Ministerstwo Zdrowia wprowadziło właśnie zmiany w powszechnym programie szczepień przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego, czyli HPV. Od najbliższego roku szkolnego będą one dostępne w szkołach. Dodatkowo obniżony zostanie wiek dzieci; szczepieni mogą być już 9-cio, nie jak uprzednio dopiero 12-latkowie. Czy to zmieni poziom wyszczepienia, który w Polsce wynosi niecałe 20 proc.?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Odpowiedź jest prosta: bo to może uratować życie! Bo szczepionka zmniejsza ryzyko zachorowania na raka szyjki macicy o prawie 90 proc. Bo szczepionki przeciw HPV są uznawane za bezpieczne przez organizacje zdrowotne na całym świecie. I wreszcie - bo dzięki zmniejszeniu liczby zakażeń oraz nowotworów związanych z HPV, chronimy przyszłe pokolenia.
Tymczasem okazuje się, że Polska nadal jest jednym z nielicznych krajów w Europie, gdzie kobiety wciąż umierają na raka szyjki macicy. Dlatego w Polsce w czerwcu 2023 r., ruszył program profilaktyczny bezpłatnych szczepień dla dziewcząt i chłopców w wieku 12 i 13 lat. Ale nie zadziałał, bo nie oszukujmy się - 20 proc. to drastycznie niski wynik.
Aktualnie resort zdrowia zakłada, że do szkół kierowani będą lekarze i pielęgniarka z położonych blisko szkoły poradni i przychodni POZ. Wydawałoby się, iż fakt, że rodzic nie musi już pozyskiwać recepty, realizować jej w aptece, a następnie umawiać dziecka na szczepienie w przychodni, może wiele ułatwić.
Czy coś się zmieni, czy jednak nadal problemem będzie logistyka przedsięwzięcia? Czy tym razem będzie to wykorzystana szansa? O tym rozmawiam z dr hab. med. Michałem Brzezińskim z Katedry i Kliniki Pediatrii, Gastroenterologii, Alergologii i Żywienia Dzieci Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
Czy to będzie duże wyzwanie logistyczne?
Dr hab. med. Michał Brzeziński: To będzie bardzo duże wyzwanie logistyczne, oczywiście nie na miarę szczepień przeciwko COVID-19, jednak wymagające ogromnego dostosowania po stronie szkół oraz lekarzy i pielęgniarek POZ.
Realizowanie szczepienia w szkole wymaga dostosowania samej szkoły - de facto stworzenia gabinetu szczepień, warunków do pracy dla lekarza i pielęgniarki, a także zabezpieczenia leków i sprzętów pierwszej pomocy, wymaganych przy szczepieniach.
Również zabezpieczenia łańcucha chłodniczego - szczepionki powinny być przechowywane w lodówce. Będą zatem zabezpieczone w szkole, czy też przywożone? Pytań i wątpliwości jest wiele.
Dodatkowo, jeśli lekarz i pielęgniarka będą w szkole, to znaczy, że nie będzie ich w przychodni POZ, a to znów wymaga zwiększenia personelu. W mojej opinii, do tego szczepienia nie powinno być wymagane każdorazowe badanie przez lekarza dzieci powyżej 9. roku życia.
To duże dzieci, z chorobami przewlekłymi, o których mają wiedzę i zazwyczaj z wykluczonymi zaburzeniami immunologicznymi. Jeśli wcześniej miały szczepienia zgodnie z kalendarzem, postawię odważną może tezę, że po zebraniu wywiadu oraz karty kwalifikacyjnej wypełnionej przez rodzica, szczepienie powinno być prowadzone wyłącznie przez wykwalifikowaną pielęgniarkę. Samo to mogłoby zmniejszyć, choć ich całkiem nie usunie, wyzwania organizacyjne.
Czy fakt organizacji szczepień w czasie wolnym od pracy i szkoły, tj. piątkowe popołudnie i soboty może być dodatkową przeszkodą?
Przesunięcie szczepień z POZ do szkoły ma korzyść tylko wtedy, gdy szczepienia realizujemy w godzinach pracy szkoły, wtedy gdy są tam dzieci. Tym bardziej że dzieci powyżej 6. roku życia mogą być szczepione bez obecności rodziców, za ich pisemną zgodą.
Nie widzę więc większej korzyści opcji piątków i sobót nad szczepieniami w POZ. Chyba że będziemy organizować to w ramach "akcji" na zasadzie białych sobót - ale z tym też wiążą się określone wyzwania logistyczne. Bo albo MZ musiałoby zająć się tym centralnie lub regionalnie, albo GIS wraz z placówkami Sanepidu. W przeciwnym razie ten obowiązek spadnie na POZ.
Czy rodzice będą wyrażać zgody na te szczepienia? Czy jednak będą mieć obawy?
Sądzę, że co do zasady rodzice wyrażą zgodę na szczepienia, problemem nie jest brak zgody, ale taka organizacja programu, która nie wymagałaby dodatkowego zaangażowania rodziców, którym proza dnia codziennego utrudnia takie działania.
Tam, gdzie podmioty proaktywnie rekrutują dzieci i rodziców, kontaktując się z rodzicami, ustalając z nimi termin dla nich dogodny, tam efektywność jest większa. To zresztą sprawdza się w wielu obszarach przesiewowych. Nie sądzę, żeby trzeba było dodatkowo zachęcać rodziców, trzeba ich skonfrontować i zaprosić.
Co do obaw - są typowe dla każdych szczepień, a ponieważ mamy jednak w sobie element pruderii, to nawiązywanie do drogi roznoszenia się zakażenia HPV (głównie drogą kontaktów seksualnych) w kontekście nastolatków rodzi opór rodziców, po prostu zaprzeczają rzeczywistości.
Czy nadal pokutuje mit, że skoro główną drogą zakażenia są ryzykowne zachowania seksualne, a moje dziecko "takie nie jest", to po co je szczepić?
Prawda jest taka, że prędzej czy później większość młodzieży przejdzie etap inicjacji seksualnej, a szczepienia działają najlepiej zanim organizm zetknie się z wirusem. Stąd wiek 9-14 lat, nie dlatego, że zakładamy, że w wieku 14 lat wszystkie dzieci będą aktywne seksualnie.
Ale w wieku 15-16 lat część z nich już będzie, a w wieku 18 lat zdecydowana większość. Można czarować rzeczywistość, ale… chyba rodzice zapominają, jak sami byli młodzi.
Jak zaopiekować obawy rodziców i tym samym zwiększyć wyszczepialność?
Skupiłbym się na pokazaniu korzyści i profilu bezpieczeństwa. Wciąż nie są publikowane, choć są dostępne dane, pokazujące np. proporcje odczynów czy działań niepożądanych w stosunku do całkowitej liczby szczepień. Mogłyby również pomóc dobrze przygotowane i omówione z rodzicami w szkole, np. z udziałem lekarza POZ czy przedstawiciela Sanepidu, materiały informacyjne.
Obawy rodziców przede wszystkim zaopiekować należy rozmową, ponieważ strach bierze się z niewiedzy, a mity z internetowych fake newsów. Nadal uważam, że większość rodziców chce szczepić dzieci. I jestem zadeklarowanym zwolennikiem narzędzi, jakie ma państwo, by "wymusić" wykonanie szczepienia.
Indywidualna wiara rodzica, że wie najlepiej, co jest najlepsze dla jego dziecka, jest nieprawdą, bo skoro tak jest w przypadku szczepień, to dlaczego my lekarze mamy kogo leczyć, na inne choroby?
Czyli podstawą jest tu wiedza medyczna, informacje pochodzące z wiarygodnych źródeł?
Tak, ale nie traktujmy jej wybiórczo - albo coś działa i jest bezpieczne, albo nie. Szczepienia przeciwko HPV działają i są bezpieczne. Udowodniło to wiele krajów na świecie, znacznie redukując lub prawie eliminując problem nowotworów wywoływanych przez HPV, właśnie dzięki szczepieniom populacyjnym. To jedna z najtańszych i najefektywniejszych metod dbania o zdrowie całego społeczeństwa!
Brodawczak ludzki - najczęściej przenoszony wirus płciowy na świecie
Wirus brodawczaka ludzkiego (ang. Human Papillomavirus, HPV) to grupa ponad 200 wirusów, z których niektóre są związane z różnymi rodzajami nowotworów oraz innymi schorzeniami. Większość przypadków zakażenia HPV jest bezobjawowa i ustępuje samoistnie. Jednak niektóre typy wirusa mogą prowadzić do poważnych problemów zdrowotnych, z których najczęstsze to:
nowotwory: niektóre typy HPV mogą inicjować procesy nowotworowe jak np. rak szyjki macicy, ale również odbytu, gardła (np. migdałków), a nawet raka głowy i szyi,
brodawki płciowe, które poza faktem, że są nieprzyjemne, mogą prowadzić do dyskomfortu i problemów psychologicznych,
przewlekłe infekcje: u niektórych osób wirus może pozostać w organizmie w formie przewlekłej, co zwiększa ryzyko wystąpienia niektórych nowotworów w późniejszym okresie życia.
W Grupie naTemat pełnię funkcję dziennikarki medycznej. Jestem pharma content creatorem, ekspertką w obszarach dziennikarstwa wyjaśniającego oraz public relations dla sektora zdrowotnego.