Był spikerem, dziennikarzem, pracownikiem ministerstwa kultury, ale najbardziej kojarzony jest z roli "pana Lotto".
Był spikerem, dziennikarzem, pracownikiem ministerstwa kultury, ale najbardziej kojarzony jest z roli "pana Lotto". ryszardrembiszewski.pl

Poparł petycję dotyczącą związków partnerskich – i stracił pracę. Z ust księdza organizującego koncert, który miał prowadzić, usłyszał, że to dlatego, iż "promuje pedałów". – Zawsze wydawało mi się, że człowiek, nawet wzburzony, myśli o tym, co mówi, i ma trochę kultury. Pomyliłem się – mówi Ryszard Rembiszewski o tym, co się stało.

REKLAMA
Co trzeba podpisać, żeby stracić pracę?

Petycję w sprawie związków partnerskich. Taka petycja ukazała się na tablicach moich znajomych na Facebooku. Podpisałem ją, ponieważ po swoim rozwodzie sam przez długi czas byłem w dwóch takich związkach ze swoimi partnerkami. Pamiętajmy, że związki partnerskie to nie tylko związki osób tej samej płci. Dodam, że informacja ta była zamieszczona na moim prywatnym profilu, a nie na moim fanpageu.
Niedługo po podpisaniu petycji stracił Pan pracę przy prowadzeniu organizowanego przez Radio Nadzieja koncertu w Tykocinie.

Zadzwonił do mnie organizator, ks. Olszewski - z którym znam się, ponieważ to nie pierwszy raz, kiedy miałem prowadzić ten koncert, współpracowaliśmy też przy innych okazjach - i bardzo mnie zaskoczył, bo forma jego wypowiedzi była szokująca.
Co powiedział?

Zawsze wydawało mi się, że człowiek, nawet wzburzony, myśli o tym, co mówi, i ma trochę kultury. Pomyliłem się. Nie możemy już współpracować, bo promujesz pedałów! - usłyszałem. A nie można powiedzieć, że ksiądz Olszewski to zwykły ksiądz - ma tytuł doktorski, jest dyrektorem radia, przewodniczącym Forum Niezależnych Rozgłośni Katolickich - wydawałoby się, że to światły człowiek.
Jak Pan sądzi, dlaczego ksiądz tak się zachował?

Sądzę, że w tym wszystkich jest drugie dno. Łomża huczy od różnych wiele mówiących plotek na jego temat… a przecież w Ewangelii czytamy : ”Widzisz drzazgę w oku brata swego, a belki w swoim oku nie widzisz”. Mnie życie prywatne innych ludzi nie interesuje. Interesuje mnie, jak zachowują się w stosunku do mnie. To, czy ktoś śpi w chłopakiem, czy z dziewczyną, to jego sprawa. Wracając jednak do zwolnienia mnie z prowadzenia koncertu - nie miałbym pretensji, gdyby zrobił to w innej formie, bo różne rzeczy się zdarzają...
To hipokryzja?

Oczywiście, że tak. Jak wybuchła ta afera, którą podchwyciły portale, zacząłem czytać komentarze pod tymi artykułami. Pojawiły się opinie, że ksiądz miał prawo podjąć taką decyzję, bo to impreza katolicka. Oczywiście, tyle tylko, że poprzednia była współfinansowana przez urząd marszałkowski, a współorganizatorem obecnej jest Opera i Filharmonia Podlaska. Komentarze były różne, jedne pozytywne, inne w tonie, że ta petycja to "promocja pedałów". Najbardziej podoba mi się komentarz mojej córki, która mieszka za granicą, a napisała mi tak: tato, jestem z ciebie dumna, że tak odważnie występujesz przeciwko nietolerancji. Wstyd mi, że w Polsce związki partnerskie to nadal temat, który wywołuje tyle emocji.
Natychmiast też pojawiły się wpisy, że podpisał Pan tę petycję, bo sam jest gejem.

Tak, to dość zabawne. Jak się wchodzi w Google, to są różne hasła - jest np. "Rembiszewski lotto", jest i "Rembiszewski gejem". Wszedłem w to, bo ciekaw byłem, co tam może być. No i okazuje się, że nie ma nic na ten temat. Znam wielu gejów, z wieloma się przyjaźnię. Część jest w wieloletnich związkach, niektórzy mają śluby - i ok. Nie lubię, kiedy ktoś jest zbyt "przegięty". W polskich sądach trzeba udowadniać niewinność, w polskich mediach - że plotki są nieprawdziwe. Zresztą to, co kto i z kim robi w sypialni, to jego prywatna sprawa.
Polakom trudno to zrozumieć.

My Polacy mamy dziwną cechę - mamy w sobie taką bezinteresowną zazdrość i zawiść. O nietolerancji już nie wspomnę. Jeśli komuś znajomemu coś się uda, to trudno nam się z tego cieszyć. Może wynika to z tego, że żyjemy w czasach szalonego pościgu, wyścigu, w ogóle nie mamy czasu na to, żeby spojrzeć na to, kto jest obok nas, co mówi...A są sytuacje, w których naprawdę trzeba się zatrzymać, zastanowić...
Coraz mniej kultury w życiu publicznym też wynika z tego pędu?

Trochę tak. Nie można, będąc osobą publiczną, robić pewnych rzeczy, choć wiadomo, że na tzw. skandalu robi się karierę. Ale może to zrobić gwiazda kina, nie polityk.

Sądzi Pan, że Janusz Korwin-Mikke spoliczkował Michała Boniego z pełną premedytacją?
Oczywiście. W szkole teatralnej profesor Kazimierz Rudzki zawsze nam mówił, że improwizacja jest dobra wtedy, kiedy jest dobrze przygotowana. W przypadku JKM to była zimna, polityczna kalkulacja, obliczona na znalezienie się na pierwszych stronach. Żyjemy w takich czasach, kiedy normalność to coraz rzadsze zjawisko - a normalność rozumiem jako kulturę. Kiedy wchodzę do windy, mówię "dzień dobry" - często zdarza się, że odpowiadają mi zdziwione spojrzenia. Czasem uśmiech. Ale rzadko, bo my ciągle narzekamy. Jesteśmy sfrustrowani, kiedy nie mamy pracy, a kiedy mamy  - że musimy ciężko pracować.
Po przerwie wrócił Pan do telewizji i prowadzi teraz "Pogodną Prognozę Kultury" w programie "Świat się kręci". Brakowało Panu kamery?

Ludziom, którzy pracują w telewizji, jest ciężko, kiedy nie ma już czerwonego światełka w kamerze. Był casting do programu, na który poszedłem. Mam problem, bo na castingach słyszę, że za bardzo się kojarzę z Lotto. Mam nadzieję, że w końcu to się zmieni… Teraz jestem szczęśliwy i cieszę się, że świat się kręci, bo ta praca przynosi mi radość, a poza tym odbiór widzów jest bardzo pozytywny. 
Jak Pan trafił do telewizji?

Moja droga była dość kręta. Studiowałem aktorstwo, którego nie skończyłem, ale mam dorobek artystyczny i jestem członkiem Związku Artystów Scen Polskich. Skończyłem też studia polonistyczne ze specjalizacją teatralną, a także Podyplomowe Studium Współpracy Kulturalnej z Zagranicą na Uniwersytecie Warszawskim, a później Studia Podyplomowe w Zakresie Zarządzania, Marketingu i Finansów w Szkole Głównej Handlowej.
Byłem nauczycielem, dziennikarzem, urzędnikiem w ministerstwie kultury. Potem wygrałem konkurs na spikera w Polskim Radiu i wtedy też rozpoczęła się moja współpraca z telewizją. Najpierw byłem lektorem wielu programów, a potem, kiedy posadzono mnie przed kamerą i okazało się, że jestem wizyjny, zostałem prezenterem. Prowadziłem m.in. Telewizyjny Koncert Życzeń, teleturnieje, a potem prawie przez ćwierć wieku losowania. I tak zostałem już Panem Lotto.