– Oberwałem nie wiadomo dlaczego. Łamaną angielszczyzną dowiedziałem się tylko od nich, że zaraz mnie zniszczą, jak ich prezydent cały brudny Zachód – słyszę od barmana jednego z gdańskich pubów. Na wzrastające chamstwo części odwiedzających Trójmiasto Rosjan wskazuje jednak nie tylko on. Dość takiego zachowania ma wielu, ale nikt odważy się pójść w ślady bojkotującego klientów z Rosji restauratora z Sopotu, bo nawet agresywni kaliningradczycy zostawiają tu zbyt dużo pieniędzy.
Bohaterstwo czy łajdactwo? Takie wątpliwości wciąż budzi głośny protest sopockiego restauratora, który postanowił odmówić obsługiwania Rosjan identyfikujących się z działaniami Kremla na Ukrainie. O wiele mniej wątpliwości na temat tego, jak zachowywać się wobec Polaków zdają się mieć jednak nasi sąsiedzi z Obwodu Kaliningradzkiego, którzy po wybuchu wojny na sankcje tym chętniej korzystają z dobrodziejstwa małego ruchu granicznego.
Strach zastąpiła buta
Gdy na wschodzie dopiero zaczęło robić się gorąco wielu kaliningradczyków zaczęło stronić od Polski.W marcu rozmawiałem w Gdańsku z tymi, którzy jednak na zakupy do Polski przyjeżdżali i wielu było przerażonych niechęcią gdańszczan do Rosjan, szerzoną przez propagandę. – Ktoś mówi, że go poszarpali, innym podobno porysowali samochód. W szkole mojego synka nauczycielki radziły już, by jeździć teraz do Olsztyna, bo w Gdańsku jest duża mniejszość ukraińska i to niebezpieczne – mówili pełni obaw.
Kilka tygodni niezmiennej otwartości Polaków wystarczyło, by przynajmniej Rosjanie z Kaliningradu przekonali się, że na Zachodzie nic im nie grozi i są mile widzianymi gośćmi. Niestety, ostatnimi czasy odpłata za tę otwartość nie bywa miła. Już w rozmowie z bojkotującym proputinowską klientelę restauratorem z Sopotu słuchałem o tym, jak jego znajomi przedsiębiorcy dowiedzieli się od klientów z Rosji, że wkrótce to oni "przyjdą tu i wezmą sobie wszystko za darmo".
Po tamtym materiale sygnałów z Trójmiasta o podobnym zachowaniu rosyjskich turystów otrzymałem na swoją skrzynkę jeszcze kilka. Skarżyły się kelnerki utyskujące na wulgarnych klientów ze Wschodu i handlowcy, których przybysze z Obwodu Kaliningradzkiego próbowali okraść, by po przyłapaniu gorącym uczynku wygrażać tym, że oskarżą Polaków o napaść i będzie dyplomatyczny skandal.
"Wkur...iają, ale prywatne sankcje to samobójstwo"
Najmocniej wzrastającą agresję części Rosjan odczuł ostatnio Artur, barman jednego z popularnych pubów na gdańskim Głównym Mieście. – Oberwałem z liścia i napluto mi w twarz, w zasadzie nie wiadomo dlaczego. Łamaną angielszczyzną dowiedziałem się tylko od nich, że zaraz mnie zniszczą, jak ich prezydent cały brudny Zachód – wspomina.
Jak tłumaczy, w jego knajpie nikt nie zamierza jednak iść po tym incydencie w ślady kontrowersyjnego restauratora z Sopotu i wywieszać szyldu informującego o tym, że ludzie popierający kremlowską agresję nie są mile widziani.
Podobne słowa słyszę na obrzeżach Gdańska od pracownicy jednego z hipermarketów, do których Rosjanie co kilka dni przyjeżdżają autokarami, by obkupić się w produkty, których w Rosji nie ma. – Wielu z nich trochę odbija, zachowują się chamsko. To chyba ta propaganda pierze im mózgi – żali się pani Hanna, która na co dzień pracuje na kasie.
– Najbardziej irytujące są jednak sytuacje, gdy obładowany zachodnimi produktami Rosjanin podchodzi do mojej kasy, a w klapie ma wpiętą tę taką ich wstążkę czarno-pomorańczową. To oznacza, że on się solidaryzuje z tymi, co Ukraińców napadli. Tu, w Polsce! No jak można być tak bezczelnym?! – oburza się moja rozmówczyni.
Jednak sieć, w której pracuje tym bardziej nie odważy się na dołączenie do bojkotu rosyjskich klientów. – Przecież oni zostawiają w kasach krocie. Szefostwo jeszcze nam podstawowe kursy rosyjskiego fundowało, to teraz żadne nasze narzekania na ruską bezczelność na nich wrażenia teraz nie zrobią – stwierdza.
Nie brać tego na poważnie?
Nieco mniej krytyczną ocenę zachowania Rosjan odwiedzających północną Polskę ma jednak Marcin, kierowca autokaru kursującego między Trójmiastem a Obwodem Kaliningradzkim, który pół roku temu był moim tłumaczem podczas rozmów z zakupowymi turystami.
– Propaganda tam pracuje na pełnych obrotach. W Obwodzie prasa przestała straszyć Polską, a zaczęła wciskać im, że żyjemy tylko dzięki nim i w zasadzie zaraz klękniemy na kolana. Ludzie przyjeżdżają i widzą, że to w sumie fakt, bo wszędzie szyldy w ich języku i wszyscy czekają na ich pieniądze – tłumaczy mój rozmówca.
Stały bywalec Kaliningradu tłumaczy też, że wielu Rosjan jadąc do Polski zawiesza sobie na autach czy torbach symbole solidarności z separatystami nie dlatego, że naprawdę ją odczuwają, a po prostu ze strachu. – Dla nas to już coś obcego, ale tam ludzie boją się bezpieki na każdym kroku. Jeżdżenie do Polski to wystawienie się na celownik, więc te pomarańczowo-czarne wstążki od walczących z "faszyzmem" to ma być taka tarcza – wyjaśnia.
Jak zapewnia, większość kursów jakie robi między Kaliningradem a Gdańskiem to jednak okazja do spotkań z normalnymi ludźmi, którzy do sąsiadów z Polski odnoszą się z sympatią i szacunkiem. – Od początku tego całego cyrku na Ukrainie z jakimiś wojennymi pretensjami wyskoczył mi na pokładzie tylko jeden facet, którego szybko zaszczekała oburzona reszta pasażerów. Czasem padają głupie żarty, że zaraz tu do nas dojadą na czołgu, ale tego nie można brać na poważnie – przekonuje.
Rosjanie zachowali się tak wobec moich znajomych handlujących bursztynem. Targując się o cenę postanowili ostatecznie użyć argumentu, że niedługo przyjdą tutaj i wszystko wezmą sobie za darmo.Czytaj więcej
Artur, barman z Gdańska
Wkur...iają, ale w naszej lokalizacji to byłoby samobójstwo. Nie po to wszyscy robią bannery i menu w języku rosyjskim, by teraz ich wypędzić i stracić te pieniądze.