opiekę. Po prostu fizycznie nie jesteśmy w stanie przeskoczyć pewnych rzeczy.
Oklaskują nas brawami, a potem mają gdzieś
Mirosława, której mijają w tym roku 33 lata pracy na stanowisku pielęgniarki w szpitalu, także nie zamieniłaby tej pracy na inną - mimo wielu niedogodności.
- Jeżeli lubi się ludzi, to tę pracę też się lubi. Inne aspekty nie zachęcają - ocenia. Jak mówi, pielęgniarki od wielu lat starają się żyć godnie za te płace, które oferuje się im w systemie publicznym, ale czują się zawodem niedocenianym.
- Oklaskują nas, a potem mają gdzieś. I tak całe lata - mówi nam rozgoryczona.
Sama, oprócz pracy na etacie w szpitalu, w drugiej pracy wyrabia jeszcze ok. 40 godzin miesięcznie. - Nie więcej, aby zostało trochę życia dla rodziny. Nie można całych dni spędzać tylko w pracy, bo rodzina cierpi na tym, jeżeli nie ma nas w domu - argumentuje.
Nocne dyżury coraz trudniejsze
Mirosława w szpitalu pracuje zmianowo. Nocnych dyżurów ma od 5 do 8 w miesiącu. - Ileś lat tak już tymi nocami ciągnę. Ale z wiekiem nocne dyżury są coraz trudniejsze. Organizm jest przystosowany do tego, aby w nocy spał i trudno się zregenerować - relacjonuje.
Jak mówi, sama ma męża i jeżeli dwie osoby zarabiają, to jakoś starcza na życie. Jednak osoby samotne - według niej - "nie mają zbyt wesoło, jeżeli są na jednym etacie, bo to nie są duże pieniądze".
- A życie jest niestety coraz droższe, wszystko kosztuje. Po wszystkich opłatach tej pensji zostaje nam niewiele i każda z nas musi dodatkowo pracować, aby jakoś przyzwoicie żyć, aby nie mieć długów i problemów - relacjonuje.
Jak dodaje, na pewno pielęgniarkom byłoby lżej, gdyby zarobki były wyższe, ale też gdyby pracowało ich w systemie więcej. Nie trzeba byłoby pracować w kilku miejscach. - Człowiek miałby trochę więcej czasu na odpoczynek i dla rodziny - mówi Mirosława.
- Mimo wszystko lubię ludzi i lubię pracować z ludźmi, więc na pracę biurową nigdy bym się nie zamieniła - podsumowuje.
Kwestie płac to nie sprawy zero-jedynkowe
- Ja pracuję 27 lat w zawodzie. Na jednym etacie, w jednym i tym samym szpitalu. Ja akurat uczyłam się, mam dwie specjalizacje, magistra pielęgniarstwa, ale uważam, że potraktowano niesprawiedliwie moje koleżanki, które tego nie mają - mówi nam kolejna rozmówczyni. Dodaje, że zarabia więcej od koleżanek, które pracują razem z nią od blisko 30 lat. - To trudne sprawy, które ciężko oznaczyć zero-jedynkowo - stwierdza pani Danuta.
Według niej od 2015 r. sytuacja finansowa pielęgniarek poprawiła się bardzo, bo wcześniej nie było tak znaczących podwyżek. Jednocześnie zastrzega, że w tym roku już nie jest taka zadowolona.
- W ubiegłym roku powiedziałabym, że jestem, ale obecnie tak jak wszyscy inni Polacy obawiam się o swoją sytuację, bo dzieje się to, co się dzieje. Benzyna, kredyty, mieszkania, opał. Nie tylko my pielęgniarki jesteśmy w trudnej sytuacji. Gdyby tak cała Polska wyszła na ulice i zrobiła z tym porządek. To marzenie. Nie wiem, czemu się to wciąż nie udaje, mimo że wszyscy narzekają - podkreśla pani Danuta.
Nie ma opcji, aby coś odłożyć
Marta, która pracuje w zawodzie od 5 lat, uważa, że trzeba pomagać pacjentom. - To najważniejszy cel i to powoduje, że idziemy do przodu - podkreśla. Sama ma tytuł magistra, ale bez specjalizacji, więc jak mówi, jej pensja nie jest wysoka.
- Jest ciężko. To nie są pieniądze, które pozwalają realnie żyć na godnym poziomie. Na codzienne życie jakoś wystarcza, ale nie ma opcji, aby coś odłożyć. Trudno o pieniądze na jakieś wyjazdy, wczasy. To nie wchodzi w grę - mówi szczerze młoda pielęgniarka.
Jak mówi, próbowała jeszcze dodatkowo pracować w innym miejscu, ale ciężko to pogodzić z dyżurami w szpitalu.
- W miesiącu wychodzi kilkanaście dyżurów, ok. 18-19, w tym nocne. To dyżury 12-godzinne. Są dni, gdy pracuję od 7 do 19, więc jak człowiek wróci do domu, to zostaje tylko się położyć. Następnego dnia jakiś obiad dla męża ugotuję, dom ogarnę i tyle, i trzeba iść na noc. Wraca się i się śpi. Dla nas młodych noce są męczące, a co ze starszymi koleżankami? Cały czas jest też nas za mało, więc pracy jest dużo - opowiada o realiach pracy pielęgniarki.
Każdy poseł rozliczony z głosowania
Przed Sejmem pielęgniarki zamierzały zostać do czwartku. W środę poprawki Senatu do ustawy o minimalnych płacach w ochronie zdrowia rozpatrywała sejmowa komisja zdrowia. Zarekomendowała ich odrzucenie. W czwartek mają nad nimi głosować posłowie.
Pielęgniarki zamierzają rozliczyć wszystkich posłów, z tego, czy do tych poprawek się przychylą. Przygotowały specjalne karty dla każdego z posłów, gdzie "odhaczą" jak kto zagłosował. Jak mówią, zbliżają się kolejne wybory i karty te mogą być argumentem dla potencjalnych wyborców w rejonach różnych kandydatów.
Dziennikarka działu Zdrowie. Ta tematyka wciągnęła mnie bez reszty już kilka lat temu. Doświadczenie przez 10 lat zdobywałam w Polskiej Agencji Prasowej. Następnie poznawałam system ochrony zdrowia „od środka” pracując w Centrali Narodowego Funduszu Zdrowia. Kolejnym przystankiem w pracy zawodowej był powrót do dziennikarstwa i portal branżowy Polityka Zdrowotna. Moja praca dziennikarska została doceniona przez Dziennikarza Medycznego Roku 2019 w kategorii Internet (przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia) oraz w 2020 r. II miejscem w tej kategorii.