Zamiast dialogu mamy oszczerstwa na Twitterze - mówią medycy z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i zapowiadają walkę o swoje dobre imię w sądzie. "Na dniu" ma być skierowany do sadu pozew wobec Ministerstwa Zdrowia, bo wcześniejsze wezwanie, do wycofania się z "oszczerstw" nie przyniosło skutku.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Chodzi o spór o wprowadzone z początkiem lipca limity na recepty oraz walkę z platformami internetowymi wystawiającymi e-recepty.
Według lekarzy, minister zdrowia sugerował, że protestujący przeciwko limitom lekarze mają powiązania z lobbystami. OZZL składa więc pozew o naruszenie dóbr osobistych.
Ponieważ ze strony resortu nie było żadnej reakcji, lekarze mówią dość i zapowiadają wejście na ścieżkę sądową. "Na dniu" ma zostać złożony przeciw ministerstwu pozew o naruszenie dóbr osobistych.
– Minister Adam Niedzielski zachował się bardzo niegodnie – ocenia Grażyna Cebula-Kubat, szefowa OZZL odnosząc się do wypowiedzi ministra o lekarzach.
– To nie jest ewenement, ale ciągłość zdarzeń i retoryki ministra – dodaje Sebastian Goncerz, szef Porozumienia Rezydentów. Jak mówi: - Zamiast dialogu mamy oszczerstwa na Twitterze.
Spór o limity na recepty
W całej sprawie chodzi o wprowadzone na początku lipca limity na wystawianie recept. Lekarz może ich wystawić do 300 dziennie dla 80 pacjentów, z wyłączeniem recept na leki refundowane. To - według szefa resortu zdrowia - sposów na ograniczenie nadużyć i patologii w wystawianiu recept poprzez platformy internetowe.
Lekarze przekonują, że działalność tych platform trzeba ukrócić, ale wprowadzenie limitów dla wszystkich lekarzy, to nie jest dobra metoda, bo może uderzać w pacjentów i dostęp do leczenia.
Zarówno same limity, jak i sposób wprowadzenia nowej regulacji wywołały sprzeciw lekarzy. OZZL i Porozumienie Rezydentów w połowie lipca zorganizowały przed siedzibą MZ pikietę.
Po proteście na oficjalnym profilu resortu na Twitterze zamieszczono wpis, w którym zasugerowano, że wprowadzenie limitu wystawiania recept nie dotknęło całego środowiska lekarskiego, a wyłącznie grupę, która czerpie rzekome zyski z wypisywania recept.
"Wpis o podobnym wydźwięku pojawił się także na oficjalnym twitterowym profilu ministra zdrowia, który wskazał, że "ton medialnej dyskusji na temat limitów dla recept nadają lobbyści, bo w rzeczywistości nie ma żadnych skarg od pacjentów" - argumentuje OZZL.
W obronie swojego dobrego imienia nie zawahają się pójść do sądu. Nad pozwem pracują już prawnicy i jak zapowiada szefowa OZZL "na dniu" będzie on złożony.
Resort odnosząc się do zapowiedzi o pozwie, stwierdził, że potrzebne jest "stonowanie emocji".
"Prosimy o stonowanie emocji i racjonalne podejście do tematu w oparciu o fakty, a nie własne domysły" - przekonuje Ministerstwo Zdrowia.
– Rozumiemy, że dość emocjonalna reakcja OZZL związana jest z jednej strony z brakiem doświadczenia w komunikacji w mediach społecznościowych, a z drugiej z niewiedzy, kogo realnie dotknęły obostrzenia w wystawianiu recept przez internet – powiedział PAP rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
Jak podkreśla resort zdrowia, ograniczenia w wystawianiu recept dotknęły platformy internetowe i firmy prowadzące tzw. "konsultacje" lekarskie przez internet, które polegają jedynie na sprzedaży recept.
Ministerstwo broni limitów
Tymczasem resort zdrowia broni swojej decyzji o wprowadzeniu limitów w wystawianiu recept. Według MZ, po miesiącu już widać efekt.
"W pięciu receptomatach, które wystawiały najwięcej recept, średnia na lekarza spadła z blisko 12 tys. do 4 tys. recept miesięcznie. Nie odnotowujemy dziś zbliżania się do limitów w POZ, AOS, czy szpitalach" - pisze MZ – ogłosiło w środę rano ministerstwo na Twitterze.
Grażyna Cebula-Kubat mówi jednak od skargach, jakie mają od lekarzy dotyczących braku możliwości wystawienia więcej niż 300 recept dziennie. Podaje przykład POZ, gdzie leczą się w dużej mierze pacjenci z wielochorobowością, którzy przychodzą niekiedy po recepty na kilkanaście różnych leków. Gdy lekarz przyjmie np. 20 takich pacjentów, to już może wyczerpać swój dzienny limit recept, a w kolejce będą czekać kolejni pacjenci po recepty na niezbędne im leki.
Ograniczenia w wystawianiu recept na leki psychotropowe
"Ich przepisaniu musi towarzyszyć badanie i ocena wpływu na pacjenta z wyjątkiem kontynuacji leczenia po nie więcej, niż trzech miesiącach od wizyty u lekarza" – wyjaśniał na Twitterze iMinister Zdrowia.
Lekarze mówią o stygmatyzowaniu w ten sposób pacjentów psychiatrycznych.
Psychiatra, Joachim Budny, wyjaśnia, że ograniczenie to dotyczy też leków stosowanych w trakcie bólu przewlekłego u osób przewlekle chorych, pacjentów paliatywnych, a także leków pomagających w atakach lęku czy paniki.
Według niego wymagane obecnie sprawdzenie, czy pacjent była na wizycie i zebranie wywiadu, jest bardzo łatwe do obejścia dla platform internetowych, z pomocą których wystawiane są recepty. Bo - jak tłumaczy - wystarczy stworzenie odpowiedniego algorytmu, który pomoże opracować konkretną formułkę, która znajdzie się w dokumentacji pacjenta. Tymczasem dla prawdziwych lekarzy to dodatkowe utrudnienie i coś, co zabierze czas, który mogliby poświęcić na rozmowę z pacjentem.
– Ja jestem lobbystą? To nie ja wprowadzam rozwiązania promujące algorytmy, które uderzają w uczciwych lekarzy - przekonuje Joachim Budny. Jak dodaje, "w leczeniu uzależnień działa odpowiednia terapia, środowisko, a nie krótkie napisane na kolanie rozporządzenie". Jego zdaniem to przejaw dyskryminacji pacjentów psychiatrycznych.
– Minister bierze ich na szczególny widelec i pokazuje, że nie można im ufać, że nie są tacy, jak inni – zaznacza psychiatra.
W rozmowie z Natemat.pl informuje, że ma już informację od innych lekarzy psychiatrów, którzy nie mogą od rana wystawić w systemie recept na leki psychotropowe i muszą odsyłać pacjentów z niczym.
Dziennikarka działu Zdrowie. Ta tematyka wciągnęła mnie bez reszty już kilka lat temu. Doświadczenie przez 10 lat zdobywałam w Polskiej Agencji Prasowej. Następnie poznawałam system ochrony zdrowia „od środka” pracując w Centrali Narodowego Funduszu Zdrowia. Kolejnym przystankiem w pracy zawodowej był powrót do dziennikarstwa i portal branżowy Polityka Zdrowotna. Moja praca dziennikarska została doceniona przez Dziennikarza Medycznego Roku 2019 w kategorii Internet (przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia) oraz w 2020 r. II miejscem w tej kategorii.