
Były szef LPR-u obszernie opowiada także o swojej politycznej przeszłości i planach na przyszłość. Zaprzecza plotkom, jakoby wybierał się do rządu Donalda Tuska. "Fakt" pisał ostatnio, że może zastąpić szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza.
Bo mielibyśmy ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza, minister spraw zagranicznych Annę Fotygę. Mielibyśmy konflikt z Niemcami, z Rosją, z Ameryką, ze wszystkimi krajami.
Giertych przekonuje, że przeciwko PiS działa od lat. Robił to także wtedy, gdy był ministrem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. "To ja rozwaliłem ten rząd. I jestem z tego dumny. Skoro pan chciał Konrada Wallenroda, to proszę bardzo" – mówi dziennikarzowi.
Czy jego poglądy ewoluowały? "Już nie oceniam ludzi tak kategorycznie. Nadal jestem konserwatywny i tutaj poglądy mi się niewiele zmieniły. Ale poprzedni mój wizerunek społeczny wynikał po pierwsze z pewnego przejaskrawienia medialnego, a po drugie z tła, na którym występowałem w klubie i partii, gdzie miałem ludzi głoszących poglądy kompletnie od czapy" – odpowiada.
Do tego LPR sprzed lat bym chyba nie pasował. A w ogóle ta partia i ten klub poselski już wówczas były dosyć oddzielone od poglądów moich i Marka Kotlinowskiego. My się przyjaźniliśmy z Donaldem Tuskiem, Rokitą, Schetyną itd., grywaliśmy z nimi po cichu w piłkę, w koszykówkę. Gdyby wówczas się o tym dowiedział nasz elektorat, toby nas rozszarpał. Ale taka była rzeczywistość. Jestem z Donaldem Tuskiem na „ty” od lat, a w rządzie PiS nie byłem z nikim na „ty”.
Co do Tuska, były wicepremier jest zdania, że póki co nic mu nie grodzi - przeżył aferę taśmową i "będzie żył na pewno do przyszłego roku". "Nic go nie obali. Ale po wyborach samorządowych, jeżeli je przegra - a wiele wskazuje na to, że tak się może zdarzyć - może mieć problem w Platformie" – ocenia.