– W życiu tak jest, że ludzie w związku rozwijają się, wspierają, dzielą radami i otrzymują podpowiedzi. Tyle że często jedna z tych osób, zazwyczaj kobieta, jest niewidoczna. W patriarchalnej kulturze tak to wygląda. I to nie chodzi o Sierakowskiego, ale o sytuację w Polsce – mówi w rozmowie z naTemat Agnieszka Wiśniewska, członkini zespołu "Krytyki Politycznej". To komentarz do tekstu naczelnego "KP" z podziękowaniami dla jego byłej partnerki, która przez pięć lat za darmo i "anonimowo" mu pomagała.
Po tekście Sławomira Sierakowskiego część komentatorów pisze o hipokryzji – szef „Krytyki Politycznej”, która porusza temat bezpłatnej pracy kobiet, przyznaje, że jego partnerka przez 5 lat bezpłatnie współpracowała z nim i „KP”. Jak pani to odbiera?
Nie ma tutaj żadnej hipokryzji. To jest wyjątkowa historia, przypadek związku dwóch osób: publicznie znanej i prywatnej partnerki. Sławek Sierakowski wykazał się dużą odwagą, że o tym napisał. W życiu tak jest, że ludzie wracają do domu, idą razem na kolacje, opowiadają, co się działo, dzielą się radami i otrzymują podpowiedzi. Ludzie się razem rozwijają, wspierają. Tyle że często jedna z tych osób, zazwyczaj kobieta, jest niewidoczna. W patriarchalnej kulturze tak to wygląda. I to nie chodzi o Sierakowskiego, ale o sytuację w Polsce.
Sierakowski pisze jednak, że Cveta Dimitrova była „współautorką” wielu jego tekstów.
Nie pisali razem tekstów. Dyskutowali o nich. W związku i w środowisku dziennikarskim tak często się zdarza, to nie jest odosobniony przypadek. W „Krytyce” bardzo często rozmawiamy o tym, co piszemy i duża część tych dyskusji później znajduje miejsce w tekstach. Pewnie można by znaleźć inne teksty, które powstały przy moim czy kogoś innego udziale. U nas pomysły się przegaduje: siadamy, piszemy, ktoś czyta i mówi na przykład „nie, to jest słabe” albo "świetne”. Tak też jest w sytuacji bardzo bliskiego w związku dwojga ludzi - po prostu dużo ze sobą rozmawiają o świecie. Jeśli się dzieli z kimś życie, to jest to zupełnie naturalne.
Wszyscy się zafiksowali na tym "współautorstwie" wyobrażając sobie wspólne pisanie tekstu, a to jakiś absurd. Tu chodzi o wspólne życie. Jak wyceniać wspólne rozmowy przy śniadaniu?
Jak wyglądała rola Cvety Dimitrovej w środowisku „KP”? Dlaczego, jak pisze Sierakowski, była "niewidzialna"?
Cveta Dimitrova jest tłumaczką. Tłumaczyła np. wydany przez Krytykę Polityczną "Manifest oburzonych ekonomistów", tłumaczyła teksty na stronę. Proszę zajrzeć do tej książki, na stronę, jest tam normalnie podpisana pod wieloma artykułami.
Ta sytuacja jest złożona. Jest „publiczny mężczyzna” i kobieta, której wsparcie jest "prywatne". Nawet jeśli oboje są działaczami, intelektualistami, osobami robiącymi de facto podobne rzeczy. Sytuacja jest jeszcze bardziej złożona, kiedy mężczyzna jest szefem. Jeśli jego partnerka będzie "widzialna" to powiedzą, że źle, bo wiadomo że to tylko ze względu na ich związek, jeśli "niewidzialna", to że niedobrze. To taki model, jak w przypadku powiedzmy pierwszej damy. Ona zawsze będzie w niewygodnej sytuacji, bo jej praca jest niewidzialna. Niedawno była rocznica śmierci Jacka Kuronia. Rola Gajki Kuroń, czyli jego żony, to podobny przypadek. To nienazwana sytuacja, dlatego tak nam trudno o niej rozmawiać. Dlatego wpadamy w pułapkę mówienia o "współautorstwie", odpłatności pracy - bo nie mamy nawet języka, żeby opisać relacje w związku publiczno-prywatnym.
Osobnym tematem jest "widzialność" pracy w takim środowisku jak Krytyka. Kilkaset osób, które tworzy środowisko „Krytyki Politycznej’, jest bezimiennych dla pana i większości ludzi. W codziennej pracy w dużych grupach tak to wygląda. Jesteśmy środowiskiem działaczy społecznych, ale znani są tylko ci, którzy są aktywni medialnie. Mikołaj Syska, Natalia Sawka, Dawid Krawczyk, Beata Stępień, Dominika Wróblewska – ci członkowie „KP”, choć mocno się angażują, nie są szerzej znani. „Krytykę” kojarzy się z naczelnym i kilkoma publicystami.
Czy pani Cveta jako "współautorka" powinna dostać wynagrodzenie? Tak twierdzi m.in. Anna Dryjańska z Feminoteki.
To jest praca trudna do wycenienia, bo mówimy o wspieraniu się w prywatnym związku. Proszę sobie wyobrazić, że dziennikarz wraca do domu po pracy, idzie z dziewczyną na spacer, opowiada jej, że „słuchaj, pracuję nad takim tekstem”, ona jemu "a ja teraz tłumacze to i to". Ona podrzuca mu cenny pomysł, który wzbogaca tekst. On jej dobre słowo, którego jej brakowało. Później dziennikarz dostaje wypłatę, tłumaczka dostaje wypłatę i przy następnym spacerze mówią: „słuchaj, doradziłaś/łeś mi, więc powinnaś/eś dostać pieniądze, oto twoja część". Tak to ma wyglądać?
Od jednej z feministek usłyszałem, że kobiety i "Krytyka Polityczna" to szerszy temat, bo działaczki czują się niedocenione, spychane w cień. Pani czuje się doceniona?
Nie mam poczucia bycia niedocenioną. W „Krytyce” większość stanowisk kierowniczych pełnią kobiety, redaktorką naczelną „Dziennika Opinii’ jest kobieta, Magdalena Błędowska. Natomiast wiadomo, że praca mężczyzny jest szybciej doceniona niż praca kobiety. Wchodzę do redakcji czy studia telewizyjnego, mówię „dzień dobry panie redaktorze”, a w odpowiedzi słyszę „dzień dobry pani Agnieszko”. Protekcjonalne "pani Agnieszko". Albo proszę sobie wyobrazić, że wchodzi pan do biura, przed panem stoi mężczyzna w garniturze i kobieta w garsonce. Większość ludzi pomyśli: szef i sekretarka. Tak już jest w Polsce. Pan też mówi o Cvecie Dimitrovej "pani Cveta". Czy o Sierakowskim powie pan "pan Sławek"?
Mnie tekst Sierakowskiego wzruszył. Miał odwagę publicznie przyznać, że osobiście brał udział w czymś, co nie jest sprawiedliwe. Chciał swojej partnerce podziękować za wsparcie, które ciężko zmierzyć i wycenić. Doceniam, że zdobył się na taką refleksję, taki gest jest ważniejszy niż tysiące frazesów o równości, które wygłaszamy na co dzień.