Pamiętacie salony meblowe Almi Decor? Jeszcze kilka lat temu ta marka stworzona we Wrocławiu była synonimem jakości i luksusu. Dziś ogłasza upadłość. Wygląda na to, że wszystkie jej kłopoty wynikają po prostu... ze zmieniających się gustów Polaków. - Kto ma do wydania kilkaset tysięcy, nie idzie już do salonu w Złotych Tarasach, a do designerskiego atelier. Kto mebluje mieszkanie wzięte na kredyt, przychodzi do nas - komentują w konkurencyjnej Ikei.
Od milionera do zera...
W czasach prosperity z początku III RP meble i dekoracje tej marki były elementem obowiązkowym wystroju każdego domu, którego właściciele aspirowali do tego, by zasługiwać co najmniej na miano klasy średniej. Po 25 latach istnienia Almi Decor powoli znika jednak z rynku i zamiast być kolejnym symbolem polskiego sukcesu na świecie, przypomina, że nad Wisłą równie szybko można przejść drogę od zera do milionera, co pokonać ją w drugą stronę.
Pierwsze komentarze po tym, gdy spółka Ade Line, właściciel marki Almi Decor poinformowała, że do sądu złożony został wniosek o upadłość likwidacyjną wskazują na to, iż gwoździem do trumny były właśnie aspiracje, by zadbać także o wnętrza klientów zagranicznych. Tymczasem atak na rynki europejskie okazał się tak kosztowny, że najpierw Ade Line musiała zrezygnować z dedykowanej młodzieży marki Flo, a teraz przyszedł czas na legendarną dla wielu Almi Decor.
Prezes Ade Line Zbigniew Mrozek próbował ją jednak długo ratować. Po poświęceniu Flo zdecydowano o zmniejszeniu liczby salonów Almi Decor, a później walczono jeszcze, by marka przetrwałą dzięki franczyzobiorcom. Efekt jest taki, że z istniejącej jeszcze kilka lat temu sieci ponad czterdziestu salonów, która gwarantowała, że meble z Almi Decor dotrą do każdego zakątku Polski, dziś zostało jedynie dwanaście sklepów. Tylko te w największych miastach i po jednym na Litwie i w Czechach.
Marka, która wyrosła na nowobogackich
Wszędzie tam sprzedaż zaprojektowanych pod najgrubsze portfele mebli i dekoracji od dłuższego czasu jednak niezmiennie spada. Co jest dowodem na to, że nie bez racji mogą być i ci, którzy sugerują, iż spektakularna dość klęska stworzonej w 1989 roku we Wrocławiu marki to efekt po prostu zmieniających się gustów Polaków.
Almi Decor zmieniała się bowiem nieco wolniej. Najlepsze czasy to dynamiczny rozwój marki w latach 90-tych, gdy Almi Decor kojarzyła się nie tylko z jakością, ale i przepychem, którego bogacący się Polscy wtedy chętnie poszukiwali.
Niezbyt marce zaszkodziło wtedy wejście do Polski graczy takich, jak Ikea, bo do stylizowanego na dworek domu za miastem od skandynawskiego minimalizmu lepiej pasowały przecież ciężkie drewniane lub skórzane meble i pełne zdobień dodatki. Wizyta w salonie Almi Decor długo była dla klientów o takich potrzebach estetycznych gwarancją, że nie przeszarżują w schlebianiu swoim gustom.
- Barokowe Almi Decor świetnie radziło sobie na polskim rynku do czasu pojawienia się mody na minimalizm i postindustrialną estetykę - stwierdziła na łamach opisującego upadłość spółki Ade Line "Pulsu Biznesu" Agnieszka Górnicka z firmy badawczej Inquiry. Jeszcze łatwiej przyczyny upadku Almi Decor przychodzi zdiagnozować jednak konkurenci z tego specyficznego rynku.
Zmienia się stan konta, zmieniają się gusta
- Ade Line nie dało rady odpowiedzieć na drastyczną zmianę w potrzebach polskich klientów, która zaszła ostatecznie jakieś pięć lat temu i wiązała się z tym, że pewne grupy konsumentów zaczęły się bogacić jeszcze bardziej, a inne "bogacić na kredyt". To w każdym społeczeństwie oznacza zmianę gustów - słyszę od menadżera jednego z polskich sklepów Ikea.
Pracownik koncernu - któremu od dziesiątek lat z sukcesem udaje się wpisać w zmienne gusta ludzi z różnych części świata - wyjaśnia, że do remontowanych lub świeżo kupionych wnętrz "wzbogaceni na kredyt" nawet nie mają zamiaru szukać wyposażenia w Almi Decor, gdzie najtańszy fotel to wydatek rządu 1 890 zł, a przyzwoite łóżko kosztuje co najmniej 5 tys. zł.
- Klienci potrzebujący mebli do mieszkania, które będą spłacać przez kolejne 30 lat idą od razu do nas, Agaty lub urządzają się w Home&You - tłumaczy mój rozmówca. I sugeruje, gdzie podziali się ci, którzy do Almi Decor przychodzili dlatego, że nawet topowe meble z Ikei i innych tego typu "tanich" sieci im nie wystarczały.
- Najzamożniejsi klienci dawno przestali szukać po prostu przepychu. Jeżeli ktoś ma do wydania na wnętrze nawet kilkaset tysięcy, to nie idzie już z tymi pieniędzmi do salonu w Złotych Tarasach. Taki klient chce mieć coś wyjątkowego, więc przychodzi wprost do designerskiego atelier, które także w Polsce wyrastają jak grzyby po deszczu - słyszę.