
To, co lekko mnie przeraża, to mała skłonność ograniczania wydatków budżetu, a raczej skłonność do szukania coraz większej ilości pieniędzy na wydatki centralne. Podwyższanie podatków może się źle odbić na kondycji małych i średnich przedsiębiorstw. Brakuje tutaj wrażliwości, którą liberałowie posiadali, na myślenie: co robić, by raczej obniżać podatki niż podwyższać. Bo to najprostszy numer, każdego stać na to żeby ściągnąć od ludzi pieniądze. Ważniejszym pomysłem byłoby nie zubażać państwa, ale nie ściągać od ludzi pieniędzy.
Wtedy taka odpowiedź była oczywista. Sytuacja gospodarcza daleka była od dobrej, podatki rosły, a Tusk i jego partia ponieśli dotkliwą porażkę wyborczą – z wynikiem 3,99 proc. poparcia nawet nie dostali się do Sejmu. Przy takiej koniunkturze nie dało się mówić inaczej, niż o obniżkach podatków, ale nie wyklucza to wiary Tuska w to, co mówi.
Po rozpadzie KLD i powstaniu Platformy Obywatelskiej Tusk znowu znalazł się w opozycji do rządu – i znowu SLD-owskiego. Przekonywał wtedy na antenie radiowej "Trójki".
Czy to się będzie nazywało akcyza, jak to było w przypadku benzyny, czy to się będzie nazywało winieta, to generalnie chodzi o podatek. I nie sądzę, żeby opinia publiczna była w stanie znieść kolejne obciążenie podatkowe.
Innego dnia, na tej samej antenie, twierdził też:
To nie budżet państwa jest nadmiernie obciążony. To kieszeń podatnika jest nadmiernie obciążona. Bo budżet państwa składa się z daniny, którą daje obywatel.
Trudno się było z Tuskiem nie zgodzić – ale trzeba pamiętać, że znowu był w opozycji, a do wyborów zostawały co najmniej 2 lata. Nadal jednak nie ma powodów, by sądzić, że obecny premier mówił wtedy rzeczy niezgodne ze swoimi przekonaniami czy planami. Przyznać trzeba szefowi PO, że w kwestii podatków utrzymywał jedno zdanie niemal do drugiej kadencji swego rządu.
W swoim materiale wyborczym Platforma Obywatelska krytykowała podnoszenie podatków przez rząd Leszka Millera – w tym ten od zysków z oszczędności i dochodów kapitałowych, czyli tzw. podatek Belki. Do tego PO wskazywała, że SLD podniosło składki na ubezpieczenia zdrowotne i VAT do 22 proc. na wiele towarów i usług.
W faktyczną chęć Tuska do obniżania podatków każe wierzyć również fakt, że już jako premier, w swoim pierwszym expose, obierał on kurs na obniżkę.
Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie też stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych. Dotyczy to wszystkich obywateli - i tych biedniejszych i tych bogatszych. Będzie to marsz rozważny, ale zawsze tylko w jednym kierunku – niższych podatków i likwidacji danin.
(...) Stanowczo będziemy jednak przeciwstawiać się traktowaniu pieniędzy publicznych jako sukna, z którego każdy może wydrzeć, ile zdoła. Bo każda wydarta w ten sposób złotówka, to w rzeczywistości złotówka wydarta najbiedniejszym i najsłabszym.
Tusk krytykował też wtedy rząd Jarosława Kaczyńskiego – między innymi w kwestii podatków. Była to krytyka o tyle nietrafiona, że do dzisiaj za jedną z najlepszych decyzji rządu PiS uważa się zmniejszenie najwyższej stawki PIT z 40 proc. na 32 proc. Do tego zmniejszono wtedy składkę rentową i zlikwidowano podatek od darowizn i spadków.
Po 100 dniach rządzenia Tusk wciąż uważał, że portfele obywateli nie są najlepszym miejscem do szukania środków na finansowanie działania państwa. Wówczas podkreślał, że rząd będzie ograniczał "przywileje ludzi władzy", a także postulował rezygnację z finansowania partii politycznych z budżetu państwa.
To nie jest sztuka leczyć finanse publiczne, czy finanse w ochronie zdrowia poprzez drenaż kieszeni Polaków. To nie jest sztuka powiedzieć emerytowi czy renciście: 'dawaj jeszcze kilka złotych z kieszeni, to lekarz i pielęgniarka nie odstąpią od waszych łóżek'. To jest ostatni krok jaki można zrobić. Ten rząd będzie pilnował pieniędzy podatników.
Oczywiście, partie dalej dostają miliony z budżetu – a głównymi beneficjentami tego rozwiązania są PO i PiS. Platforma, gdyby chciała, mogłaby zapewne przeprowadzić w tej sprawie reformę równie szybko i sprawnie, co przy zmianach w OFE. Przypomnijmy, że ustawa o OFE została przepchnięta przez Sejm w ciągu raptem 3 dni i wtedy jakoś nie brakowało rąk do głosowania.
Choć z drugiego expose największym "hitem" był podatek od kopalin – o którym informacja, nota bene, wywołała spadek kursu KGHM o 14 proc. i miliardowe obniżki wyceny tej spółki – to dla obywateli ważne było w przemówieniu Tuska co innego. Wtedy premier kompletnie już odszedł od obniżkowej retoryki, a przeszedł do wyciągania ręki po pieniądze bogatych Polaków.
Jeszcze raz chcę zapewnić tych wszystkich, którzy wiążą koniec z końcem z takim trudem, a szczególnie dotyczy to młodych ludzi, że mogą się czuć bezpieczni. Natomiast nie mogą się czuć bezpieczni ci nieliczni, którzy nadużywają naszego skomplikowanego prawa i nierzetelnie wykorzystują to, co to niedoskonałe prawo im daje. Tutaj służby państwowe będą konsekwentnie eliminowały to zjawisko nadużywania przez najzamożniejszych tych luk.
O tym, że owo "skomplikowane prawo" miało zostać uproszczone przez jego własny rząd kilka lat wcześniej, Tusk najwyraźniej zapomniał. Od tamtej pory nie zrobił też nic, co przybliżyłoby nas do uproszczenia podatków – szczególnie prawa o VAT, które jest tak skomplikowane, że nie rozumieją go sami urzędnicy.
Teraz, 3 lata po tamtym expose, Donald Tusk wreszcie przyznał otwarcie: żadnej obniżki nie będzie. Przeprosił za to, że domagał się niskich podatków. Czy to oznacza, że premier naiwnie wierzył w coś, co jest nierealne, czy po prostu świadomie, pod wybory, rzucał populistyczne hasła?
Polska: CIT 19%; PIT max. 32%
Norwegia: CIT 28%; PIT 47,8%
Niemcy: CIT 30-33%; PIT 45%
Hiszpania: CIT 30%; PIT 42%
Austria: CIT 25%; PIT 50%
Jeśli chodzi o podatki, problem leży zupełnie gdzie indziej – w poziomie skomplikowania, na co wskazują wszyscy eksperci, od lewa do prawa. I o ile zrozumiałe może być, że obniżenie podatków nie jest możliwe, to utrzymywanie arcyskomplikowanego systemu wydaje się nie mieć żadnych logicznych przesłanek. Szkoda, że za to premier też nie przeprosił.