– Kinga Dunin zdaje sobie sprawę, w jakich obrzydliwych okolicznościach z jej winy zakończyła się nasza przyjaźń i jak wiele krzywdy wyrządziła mnie i moim bliskim – pisze Karpowicz w oświadczeniu, w którym opisuje - jeśli to prawda - bardzo toksyczny związek z guru polskiego feminizmu.
W poniedziałek pisaliśmy o oskarżeniach, jakie pod adresem pisarza Ignacego Karpowicza rzuciła na swoim Facebooku Kinga Dunin, jego wieloletnia współpracownica i mentorka. Przypomnijmy, że domagała się od niego wypłacenia zaległych 13 tysięcy złotych. Według Dunin zwykłe apele nie skutkowały, w związku z czym sprawa została w końcu opisana przez nią na Facebooku.
Teraz Karpowicz odpowiedział na zarzuty Dunin, w przesłanym nam drogą mejlową oświadczeniu, którego autentyczność właśnie potwierdziliśmy. W kolejnym oświadczeniu, które Kinga Dunin przesłała do naTemat, zaprzecza oskarżeniom Karpowicza.
Pisarz informuje, że "pieniądze zostały przelane", ale jednocześnie ostro atakuje swoją byłą koleżankę i wyciąga istotne szczegóły z ich przyjaźni.
To nie wszystko - w jednym zdaniu mowa jest też o gwałcie, ale to już rozstrzygną prawnicy.
Zdaniem autora "Ości", w których Kingę Dunin sportretował jako Ninel, przypomnienie długu miało być zemstą.
- A zatem post Kingi Dunin jest zemstą na maskotce seksualnej, która nie chciała być molestowana, a równocześnie jest wciągnięciem polskiego feminizmu w brudną i prywatną wojenkę Kingi Dunin - twierdzi pisarz, nie oszczędzając przy okazji polskiego feminizmu.
Karpowicz oskarża środowisko warszawskich feministek o fałszywie pojmowaną solidarność, utrzymywanie fałszywej narracji o zły mężczyznach i dobrych kobietach oraz wykorzystywanie słusznych postulatów ruchu do osiągania własnych korzyści.
– W paradoksalny sposób Dunin przeniosła dyskusję o feminizmie na wyższy, awangardowy poziom - feminizm musi nie tylko zajmować się feminizmem, ale i - najwyższa chyba pora - nadużyciami, które powstają pod feministycznym sztandarem – konkluduje pisarz.
Poniżej publikujemy całość oświadczenia Ignacego Karpowicza bez skrótów.
O Kindze Dunin, feminizmie i nietykalności
Ignacy Karpowicz
W pełnym nieścisłości i zwykłych kłamstw, niezwykle emocjonalnym wpisie na FB zostałem przez Kingę Dunin nagle wezwany do spłacenia długu, o którym wcześniej, w prywatnej korespondencji, napisała "że nie muszę go spłacać teraz, a może nigdy". Nigdy nie stwierdziłem, że długu nie spłacę, nigdy też nie odmówiłem jego spłacenia słowem "spierdalaj".
Kinga Dunin zdaje sobie sprawę, w jakich obrzydliwych okolicznościach z jej winy zakończyła się nasza przyjaźń i jak wiele krzywdy wyrządziła mnie i moim bliskim. Sama napisała mi po wszystkim „Okazałam się potworem. I od pewnego momentu wiedziałam, że robię okropne rzeczy, ale nie mogłam się powstrzymać".
Kinga Dunin wywlekając brudy dotyczące końca naszej przyjaźni postąpiła w myśl zasady, że "prywatne jest polityczne" a wtórują jej w tym koleżanki feministki, przedstawiając mnie jako człowieka bez honoru, oszusta i chama, któremu nie można podać ręki. Ale granice tego, co prywatne ustanawiają po swojemu. Gdyby je przesunąć, może się okazać, że ktoś inny jest w tej sytuacji ofiarą.
Kingę Dunin poznałem kilka lat temu na bankiecie po wręczeniu pewnej ważnej nagrody literackiej. Byłem zaskoczony i oszołomiony, że poświęciła mi – początkującemu pisarzowi – uwagę i dobre słowo. Podziwiałem ją i szanowałem, imponowała mi jej odwaga w głoszeniu niepopularnych często sądów, przenikliwość, bezkompromisowość, błyskotliwość. Tak się na dobre rozpoczęła nasza znajomość.
Pewnego razu, niedługo po pierwszym spotkaniu, zaproponowała mi, żebym, przejeżdżając przez Warszawę, zatrzymał się u niej – ma duże mieszkanie, mieszka z trzema kotami, miejsca jest dużo i problemu żadnego. Oczywiście zgodziłem się i ucieszyłem. W końcu lewicowa wyrocznia nie każdemu proponuje metę. Rozmawialiśmy długo, było wspaniale, poszedłem spać do gościnnego pokoju. I tak już pozostało. Gdy obowiązki zawodowe zmuszały mnie do odwiedzenia stolicy, nocowałem u Kingi Dunin.
Bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Moje uwielbienie i fascynacja kwitły w najlepsze. Za trzecim czy czwartym razem zaproponowała mi, żebym spał z nią w jej „małżeńskim” łóżku. „Będzie ci wygodniej niż na tym wąskim łóżku w pokoju gościnnym”. Niezbyt mi się ten pomysł spodobał, ale bałem się, że jeśli odmówię, straci mną zainteresowanie, nie będę mógł jej lepiej poznać, być przy niej. Poza tym przekonywała mnie, że to absolutnie naturalne i poniekąd oczywiste zachowanie.
Niestety spanie z czasem przestało być tylko spaniem, lecz łączyło się z dotykaniem, a potem z regularnym molestowaniem seksualnym.
Czułem się okropnie, ale jak każda ofiara trwałem w tej toksycznej relacji z wielu przyczyn. Po pierwsze, nadal podziwiałem Kingę Dunin. Po drugie, nauczyła mnie, że kobiety zawsze mają gorzej, a ona – samotna kobieta-feministka rozwódka – ma najgorzej. Po trzecie, zbudowała sytuację „my przeciw światu” (nikt nas nie kocha, wszyscy są źli, mamy tylko siebie, musimy się wspierać, nikt nas nie zrozumie). Po czwarte, naprawdę wspierała mnie. Po piąte wreszcie, udało się jej stworzyć wrażenie, że wszystko jest OK, w końcu moralność mieszczańska to anachronizm (skądinąd to prawda).
Zakochałem się w kimś i nie chciałem kontynuować relacji z Kingą Dunin na dotychczasowych zasadach. Były łzy, ale zdawało się, że nasza przyjaźń przetrwa. I tej ostatniej nocy, którą spędziliśmy wspólnie, najzwyczajniej mnie zgwałciła. Od tego momentu już nie spotykaliśmy u niej w domu, ograniczając się do mejlowania i jednego spotkania w pizzerii. Ze strony Kingi Dunin były to głównie ataki. Zatruwała mi dni. Napisałem jej mejla, że nie chcę utrzymywać z nią kontaktu, bo to mnie zabija w sensie dosłownym. Oczywiście nie posłuchała, z furią pisała po kilkanaście mejli dziennie, na które nie odpowiadałem i których w większości nie czytałem. Trafiły do kosza.
Rozwścieczyło ją zerwanie kontaktu. Mówiąc brutalnie – ja, jej maskotka do pogłębionych rozmów o świecie i literaturze oraz molestowania seksualnego się zbuntowała. W czasie naszego ostatniego spotkania w pewnej chwili rozpłakała się z wściekłości, a potem powiedziała: „Szkoda, że teraz to się dzieje. Gdybym wiedziała, że tak będzie, to wzięłabym sobie wcześniej innego chłopaczka”. No właśnie, „chłopaczek”, do tego zostałem sprowadzony.
A zatem post Kingi Dunin jest zemstą na maskotce seksualnej, która nie chciała być molestowana, a równocześnie jest wciągnięciem polskiego feminizmu w brudną i prywatną wojenkę Kingi Dunin. Dunin przykrywa swój (dosłowny) gwałt na mnie wartościami, także pieniężnymi, a co gorsza – także moimi. Taki oto smutny paradoks.
Chyba oczywistym jest, jak się czułem – i czuję – po tym wszystkim. Najokropniejsze jest to, że Kinga Dunin opowiadała się po stronie wartości, które również mi leżą na sercu. Walka o równe prawa dla wszystkich, o polepszenie sytuacji życiowej tych, którym się w życiu nie powiodło, o prawo do podejmowania wolnych wyborów i wyzwolenia się z gorsetu katolicko-mieszczańskiej obyczajowości, o rozprawienie się z przemocą seksualną, zwłaszcza w stosunku do kobiet.
A jednak teraz już nie mam wątpliwości, że jej przekonania stały się jedynie zasłoną, mającą uzasadnić bezwzględne korzystanie ze świata i ludzi dla własnej przyjemności i pożytku. Stare kobiety mają gorzej? – czyli wolno im wszystko, i tak zostały już przecież przez społeczeństwo skrzywdzone; jest ktoś obok to wolno go wykorzystać w ramach jakiejś sprawiedliwości płciowej.
Kinga Dunin uważa, że jest nietykalna. Znana publicystka i feministka, skromna i otwarta, nie może stać się celem żadnej godzącej w nią opinii. Nadto związana z bliską mi Krytyką Polityczną. Jakikolwiek atak na nią byłby atakiem na całą polską lewicę i feminizm. A polska lewica spod znaku KP i feminizmu są – całkowicie słusznie – nietykalne, zwłaszcza w kraju tak zacofanym i pełnym nierówności jak Polska.
W końcu od lat Dunin pisze i pisze, że to kobiety są obiektem gwałtów, a nie mężczyźni, że to mężczyźni zawłaszczyli świat i rozsiewają przemoc, także domową. Któżby uwierzył w to, że także kobiety potrafią gwałcić i stać się źródłem przemocy?
Otóż kobiety mogą gwałcić i rodzić przemoc, czego dowodem jest osoba Kingi Dunin.
W paradoksalny sposób Dunin przeniosła dyskusję o feminizmie na wyższy, awangardowy poziom – feminizm musi nie tylko zajmować się feminizmem, ale i – najwyższa chyba pora – nadużyciami, które powstają pod feministycznym sztandarem.
Kinga Dunin przynosi wstyd nie tylko sobie, ale też – jak je nazywa – „siostrom w feminizmie”. Agnieszka Graff i Kazimiera Szuka, wypowiadające się dla portalu natemat, wspominają o hipokryzji z mojej strony, tymczasem same stają po stronie hipokryzji (zwłaszcza Agnieszka Graff, której opisałem w prywatnym mejlu gwałt dokonany przez Kingę Dunin; Graff tropi antysemityzm w „Idzie”, a przemoc obok siebie wypiera, bo niewygodna; przecież siostra „w feminizmie” nie może skrzywdzić, a skrzywdzić nie może, ponieważ kobiety są dobre oraz są ofiarami, taką rolę napisał im patriarchat, wiecznych ofiar, nigdy gwałcicielek). Agnieszka Graff ubolewa, że „Karpowicz nie jest przyzwoitym człowiekiem”. Ja również mogę ubolewać, że Agnieszka Graff nie jest przyzwoitym człowiekiem. Wiedziała o wszystkim z mojego prywatnego mejla, a wspiera siostrę „w feminizmie”. Jej reakcja zdaje mi się histeryczna, ponieważ próbuje podtrzymać budowaną od dwóch przynajmniej dekad narrację o złych mężczyznach i słabych kobietach. Ponadto czai się w tym jakiś rodzaj nadziei, że nie starczy mi odwagi, by opowiedzieć o tym, co mnie spotkało. Może ten Karpowicz się zawstydzi i pozwoli kobietom pozostać ofiarami. Można będzie go swobodnie hejtować.
Smutny to widok na polską scenę feministyczną. Moralność została zastąpiona przez solidarność płci.
A na koniec chciałbym powiedzieć, że wierzę we wszystko, w co wierzyła w swoich tekstach Kinga Dunin, chociaż samej Kindze Dunin już nigdy nie uwierzę. Świat może być lepszy, bardziej otwarty; istnieje więcej możliwości układania relacji społecznych niż wąsko zdefiniowana rodzina. Lepszy świat jest na wyciągnięcie dłoni, wystarczy mieć odwagę, by poń sięgnąć.
PS. Pieniądze zostały przelane na konto Kingi Dunin.
Reklama.
Udostępnij: 5253
Ignacy Karpowicz
Gdy obowiązki zawodowe zmuszały mnie do odwiedzenia stolicy, nocowałem u Kingi Dunin. Bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Moje uwielbienie i fascynacja kwitły w najlepsze. Za trzecim czy czwartym razem zaproponowała mi, żebym spał z nią w jej "małżeńskim" łóżku. "Będzie ci wygodniej niż na tym wąskim łóżku w pokoju gościnnym". Niezbyt mi się ten pomysł spodobał, ale bałem się, że jeśli odmówię, straci mną zainteresowanie, nie będę mógł jej lepiej poznać, być przy niej. Poza tym przekonywała mnie, że to absolutnie naturalne i poniekąd oczywiste zachowanie. Niestety spanie z czasem przestało być tylko spaniem, lecz łączyło się z dotykaniem, a potem z regularnym molestowaniem seksualnym.