nt_logo

"Przerywanie ciąży nie jest hobby żadnego ginekologa. Ale nie można zasłaniać się klauzulą sumienia"

Beata Pieniążek-Osińska

13 lutego 2023, 17:54 · 10 minut czytania
– Przerywanie ciąży nie jest hobby i pasją żadnego ginekologa. Wszyscy wolimy przyjmować dzieci na świat. Jednak (...) lekarz, decydując się na pracę w publicznym szpitalu, powinien wykonywać wszystkie dostępne w publicznej ochronie zdrowia procedury, a nie zasłaniać się klauzulą sumienia.  Nie możemy zasłaniać się sumieniem tam, gdzie działa prawo – mówi anonimowo w rozmowie z Natemat.pl ginekolog z jednego ze stołecznych szpitali, gdzie pomocy szukają kobiety, którym odmówiono legalnej aborcji w innych lecznicach.


"Przerywanie ciąży nie jest hobby żadnego ginekologa. Ale nie można zasłaniać się klauzulą sumienia"

Beata Pieniążek-Osińska
13 lutego 2023, 17:54 • 1 minuta czytania
– Przerywanie ciąży nie jest hobby i pasją żadnego ginekologa. Wszyscy wolimy przyjmować dzieci na świat. Jednak (...) lekarz, decydując się na pracę w publicznym szpitalu, powinien wykonywać wszystkie dostępne w publicznej ochronie zdrowia procedury, a nie zasłaniać się klauzulą sumienia.  Nie możemy zasłaniać się sumieniem tam, gdzie działa prawo – mówi anonimowo w rozmowie z Natemat.pl ginekolog z jednego ze stołecznych szpitali, gdzie pomocy szukają kobiety, którym odmówiono legalnej aborcji w innych lecznicach.

Przed szpitalem stoi samochód przeciwników aborcji ze zdjęciami płodów.

Ginekolog z jednego ze stołecznych szpitali: Stoi i rdzewieje. Prowadzone w przestrzeni publicznej akcje prezentujące fałszywe obrazy imitujące poronienia mają funkcję gorszącą dla społeczeństwa, a treści mogą być uznane za obraźliwe i szkodliwe dla dzieci czy osób wrażliwych. Te obrazy nie odzwierciedlają w żaden sposób problemu, który dotyka 10-12 proc. kobiet, czyli poronień przed 22. tygodniem ciąży. To bardzo częsty problem. W Polsce mamy  ok. 300 tys. porodów rocznie. 10 proc. z nich to ok. 30 tys. poronień samoistnych. Problem jest duży. 


Wulgarne eksponowanie fałszywych obrazów pogarsza nastrój i wpędza w jeszcze większą depresję kobiety, które doświadczają tych przykrych chwil. Muszą sobie radzić z własną traumą i problemem poronienia. Na szczęście większość z nich zajdzie potem w szczęśliwą ciążę i urodzi dziecko, ale w tym momencie jest to dla nich oczywiście tragedia. Więc eksponowanie ich na takie obrazy, może wpędzać je w depresję.

Minęły dwa lata od publikacji wyroku TK, który wyłączył jedną z przesłanek do legalnego przerywania ciąży. Pozostały dwie, ale wyrok sparaliżował także ich stosowanie.

Zmiana w przepisach w mojej opinii jest krzywdząca i cofająca nas z kręgu państw kultury europejskiej. Ogromna szkoda, że dzieje się to w medycynie, bo medycyna powinna być apolityczna i areligijna.

Usunięcie paragrafu drugiego, dotyczącego wskazań związanych z ciężkimi letalnymi wadami płodu, cofnęło Polskę. Nie mogę powiedzieć, że do PRL-u, bo w okresie PRL aborcja była dopuszczalna i zupełnie legalna. Wykonywano kilkadziesiąt tysięcy aborcji rocznie. Niewątpliwie było to nadużywanie i traktowanie tego jako formy antykoncepcji, co też nie jest dobre, a po roku '91 zniknęło to ze statystyk.

Czy te kilkadziesiąt tysięcy aborcji się nie odbyło? Nie. Wszyscy możemy się domyślać, że zostały zepchnięte do podziemia, tzw. garażu i wieszaka, co nie jest dobre i bezpieczne dla zdrowia oraz życia kobiet w Polsce.

Czy od dwóch lat to podziemie ponownie rośnie? Czy Polki wyjeżdżają teraz na zabiegi za granicę?

W przyrodzie nic nie ginie. Jeżeli spojrzymy na liczbę porodów powołanych dzieci z zespołem Downa czy ciężkimi wadami letalnymi, to nie zwiększyła się znacząco przez ostatnie dwa lata. W Polsce było wykonywanych ok. 1 tys. takich zabiegów rocznie i nie zauważyliśmy, aby z roku na rok pojawił się 1 tys. noworodków z zespołem Downa czy innymi poważnymi wadami.

W okresie poprzedniego ustawodawstwa te ciąże były usuwane najczęściej w pierwszej połowie ciąży. Z wiedzy medycznej wiemy, że płody obciążone ciężkimi wadami genetycznymi, często umierają w ogromnych bólach po porodzie, ale często obumierają także wewnątrzmacicznie.

Obowiązujące od dwóch lat przepisy przeniosły więc część tych poronień wywoływanych sztucznie w 12. tygodniu ciąży, gdy zarodek ma 4 cm długości, na okres 26 -28. tygodnia ciąży, gdy dochodzi do nich samoistnie na skutek wewnątrzmacicznego obumarcia płodu, gdy już nie zarodek, ale płód waży pół kilo, kilogram.

Jeżeli różne organizacje mówią o oszczędzeniu bólu tych dzieci, to na pewno ból płodu kilogramowego poruszającego nóżkami, rękami, jest większy niż 4-centymetrowego zarodka. Także ból fizyczny i psychiczny kobiety, związany z poronieniem na wcześniejszym etapie ciąży, jest mniejszy niż w jej późniejszym okresie.

Po zmianie przepisów prezydent RP obiecywał nową ustawę, nowe przepisy, które doprecyzują zasady i przypadki, gdy możliwe jest legalne przerywanie ciąży. Czy takie przepisy są potrzebne?

Poprzednie przepisy nazywane były kompromisem aborcyjnym. W opinii wielu osób nie był to kompromis, a bardzo radykalny prawicowy ustrój, który obecnie jeszcze się pogłębił.

Jak powinna wyglądać ustawa dotycząca legalności aborcji? Powinna być przygotowana przez gremia etyczne, filozoficzne, bo to jest decyzja społeczeństwa, czy np. dopuszcza przerywanie ciąży z przyczyn ekonomicznych. Nie czuję się osobą, która mogłaby taką decyzję podejmować.

Rozumiem też lekarzy zasłaniających się klauzulą sumienia, którzy nie chcieliby usuwać ciąży np. z przyczyn ekonomicznych.

Jednak jeżeli są wskazania medyczne, to uważam, że klauzula sumienia nie może być zastosowana, bo nie dotyczy to sumienia, a medycyny.

Jednak klauzulą sumienia lekarze posługują się bardzo często. W ustawie pozostała przesłanka o zdrowiu kobiety, a pomijane jest zdrowie psychiczne kobiety.

Zdrowie - według WHO - to nie jest tylko brak bólu i choroby, ale też dobrostan psychiczny człowieka. To bardzo istotna przesłanka, bo dotyczy zdrowia i życia matki. Lekarz - w mojej opinii - w przypadku zaistnienia takiej przesłanki, nie ma prawa zasłaniać się klauzulą sumienia, bo wykonuje czynności medyczne.

Oczywiście żaden lekarz nie ma obowiązku pracy w przychodni publicznej, w szpitalu publicznym. Jeżeli lekarz wybrał pracę w zakresie ginekologii i położnictwa w szpitalu publicznym, to jest jednoznaczne z tym, że wykonuje wszystkie procedury, które zapewnia publiczna ochrona zdrowia, a w tym mieści się usunięcie ciąży z przyczyny zagrożenia zdrowia i życia kobiety.

Dlaczego więc lekarze unikają tych procedur?

Dlaczego lekarze tego nie chcą robić? Dlaczego się tego boją? Bo są dwie grupy lekarzy. Są lekarze, którzy nie chcą tego robić z przyczyn politycznych. Organem założycielskim wielu szpitali są jednostki samorządu terytorialnego czy wojewódzkiego, którymi zarządzają politycy. To oni ustalają kierunek wyznaniowy danej okolicy. Z tego powodu lekarze nie chcą wykonywać tego typu zabiegów, aby nie narażać się swojemu pracodawcy, nie stracić pracy.

Druga grupa lekarzy to ci, którzy boją się konsekwencji z uwagi na zjadliwą i agresywną działalność pewnych organizacji pozarządowych. Na co też politycy dają pewne przyzwolenie.

O ile działalność organizacji pozarządowych jest ważnym elementem zdrowego ustroju społecznego, nowoczesnego państwa, to gdy te organizacje są przedłużeniem organów partii, jednej czy drugiej, nie jest to dobra sytuacja. 

Lekarze z powodu atmosfery społecznej, podjudzanej przez część organizacji pozarządowych oraz polityków, boją się konsekwencji prawnych, więzienia, boją się o swoje rodziny, dzieci, przyszłość i byt materialny. Czego świadkami co jakiś czas jesteśmy, bo dochodzi do tragedii, kiedy kobieta niestety umiera. A tych tragedii być może bylibyśmy w stanie uniknąć.

Czy te odsyłane pacjentki szukają pomocy w większych ośrodkach?

Spotykamy się z licznymi pacjentkami ze śmiertelnymi wadami płodu, które trafiają do nas na obserwację. 

Jeżeli chodzi o pacjentki ze wskazaniami zagrożenia ich życia, najczęściej nie zdążą trafić do ośrodka akademickiego czy miasta wojewódzkiego. Bardzo często doznają ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W najprostszej przyczynie, czyli odpłynięciu płynu owodniowego, może dojść do ciężkiej infekcji wewnątrzmacicznej, która może skończyć się zgonem kobiety tak, jak było w Pszczynie. 

Może skończyć się też "tylko" tym, że trzeba będzie kobiecie usunąć macicę, albo, że ta macica zostanie, ale będzie tak zbliznowaciała, że ta kobieta już w ciążę nie zajdzie. Jest to faktyczne ubezpłodnienie kobiety.

Te pacjentki z zagrożeniem życia często nie zdążą trafić do ośrodka, który będzie w stanie im pomóc.

Pacjentki z mniejszych miejscowości, gdzie nie uzyskały pomocy, tak jak w przypadku tej 24-latki z Podlasia, szukają pomocy w innych szpitalach czy za granicą?

Takie pacjentki trafiają do nas. Zmiana w ustawie spowodowała kolejną dyskryminację kobiet w Polsce. Pacjentki, które na to stać, wyjeżdżają z Polski za granicę i tam wykonują zabiegi usunięcia ciąży. I nie mydlmy sobie oczu, że tak nie jest, bo w wielu ościennych krajach takie zabiegi są w zupełności legalne. 

Problemem są pacjentki z małych wsi, gdzie jest niewielki dostęp do opieki medycznej, często są to kobiety w gorszej sytuacji finansowej i są przez tę ustawę, przez państwo, w pewien sposób dyskryminowane i piętnowane.

Pacjentki z zagrożeniem życia trafiają do ośrodków akademickich i większych szpitali, szpitali na zachodzie Polski, bo mamy wyraźną polaryzację. Na Podkarpaciu czy Podlasiu nie ma szpitala, który wykonałby takie zabiegi, a więc ta ściana wschodnia niestety cały czas jest nieco odmienna. 

To jest pewien problem dla pozostałych ośrodków, bo proszę mi wierzyć, że przerywanie ciąży nie jest hobby i pasją żadnego ginekologa. Wszyscy wolimy dzieci na świat przyjmować czy leczyć. To fantastyczne, że w Polsce rozwija się perinatologia, zabiegi wewnątrzmaciczne, leczenie płodów, aby dzieci rodziło się jak najwięcej i jak najbardziej zdrowych.

W sytuacji, gdy lekarze są mocno zaabsorbowani walką o zdrowie i życie swoich pacjentów, gdy trafiają do nich liczne pacjentki z koniecznością przerwania ciąży, jest to dla lekarzy bardzo obciążające. Nie chcą tego robić masowo, a z drugiej strony ciężko tym pacjentkom odmówić prawa do zdrowia. 

Pojawiają się też czasem głosy, że lekarze w mniejszych ośrodkach unikają aborcji, bo nie umieją wykonywać tej procedury, nie mają doświadczenia, bo nie jest to częsty zabieg.

To bardzo prosty zabieg. W Polsce dochodzi do ok. 30 tys. samoistnych poronień przed 22. tygodniem ciąży. Nie można więc powiedzieć, że to zabieg rzadki. To sytuacja spotykana w każdym oddziale położnictwa i ginekologii. Nawet w tym najmniejszym, najniższego stopnia referencyjności. Opieka nad pacjentkami z niekorzystnym zakończeniem ciąży musi opierać się na szacunku, muszą być zachowywane odpowiednie standardy.  

W kwestii technicznej, to zabiegi proste, będące podstawą ginekologii. Jeżeli chodzi o indukowanie takiego poronienia, to wystarczy posłużyć się prostą tabelą, instrukcją opublikowaną przez WHO, która podaje, w którym trymestrze ciąży jaką dawkę leku poronnego podać w jakich odstępach czasu tak, aby było to bezpieczne. Tak robi się na całym świecie. Zasłanianie się brakiem umiejętności, świadczy o tym, że lekarz nie powinien zajmować się położnictwem i ginekologią.

Wrócę do klauzuli sumienia, bo sam pan przyznał, że w pewnych sytuacjach miałby wątpliwości i np. odmówił aborcji z przyczyn ekonomicznych. Czy klauzula sumienia w ogóle powinna istnieć? Czy nie poszliśmy zbyt daleko z tymi przepisami?

Jasne dla mnie jest, że nikt nie może być niewolnikiem. Nie możemy nikomu kazać czegoś zrobić, chyba że jest to żołnierz na służbie. 

Każdy z lekarzy powinien żyć w zgodzie ze swoim sumieniem, ale nie możemy zasłaniać się sumieniem tam, gdzie działa prawo i działają wytyczne, i zasady naszego zawodu. 

Przy obecnie funkcjonujących przesłankach dopuszczających przerwanie ciąży, czyli tych dotyczących gwałtu lub zagrożenia zdrowia czy życia kobiety, uważam, że lekarze odmawiający pomocy, są bez sumienia. 

Ci lekarze, którzy nie zasłaniają się klauzulą, są na listach tworzonych przez organizacje wspierające kobiety. To listy tajne, aby ci lekarze nie byli szykanowani.

Straszne jest to, że lekarze boją się wykonywać swój zawód zgodnie z obowiązującymi przepisami, boją się wykonywać aborcje zgodnie z obowiązującymi przepisami, bo boją się, że ktoś im coś zarzuci. Nikt z nas nie chce spędzać wielu godzin na prokuraturze, w sądach, na przesłuchaniach, nawet gdy to się wszystko dobrze skończy. To zajmuje czas i nerwy.

My i tak nie śpimy po nocach, bo myślimy o naszych pacjentach, a dodatkowej porcji stresu nikt z nas sobie nie życzy. Tym bardziej że nie otrzymujemy żadnego wsparcia psychologicznego i radzimy sobie sami ze wszystkim, także z tym że nasi pacjenci umierają. Pacjentki z poronieniami to dodatkowe obciążenie.

Straszne jest to, że boimy się wykonywać nasz zawód zgodnie z prawem, bo możemy mieć z tego powodu problemy. Organizacje pozarządowe, które starają się pomagać kobietom w trudnych sytuacjach, też mają problem, bo lekarzy, którzy mają odwagę wykonywać swój zawód zgodnie z prawem, jest bardzo niewielu, więc koncentruje się to na nich, zabierając im czas na inne aktywności. Lekarze wolą rozwijać się w innych aktywnościach i zabiegach.

Pana jednak ten efekt mrożący nie dotknął?

Nie. My tu pomagamy kobietom, współpracujemy z różnymi organizacjami, więc pacjentki przychodzą do nas. Takich ośrodków w Polsce jest kilkadziesiąt.