Fotografują zmarłe noworodki na pamiątkę. "Bez problemów mogliśmy to robić tylko w szpitalu przy Madalińskiego"
Fotografują zmarłe noworodki na pamiątkę. "Bez problemów mogliśmy to robić tylko w szpitalu przy Madalińskiego" Facebook / Now I Lay Me Down To Sleep

Czy powinno się fotografować zmarłe dzieci? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi i w ogóle nie powinno się go zadawać. Nikt poza rodzicami zmarłego dziecka nie ma prawa oceniać decyzji rodziców, którzy się na to zdecydowali. Dla nich jest to ostatnia i jedyna pamiątka, która pomaga im odnaleźć się po tragedii. Nie we wszystkich jednak szpitalach pozwala się na sesje zdjęciowe ze zmarłymi noworodkami, a rodziców traktuje się "jak wariatów".

REKLAMA
Od kilku dni internauci dyskutują o decyzji pewnej amerykańskiej pary, która zdecydowała się zamieścić zdjęcia z córeczką na Facebooku. Dziewczynka urodziła się martwa, a jej rodzice Richard i Emily Staley chcieli w ten sposób zachować pamięć o niej. I jak zwykle przy tak trudnych tematach, spadła na nich fala krytyki.
Brak zrozumienia
Ludzie dziwią się, że w ogóle ktoś mógł wpaść na podobny pomysł. Inni twierdzą, że mogli zrobić zdjęcia martwego dziecka, ale niepotrzebnie podzielili się nimi w serwisie społecznościowym. Niektórzy posuwają się jeszcze dalej w swoich ocenach i zarzucają: "Ludzie zrobią wszystko, aby zaistnieć".
Richard i Emily Staley nie są wyjątkiem, bo zarówno za Oceanem jak i w Polsce, decyduje się na to wiele par. W Stanach Zjednoczonych, pośmiertnym fotografowaniem noworodków zajmuje się fundacja „Now I Lay Me Down To Sleep”. W Polsce można liczyć na pomoc fotografów-wolontariuszy ze Stowarzyszenia Rodziców po Poronieniu.
– Kiedy rodzi się żywe dziecko, w naturalny sposób ojciec może być obecny przy porodzie, rodzice biorą noworodka na ręce, przytulają, i naturalne jest, że robią zdjęcia w trakcie porodu i tuż po nim. Natomiast kiedy dziecko umiera, nagle okazuje się, że to wszystko już nie jest takie oczywiste – mówi Małgorzata Bronka ze Stowarzyszenia Rodziców po Poronieniu. Moja rozmówczyni zauważa, że decyzję takich rodziców zaczyna się postrzegać jako coś dziwnego.
logo
Facebook / Now I Lay Me Down To Sleep
Tymczasem potrzeba zrobienia zdjęcia ze zmarłym dzieckiem bierze się dokładnie z tego samego powodu, co zdjęcia z żywymi noworodkami. – Ci rodzice też je kochają, a do tego jeszcze bardzo cierpią. Kiedy mamy świadomość, że są to jedyne zdjęcia, jakie to dziecko będzie miało, że to jest jedyna pamiątka jaka po nim zostaje, że nie będzie ich tysiące, jak w każdym rodzinnym albumie, pamiątka ta nabiera jeszcze większego znaczenia – słyszę od swojej rozmówczyni, która straciła dziecko będąc 21. tygodniu ciąży.
Fanaberia rodziców?
Zrobienie zdjęcia z martwym dzieckiem nie jest łatwe. Przygotowanie do pożegnania się z nim i wzięcia go na ręce, jest niezwykle trudne. – Ocenianie tego przez ludzi, którzy tego zupełnie nie rozumieją, bo nie doświadczyli czegoś podobnego, nie powinno mieć miejsca – mówi Małgorzata Bronka.
Niektórzy nie są w stanie wyobrazić sobie, że zdjęcie zmarłego dziecka będzie widniało na ścianie lub w rodzinnym albumie. Tymczasem tak to właśnie wygląda i wbrew temu, co można przeczytać w internecie, pomaga uśmierzyć ból rodziców. Zdjęcia są ustawiane na kominku, w godnym miejscu, oprawione w stosowną ramkę. – Czy rodzice, którzy nie będą mieli zdjęcia zmarłego dziecka łatwiej o nim zapomną? O bólu, który czują? Jest dokładnie odwrotnie. Pamięć o dziecku trzeba pielęgnować właśnie po to, aby móc dalej żyć – słyszę od przedstawicielki stowarzyszenia.
A to właśnie Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu namawia rodziców, aby żegnali się z dziećmi i robili pośmiertne sesje. Jednak w odróżnieniu od zdjęć córki Richarda i Emily Staley, w Polsce nie wykonują ich profesjonalni fotografowie. Jak wyjaśnia moja rozmówczyni, w naszych szpitalach po prostu nie ma do tego warunków. W większości szpitali, potrzeba wykonania pożegnalnych zdjęć traktowana jest przez personel jako rodzaj fanaberii.
Małgorzata Bronka

Ja i lekarze których znam namawiamy rodziców, aby takie zdjęcia robili. Choćby telefonem komórkowym lub przyniesionym z domu aparatem. Wszyscy rodzice, którzy takie zdjęcia mają, mówią że to jedna z najcenniejszych rzeczy, jakie posiadają w życiu. Poszukiwaliśmy profesjonalnych fotografów do wykonywania tych zdjęć i wielu się do nas zgłaszało. W pewnym momencie musieliśmy jednak zrezygnować z ich usług.

Skandaliczne warunki
Tak naprawdę jedyny szpital w Polsce, gdzie udawało się zrobić porządną sesję, był kierowany do niedawna przez Bogdana Chazana Szpital Specjalistyczny im. Świętej Rodziny przy Madalińskiego w Warszawie. – Tam podchodzono do tego z pełnym zrozumieniem i odbywało się to w godnych warunkach – wspomina Małgorzata Bronka. Jak mówi, w pozostałych szpitalach można było zrobić zdjęcie dziecka w prosektorium, a to żadna pamiątka. – To wymaga odpowiedniego otoczenia – dodaje.
logo
Facebook / Now I Lay Me Down To Sleep
Pierwszą w Polsce fotografką, która zdecydowała się robić zdjęcia zmarłym dzieciom, była pisarka Justyna Bargielska, również należąca do Stowarzyszenia. Zrezygnowała, bo nie mogła pogodzić się z warunkami, w jakich się to odbywa. Jak mówi, było to dla niej traumą z uwagi na warunki, w jakich się to odbywało. Matki musiały szukać swoich dzieci w prosektoriach i kostnicach. Traktowano je przy tym "jak wariatki".
Jak mówi, było to bardzo trudne zadanie dla fotografa, ale dyskomfort który odczuwała był nieporównywalny z dyskomfortem rodziców. – A oba były potęgowane przez - w większości przypadków - niechętną takim zdjęciom atmosferę w szpitalu. Mówię "w większości przypadków", bo był, oczywiście, wyjątek - szpital Świętej Rodziny. Na Madalińskiego opracowano i wdrożono procedury pożegnania z dzieckiem zmarłym przed narodzeniem lub w trakcie porodu już chyba - mogę się mylić - w 2007 roku – stwierdza w rozmowie z naTemat.
Justyna Bargielska

Moim zdaniem nie ma sensu już dłużej mówić, co było - i jest - źle, co szwankuje w, przepraszam za określenie, "obsłudze" rodziców tracących nienarodzone dziecko w polskich szpitalach - ryzyko popadnięcia w retorykę bon motu "Sorry, taki mamy klimat" jest porażająco duże. Po prostu trzeba mówić, jak być powinno i się tego domagać. A są znakomite wzorce, choćby amerykańska organizacja Now I Lay Me Down To Sleep. Oczywiście przydatne byłoby też wyjęcie prywatnej tragedii rodziców z kontekstu konfliktu pro life - pro choice, ale tu nie mam złudzeń: w tym kraju polityka wyklucza się z etyką.

W niektórych krajach, tego typu zdjęcia są robione przez fotografów szpitalnych. Rodzice, którzy opuszczają placówkę, dostają płytę z nagranymi zdjęciami. Mogą z nimi zrobić, co zechcą. Zabrać do domu, wywołać, lub wyrzucić. – Gdy umiera starsze dziecko, które ma 5 lub 10 lat, to nikt nie oczekuje od rodziców, że wyrzucą wszystkie zdjęcia tego dziecka. A to są jedyne zdjęcia, jakie rodzice mają i uważa się to za nienaturalne i dziwne – oburza się Bronka.
Kiedy robić zdjęcie, a kiedy nie?
Niektórzy lekarze sami apelują do rodziców, namawiają ich, aby zrobili zdjęcia z dzieckiem lub wzięli je na ręce. Amerykańska fundacja zajmująca się pośmiertnymi sesjami dziećmi proponuje, aby zdjęcia wykonywać dzieciom, które rodzą się powyżej 26-tygodnia ciąży. Nie ma jednak żadnych przeciwwskazań, aby robić te zdjęcia wcześniej. – To bardzo indywidualna sprawa – mówi Małgorzata Bronka. Jej zdaniem, granice wieku nie są istotne.
Zdjęcia robi się w taki sposób, aby w jak najmniejszym możliwym stopniu ukazać widoczne wady, z którymi dziecko się urodziło. Zwraca się uwagę, aby ubrać je w dziecięce ubranka lub zawinąć w kawałek chustki, aby nie epatować deformacjami, tylko pokazać "dziecko jako dziecko". – Dobrze jest robić zdjęcie samemu dziecko, oraz trzymanemu przez rodziców. Robi się też fotografie z całą rodziną lub starszym rodzeństwem – opisuje moja rozmówczyni. Zwraca jednocześnie uwagę, że zawsze wymaga to ogromnego taktu. Między innymi dlatego zdjęcia są zazwyczaj czarno białe.
logo
Facebook / Now I Lay Me Down To Sleep
To, co zadziwiło internautów, wcale nie jest odległe i nie odbywa się jedynie w Ameryce. Również nad Wisłą rodzice decydują się na uwiecznienie najbardziej dramatycznych chwil życia. Czy słusznie? Oby nikt z nas nie musiał sobie nigdy zadawać tego pytania. Pamiętajmy jednak o jednym. – Nie wolno narzucać jednego sposobu przeżywania żałoby – podsumowuje Małgorzata Bronka.