Świat zmienia się jak na przyspieszonym filmie. Wraz z nowymi mediami, gospodarką i zjawiskami społecznymi pędzi też język. Nie zawsze za nim nadążamy, co prowadzi do zabawnych skutków. Zaczynamy sprawdzać, czy rozumiemy słowa opisujące nową, głównie cyfrową rzeczywistość. Startujemy od słowa „konwergencja”.
Kiedy w 2012 roku nagrodę Nike dostał Marek Bieńczyk za „Książkę twarzy”, wielu spodobała się ta ironiczna kalka językowa powstała po dosłownym przetłumaczeniu nazwy Facebook. Internet stworzył jednak swoją wersję.
W promocję „twarzoksiążki” internauci włożyli niestety za dużo wysiłku, przy każdej okazji wrzucając to spolszczenie na swoje walle, do memów i gdzie się tylko dało. Nieco zbyt nachalna promocja zdusiła tę akurat zmianę językową. Gdy kurz bitewny opadł, na placu boju został stary dobry Facebook i polski „fejs”.
Nie zawsze jednak nowe słowo musi dzielić się ze swojskimi odpowiednikami, co pokazuje przypadek transparentności. Choć „od zawsze” istniała polska przejrzystość, dzięki aktywności Transparency International szala została przechyliła się na korzyść tego pierwszego terminu. A potem front zmian językowych przesunął się w inne rejony.
Dziś bój toczy się o streaming (strumieniowanie?), crowdfunding (finansowanie grupowe?) oraz konwergencję. O to ostatnie słowo postanowiliśmy zapytać w naszej sondzie, bo zaczęło się ono ostatnio pojawiać w komunikacji Orange - jednego z operatorów komórkowych.
Jak się okazuje, główna batalia o zakorzenienie nowych słów nie rozegra się na poziomie słownika, lecz wśród konkretnych ludzi a nawet... nieludzi.
Zobacz nasz film, w którym ustalamy, co znaczy słowo „konwergencja”.