Powiedzieć, że Polacy nie czytają, to jakby nic nie powiedzieć. Ciekawy obraz czytelników wyłania się również z relacji osób pracujących w księgarniach, którzy codziennie spotykają się z nietypowymi sytuacjami. Klienci mylą tytuły z autorami, a sprzedawców biorą za "wszechwiedzących". W praktyce jest gorzej niż w starym dowcipie. Przychodzi milicjant do księgarni: "Dzień dobry. Czy jest "Pan Tadeusz"? Panie Tadziu! Przyszli po pana!'.
Karol w Empiku pracuje od kilku lat i od razu sypie przykładami z rękawa. – Jedna pani szukała książki. Oczywiście nie pamięta autora czy tytułu, ale twierdzi, że okładka była koloru niebieskiego – tłumaczy. Po chwili zastanowienia dodaje, że to jednak był błękitny – jakby to miało w czymś pomóc. – I na koniec zadowolona z siebie mówi, że na okładce była dziewczyna, a w tle drzewa – śmieje się Karol.
"Kolorowy świat"
Wyszukiwanie książek po kolorze okładki to częsty przypadek. Pracownicy księgarni, którzy znajdą potrzebną pozycję po fragmencie nazwiska czy tytułu w systemie komputerowym, nie są w stanie posiadać szczegółowiej wiedzy na temat tysięcy posiadanych tytułów, a tym bardziej ich okładek.
Karol zdradza swój patent na takich klientów. – Mówimy, że poszukamy tej książki, ale to może sporo zająć, więc bierzemy numer klienta z zamiarem oddzwonienia. – Następnego dnia ze smutkiem w głosie informujemy, że staraliśmy się, ale niestety nie mamy jej na stanie – wyjaśnia. Naturalnie nikt jej nie szukał, bo jak znaleźć tą właściwą "niebieską" książkę, o którą prosiła klientka?
Kolor książki nierzadko jest jedyną wskazówką jaką klienci przekazują sprzedawcy przy prośbie o znalezienie książki. Mateusz z warszawskiego Empiku – Przychodzi klient, starszy Pan z obłędem w oczach i pyta: – Czy dostanę książkę o architekturze "Od antyku do nowoczesności"? Taką z żółtą okładką. Nie! Taką z zieloną okładką! – To z żółtą czy z zieloną okładką? – dopytuje sprzedawca. – Wie Pan, z taką, że tak powiem (tu ścisza głos) jakby ktoś się na nią zrzygał!
Podaje też kolejny przykład. Inny klient pyta – Przepraszam szukam takiej książki, nie pamiętam tytułu. Po czym wali się dłonią w czoło i mówi: "K...a! No jak się nazywała ta autorka?!". Nie pomogło.
Książki i wibrator
Znalezienie jednej książki to kłopot, ale klienci przynajmniej próbują opisać o co im chodzi. A może być jeszcze gorzej. Paulina na Facebooku regularnie dzieli się swoimi przeżyciami z pracy. – Przychodzi pan, na oko 30 lat, taki karczek, tribal, krok jakby miał pełną pieluchę między nogami i mówi: "Ej sorry, ale gdzie są książki jakieś takie ogólnie w ogóle?".
W swojej karierze spotkała się również z prośbą o wyszukanie autora książki za pomocą "kreseczki". – Szukam książki, ale nie pamiętam tytułu. – A może pamięta pani nazwisko autora? – Tak. Pamiętam, że miał środku nazwiska taką kreseczkę. Proszę po tym wyszukać.
Agnieszka pracowała już w kilku salonach i od razu śmieje się zapytana o jej doświadczenia z klientami. – Bywają przeróżni. Przychodzą i pytają się o to, czy sprzedajemy karmę albo wycieraczki do samochodów. Jedna pani szukała u nas wibratorów – dodaje.
Poziom czytelnictwa w Polsce
Wyniki badań Biblioteki Narodowej nie pozostawiają złudzeń - niemal 61% rodaków nie sięgnęło w 2012 roku po ani jedną książkę. Problem jest o tyle niepokojący, że w 2010 r. ten odsetek wynosił 56 proc. Dla przykładu we Francji w tym samym czasie 31 proc. społeczeństwa nie zajrzało do żadnej książki.
Wprawdzie Empiki oprócz książek i multimediów oferują wiele różnego asortymentu, to widać, że powinni sprostać nowym wymaganiom klientów.
Do częstych przypadków należy również popisywanie się wiedzą z języka polskiego. – Klienci pytają o Adama Sienkiewicza albo "Szekspira" autorstwa Makbeta – przekonuje Agnieszka. – Jeden klient pytał o książkę Joanny Bator "Ciemno, prawie noc", która zdobyła nagrodę Nike. Nie znał tytuł i autorki, ale skojarzył właśnie wyróżnienie dla pisarki. – No ta, co dostała nagrodę "najki" – dodaje.
Ciszej proszę!
– Klienci przychodzą także z bardzo konkretnymi prośbami – wyjaśnia nasza rozmówczyni. – Jeden pan szukał prezentu dla kolegi. Był wyraźnie zawstydzony i nie chciał powiedzieć tytułu, którego potrzebował, więc zapisał mi go na kartce. Czytam na głos: "Poradnik o seksie analnym". Agnieszka wyjaśnia, że zazwyczaj, gdy w grę w chodzi literatura dla dorosłych, to klienci ściszają głos.
Jedna starsza i oburzona pani nie szczędziła jednak gardła. – Podeszła do kasy i zaczęła wygrażać, że to skandal! Na prasie dziecięcej znalazła "świerszczyka"! – śmieje się Agnieszka. Owy "świerszczyk", to dwutygodnik dla dzieci o takiej właśnie nazwie. Klientka miała jednak jednoznaczne skojarzenia.
Osobą kategorią są tzw. utalentowani klienci. Mateusz miło wspomina jedną z nich. – Pan się pewnie będzie śmiał. Szukam książki takiej jednej polskiej piosenkarki, ale zapomniałam jak się nazywa. Mogę panu zaśpiewać, a pan spróbuje zgadnąć. – Coś w stylu "Jaka to melodia?" – zagaduje sprzedawca. "No, tak". – To proszę po jednej nutce – dodaje Mateusz. Klienta zaczyna charakterystycznie śpiewać. – Urszula Dudziak – pyta niepewnie? – Tak! – opowiada klienta.
Ten film mówi wszystko o czytelnictwie Polaków
Jak przekonuje Mateusz, przygody pojawiają się także przy zakupie biletów na koncert. – Dzień dobry dostanę bilety na polankę? – pyta klient. – W sensie, że na łąkę? – dopytuje sprzedawca. – Nie! Na polankę – utrzymuje klient. – Aaa, chodzi panu o Paula Ankę? – rozszyfrował prośbę klienta. I o jedną zagadkę mniej na świecie.
Na śpiewającą klientkę trafił również Karol. Poprosiła go o pomoc w znalezieniu płyty, ale nie znała wykonawcy, tytułu, czegokolwiek. Usłyszała piosenkę na sylwestra. – Pytam na jakim programie? Odpowiada, że nie wie. Pytam, kto był prowadzącym? Mówi, że Ibisz. Sprawdziłem w internecie, że prowadził program sylwestrowy na Polsacie. Pytam, czy artysta tylko śpiewał, czy może też grał na gitarze? Mówi, że nie pamięta, ale może zanucić i zaczyna wyć na cały sklep, ale ludzie patrzą czy jej przypadkiem krzywdy nie robię – opowiada.
Cała Polska czyta dzieciom
Nasi rozmówcy wspominają także o dzieciach, które swoimi bezpośrednimi pytaniami potrafią rozśmieszyć, ale także zadziwić. Mateusz: – Przychodzi dziecko, ok. 4-5 lat i pyta, czy mamy książkę o wulkanach. Pomyślałem sobie – pewnie chce pooglądać jakieś obrazki. Podszedłem z nim do półki i pokazałem dużą książkę o wulkanach, którą od razu zaczął oglądać z zainteresowaniem – wyjaśnia. Po chwili do wraca do mnie. – Bo wie pan, ja się bardzo interesuje wulkanami, ponieważ w przyszłości chciałbym wykorzystać magmę wulkaniczną jako alternatywne źródło energii.
Na małego "geniusza" trafiła również Paulina. Na Facebooku opisała spotkanie z młodą czytelniczką. – Przyszła do mnie mała hipsterka z ArtLuk i Wiadomościami ASP w dłoni i pyta: "Sorry, kiedy jest premiera najnowszej książki Dostojewskiego?".
Więc może nie jest tak źle? Przynajmniej u najmłodszych.