
Górnicy należą do najlepiej opłacanych (i uprzywilejowanych) grup zawodowych w Polsce. Mniej niż w kopalniach zarabiają hutnicy, którzy nie mają nawet przywilejów emerytalnych – a przecież harują tak samo. Bardziej ryzykowne niż praca w kopalni jest kierowanie ciężarówką - 67 zabitych i 670 rannych. Górnicy jednak zdają się tego wszystkiego nie zauważać.
Jak to jest? Zarabiają tyle, ile piszą związki zawodowe, czy też mężowie wracając z szychty topią pieniądze w tradycyjnym kufelku. Wyjaśnia to specjalista od płac jednej ze spółek węglowych. Tak naprawdę zarobki, o których piszą związkowcy to wynagrodzenia liczone wg. metodyki GUS, czyli z nagrodami rocznymi i premiami.
Na 90 tys. zł rocznie dla przeciętnego górnika z Jarkowic składają się również nagroda Barbórkowa, 14. pensja oraz 4,6 tys. zł deputatu węglowego nie licząc innych drobniaków. Po odliczeniu tych jednorazowych dodatkowych wypłat zostaje ok. 5250 zł brutto na miesiąc, wciąż dużo więcej niż średnia krajowa w kwietniu 4017 zł
8 ton darmowego węgla, troszeczkę dużo mi się wydaje. No, ale okej, każda firma dba w jakiś sposób o swoich pracowników, daje bony żywnościowe, zniżki na dane produkty czy nawet organizuje różnego typu wyjazdy. Na Kopalni jest to właśnie węgiel, który utrzymuje rodziny, ale jest on właśnie przez nie wywalczony!
Śląsk kontra reszta Polski
W komentarzach czytelników upada też mit o tym, że wydobywanie węgla („woda po kolana, 30 stopniowe gorąco, wilgotność” ) to najcięższa praca w Polsce. Za równie ciężką można uznać pracę hutnika, a ci nie tylko zarabiają mniej, ale też nie zachowali przywilejów emerytalnych. Za hutnika wysłanego na wcześniejszą emeryturę huta odprowadza składki, aż do osiągnięcia pełnego wieku emerytalnego. Ich emerytury choć wypłacane wcześniej i przez dłuższy czas, w mniejszym stopniu rujnują finanse ZUS – zasilane składkami wszystkich zatrudnionych.

