Joanna Drewla: lek produkowany w Europie, to lek bardziej dostępny dla polskiego pacjenta
Bezpieczeństwo lekowe państwa - brzmi bardzo poważnie i wydawać by się mogło, że interesuje tylko specjalistów. Ale tak naprawdę to niezwykle istotna kwestia dla nas, pacjentów. Czy zwykły człowiek zdaje sobie sprawę, jakie mechanizmy wpływają na to, że może przyjść do apteki i od ręki otrzymać lek, którego potrzebuje? I jakie warunki muszą być spełnione, aby to zawsze było tak oczywiste? Między innymi o tym w podcaście "Zdrowie bez cenzury" rozmawiamy z Joanną Drewlą, Dyrektor Generalną Servier Polska.
– Bezpieczeństwo lekowe - brzmi specjalistycznie, a tak naprawdę mówimy o tym, czy pacjent dostanie lek, którego potrzebuje. Niezależnie od tego, czy dotyczy go choroba ostra, której objawów i przyczyn chce się szybko pozbyć i szuka leków np. przeciwbólowych, czy choroba przewlekła jak na przykład nadciśnienie czy cukrzyca, kiedy chory musi ten lek przyjmować codziennie, praktycznie do końca życia. Po to, żeby zmniejszyć albo zlikwidować objawy, ale też zabezpieczyć się przed powikłaniami – mówi Joanna Drewla.
– Na tę dostępność ma wpływ bardzo wiele czynników, ale przede wszystkim to, gdzie lek jest produkowany. Im bliżej półki pacjenta, tym większa szansa że dotrze na czas i miejsce do chorego. Największe szanse na to są wtedy, gdy lek lub jego substancja aktywna są produkowane w Polsce lub Unii Europejskiej – dodaje.
Niestety dzisiaj głównym producentem substancji aktywnych na poziomie globalnym są kraje azjatyckie, Indie i Chiny wspólnie odpowiadają za 80 proc. tej produkcji. Zatem jeśli w skali globalnej cokolwiek się zachwieje, wydarzy, łańcuch dostaw zostaje zakłócony i ma to wpływ na wytworzenie produktu gotowego. W efekcie pacjent nie dostaje leku.
Ale Joanna Drewla wymienia kolejny czynnik - problemy jakościowe. W tych krajach niestety nie obowiązują tak rygorystyczne przepisy czy kontrole dotyczące jakości. A to specyfiki, które codziennie łykamy i musimy mieć pewność, że podlegają wyśrubowanym, charakterystycznym dla przemysłu farmaceutycznego normom i posiadają odpowiednie certyfikaty.
Jednym z przykładów może być stosowana w lekach przeciwnadciśnieniowych substancja walsartan i sytuacja, w której okazało się, że nie spełnia kryteriów jakościowych. Została ona wycofana na całym świecie, z ogromnymi konsekwencjami zdrowotnymi dla pacjentów.
Ta jakość obejmuje również normy dotyczące ochrony środowiska, ale także godnego traktowania pracowników i godziwych warunków pracy. To oczywiście kosztuje, ale są to wartości najwyższe i niezbywalne.
Trzecie zagadnienie to kwestia dostępności ekonomicznej dla pacjenta, czy może pozwolić sobie na to, aby wykupić lek. Gdy zerkniemy na opracowania, porównujące kraje i dopłaty pacjentów do leków okazuje się, że mamy niechlubne wysokie miejsce, ponieważ ponad 60 proc. kosztów związanych z leczeniem ponosi w Polsce pacjent.
– I tutaj absolutnie pierwszorzędne znaczenie ma polityka lekowa i refundacyjna państwa, ale widzimy pojedyncze światełka w tunelu. Są nimi np. wprowadzenie listy bezpłatnych leków dla osób 75+, a następnie zmiana tej granicy do 65 lat. Są też zachęty dla producentów, aby lokalizować produkcję w Polsce, tak żeby pacjent mógł kupować polskie leki, ponieważ są one równie skuteczne, tańsze, ale też bardzo dobre jakościowo – podkreśla dyrektor generalna Servier Polska.
Fakt produkcji leków lokalnie ma szczególnie istotne znaczenie w obliczu dziejących się na świecie zmian, wydarzeń takich jak pandemia czy wojna. Ale państwo projektując politykę lekową, powinno być świadome, że to są bardzo długotrwałe procesy.
I nie ma możliwości, aby w tak newralgicznej sytuacji, jak np. nagłe zamknięcie granic (zwłaszcza krajów azjatyckich, głównych eksporterów) i brak opcji importu leków czy substancji czynnych potrzebnych do ich przygotowania, lokalna produkcja zadziała się w szybkim tempie.
– Myślę, że w tej kwestii wszystkie kraje Unii wyciągnęły lekcję po pandemii, dlatego trwają prace nad stworzeniem listy leków krytycznych, które muszą być w ciągłej dostępności, bo ich brak będzie miał ogromne konsekwencje zdrowotne dla pacjentów. Poszczególne kraje zachęcają firmy do produkcji tych substancji aktywnych na miejscu. W Unii jest ich 200, natomiast w Polsce 52 substancje, z czego tylko 19 produkowanych lokalnie – podkreśla Joanna Drewla.
Aby było to jednak rozwiązanie strategicznie, kraje Unii powinny ze sobą współpracować, unikając sytuacji, w której w wielu regionach produkowana jest ta sama substancja, bo jest to bardzo kosztowne. Taka współpraca daje też możliwość wyspecjalizowania się konkretnego kraju w jakiejś substancji aktywnej, którą może potem zbywać na wiele innych rynków.
Nasza rozmówczyni podkreśla z całą stanowczością, że da się produkować substancję aktywną i leki w Polsce czy Europie. Firma Servier Polska jest tego najlepszym przykładem. Przy rozpoczynaniu działalności została podjęta decyzja biznesowa o lokalnej, europejskiej produkcji substancji aktywnej, bo tylko to daje pełną kontrolę nad tym co się dzieje, zarówno pod względem dostępności, jak i jakości.
Aktualnie koncern posiada trzy fabryki wytwarzające substancje aktywne, z których są one wysyłane do 9 zakładów produkujących leki gotowe, dostępne dla pacjentów na 150 rynkach świata.
Z jakiego względu według dyrektor generalnej, Polska jest dobrym miejscem na lokowanie inwestycji i rozwijanie krajowej produkcji? Co jest największym wyzwaniem w tym procesie, aby zabezpieczone zostały interesy wszystkich stron? Pacjenta, który dostaje zawsze niezbędne leki, państwa, które nie ma braków w dostawach i firmy, która powinna odnotować zysk?
– Nasza firma traktowała Polskę zawsze jako kraj priorytetowy. Ze względu ma bardzo atrakcyjne położenie oraz dość stabilny rynek. Pomimo spadku demograficznego, ciągle mamy 38 milionów mieszkańców. Również doskonale wyszkoloną kadrę specjalistów - współpracujemy z wieloma ośrodkami, lokalnymi ekspertami. Od 27 lat mamy tutaj fabrykę, w którą systematycznie inwestujemy. Chcemy żeby polski pacjent, niezależnie od sytuacji otrzymywał polskie leki, produkowane w polskiej fabryce. Codziennie 2 miliony pacjentów otrzymuje leki właśnie z tej fabryki – podkreśla Joanna Drewla.
– Inwestowanie oczywiście ma sens, ale trzeba pamiętać, że to bardzo długotrwały, zaawansowany technologicznie proces. Tak naprawdę od momentu podjęcia decyzji do momentu, kiedy pierwsze paczki schodzą z taśmy, to jest minimum trzy lata, a w przypadku gdybyśmy chcielibyśmy w Polsce produkować substancję aktywną, pięć – dodaje.
Warto podkreślić, że proces technologiczny to tylko jedna z części tej układanki. Po nim następują kolejne - proces regulacyjny, oceniający stabilność leku, który może trwać do 18 miesięcy. Następnie certyfikacja, a dopiero potem można zacząć produkcję. Na końcu wszystkie te zmiany należy zarejestrować na poziomie europejskim, w każdym z krajów Unii. Dotyczy to głównie leków innowacyjnych, a takie produkuje Servier Polska.
Stąd niezbędna jest dla każdej firmy operującej w ten sposób stabilność prawno administracyjna, regularne spotkania, dyskusje z Ministerstwem Zdrowia na temat cen, refundacji itd. oraz brak nagłych zmian w prawie. Również stabilna wizja tego, co w polityce lekowej ma być osiągnięte w perspektywie długofalowej, bo od tego przecież zależą decyzje inwestycyjne.
– Sprawne funkcjonowanie firm farmaceutycznych ma ogromne znaczenie dla polskiej gospodarki. W naszym przypadku ponad 50 proc. możliwości naszej fabryki jest eksportowanych, co poprawia bilans eksportu i importu. Im więcej tu produkujemy, tym więcej płacimy podatków. Nasz udział jako branży farmaceutycznej w produkcie krajowym brutto jest bardzo duży. Ponadto dajemy pracę setkom polskich pracowników – mówi dyrektor generalna Servier Polska.
Warto żebyśmy jako pacjenci zdawali sobie sprawę, jak niezbędna jest branża farmaceutyczna dla polityki lekowej państwa i dostępności leków. I warto, by nasze państwo robiło wszystko, co w jego mocy, aby wychodzić naprzeciw jej potrzebom.