Kosztowny dron typu Flyeye zaginął podczas ćwiczeń w okolicach Skulska pod Koninem. Łączność z nim stracono w środę. Jak poinformował na Twitterze Minister Obrony Narodowej, nie ma w tym jednak winy wojskowych - to producent odpowiada za incydent i to on poszukuje maszyny na własny koszt.
Polska armia posiada kilkanaście dronów Flyeye. Choć właściwie na obecną chwilę ich faktyczna liczba jest o jedną sztukę niższa – TVN 24 informuje bowiem, że jeden z wartych ok. 100 tys. zł bezzałogowych samolotów… zaginął podczas ćwiczeń na wielkopolskim poligonie.
– Samolot odleciał w kierunku ustalonego na taką okoliczność zapasowego miejsca lądowania, w rejonie miejscowości Skulsk – mówił stacji zecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Artur Goławski. Niestety, stracono z nim łączność i obecnie nie wiadomo, gdzie jest.
Jak poinformował MON, w incydencie nie ma jednak winy wojskowych. Tomasz Siemoniak na Twitterze oświadczył, że ćwiczenia nadzorował producent tych maszyn, a nie armia, i to firma szuka teraz drona na własny koszt. Z wyjaśnień ministra wynika, że producent testował na tym modelu nowe oprogramowanie i to mogło być przyczyną zaginięcia drona.
MON sprowadzi je do Polski o dwa lata wcześniej niż planowano, czyli w 2016 roku. Chodzi o cztery zestawy bezzałogowców, każdy po trzy maszyny, które będą służyć przede wszystkim do rozpoznania. Część ma mieć możliwość przenoszenia uzbrojenia.