„Golgota Picnic’, przerwany wykład o gender, odwołany koncert Behemotha, prezydent organizujący mszę świętą – sekwencja zdarzeń z ostatnich kilku miesięcy nie pozostawia wątpliwości: Poznań to ostoja konserwatyzmu. W dodatku coraz radykalniej manifestowanego – już nie tylko przez mieszkańców, ale i lokalnych decydentów.
Kilka miesięcy temu pisałem o tym, jak na Podkarpaciu kwitnie sojusz ołtarza z tronem. I pewnie gdyby przeciętnego Polaka poprosić o wskazanie miejsca, gdzie politycy „klękają przed biskupami”, byłby to właśnie południowy-wschód. A tu zaskoczenie! Na tytuł Ciemnogrodu nr 1 w kraju zapracowało sobie ostatnio piąte co do wielkości polskie miasto.
Od Golgoty do Behemotha
Zaczęło się w czerwcu, wraz z wybuchem afery o obrazoburczy spektakl „Golta Picnic”, który miał być pokazany na poznańskim festiwalu Malta. Zrobił się szum, bo tamtejsi katolicy uznali, że sztuka obraża ich uczucia religijne (choć nawet jej nie widzieli). Były prośby, groźby, protesty, po czym organizator Malty wycofał się z planów. Powodem była bierność policji i władz miasta, które postraszyły, że w dniu pokazu może demonstrować nawet 30 tys. osób i że nie zagwarantują bezpieczeństwa uczestnikom festiwalu. Co więcej, prezydent Poznania Ryszard Grobelny orzekł, że „Golgota Picnic” godzi w „poznańskie wartości”.
Przywiązanie do tych wartości przesądziło także o tym, że odwołano koncert metalowego zespołu Behemoth, który miał się odbyć 6 października w studenckim klubie Eskulap. Decyzję podjął rektor Uniwersytetu Medycznego, na którego terenie znajduje się klub. I znów usłyszeliśmy odwołanie do protestów środowisk katolickich. Ich znamy doskonale: sataniści, bluźniercy i tak dalej.
Kolejny epizod: prezydent Grobelny i msza święta. Samorządowiec w tym roku wyprzedził poznańskich duszpasterzy i sam zabrał się za organizację nabożeństwa z okazji inauguracji roku akademickiego. „To jest oczywiste przekroczenie granicy świeckości władzy i swoisty szantaż emocjonalny wobec rektorów. Prezydent nie może wchodzić w rolę duchownych” – protestował prof. Krzysztof Podemski, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Wcześniej, w grudniu 2013 roku, była jeszcze jedna awantura. Chodziło o wykład „Czy gender to dewastacja człowieka i rodziny?”, który zakłócili anarchiści. Wtedy pojawiło się pytanie, czy uniwersytet jest miejscem na wykłady, podczas których przekonuje się, że „gender prowadzi do dewastacji człowieka i rodziny”. A taka była właśnie teza znanego w Poznaniu ks. prof. Pawła Bortkiewicza.
Poznań w okopach
To nie przypadek, że te głośne w całej Polsce sprawy dotyczą jednego miasta, stolicy Wielkopolski. Kluczem do rozwiązania tej zagadki są zaś wspomniane przez prezydenta Grobelnego „poznańskiego wartości”. Poznań to po prostu miejsce specyficzne – tak jeśli chodzi o mieszkańców, jak i władze.
– Te wartości można różnie nazywać. Dla jednych to będą wartości katolickie, dla innych konserwatywne, dla jeszcze innych po prostu zachowawcze. Ale ewidentnie one są typowo poznańskie – mówi w rozmowie z naTemat Jan Filip Libicki, senator Platformy Obywatelskiej z Poznania.
– Tożsamość wielkopolska jest zbudowana na konserwatyzmie. Przez lata to była tożsamość oporu, a że przeciwnikiem byli protestanci, tutaj wzmacniało się przywiązanie do wartości narodowych i religijnych. Wiązało się to też ze szczególną pozycją rodziny, co dzisiaj sprawia, że nie mamy takich migracji za granicę, jak inne regiony. W Poznaniu funkcjonuje również specyficzny typ religijności. Mieszkańcy są religijni, ale nie tak, jak chciałyby prawicowe partie. Wielkopolanie oddzielają politykę od wiary – dodaje prof. Ryszard Cichocki, socjolog z poznańskiego UAM.
Typowy Poznaniak
To właśnie ta religijność, a szczerzej - „zachowawczość”, powoduje, że Poznaniacy są np. wyjątkowo niechętni gender, a alergicznie reagują na wszelkie kontrowersje dotyczące Kościoła, jak Golgota Picnic. Typowego Poznaniaka łatwo wzburzyć. „W żadnym polskim mieście nie trzeba tak niewiele, żeby tak wielu zasłużyło na wartościujący epitet. Nigdzie tak łatwo, jak tutaj, nie można zostać lewakiem, patriotą i ofiarą agresji” – pisała Agnieszka Gulczyńska, dziennikarka poznańskiego Radia Merkury.
– Jesteśmy przywiązani do trwałych elementów, nie chcemy zaakceptować rzeczy, które burzą porządek wartości, kontestują to, co jest dla nas szczególnie ważne – dodaje prof. Cichocki.
Czasem taka postawa przybiera karykaturalne formy. To Poznania dotyczył przypadek radnej PiS, która zadrżała z oburzenia, bo zobaczyła w zoo kopulujące osiołki…
Polityczny skręt w prawo
Poznańską mentalność bardzo dobrze odzwierciedla lokalna polityka. – Jeśli pan weźmie przedstawicieli wszystkich partii politycznych, to oni w większości mają bardziej konserwatywne poglądy, niż podobni im działacze w innych regionach Polski. Nawet minister Kozłowska-Rajewicz [była pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania] miała dużo mniej lewicowe poglądy niż np. prof. Fuszara – zauważa Jan Filip Libicki.
To prawda. Chociażby przy okazji afery z Golgotą Picnic w radzie miasta niemal zapanowała jednomyślność – większość opowiedziała się przeciwko spektaklowi.
Osobna historia to prezydent Grobelny, który rządzi w mieście od 1998 roku. Jego zachowanie dobrze wpisuje się w określenie "sojusz tronu z ołtarzem". I można się oburzać, ale z jakiegoś powodu utrzymuje się na stanowisku. – Nie przypadkiem jest prezydentem przez tyle kadencji. To, co prezentuje, także jego wyobrażenie o systemie moralnym, jest podobne do tego, czego chcą poznaniacy – stwierdza prof. Cichocki.
Pytanie, co z tymi mieszkańcami, którzy mają inne poglądy - chcieliby spokojnie obejrzeć Golgotę Picnic, nie przeszkadza im koncert Behemotha?
– Takie środowiska powinny istnieć, budować swój świat, rozwijać się. Ale muszą liczyć się z tym, że w Poznaniu konserwatyzm jest wyjątkowo mocny. Tak w ogóle to sprawa koncertu czy mszy organizowanej przez prezydenta to margines. Nie ma to znaczenia. Ci, którzy uznają takie sprawy za zagrożenie dla sfery publicznej, nie głosują na prezydenta. Ci, którzy go popierają, dalej będą to robić. Żadna afera światopoglądowa nie wywróci ustanowionego w Wielkopolsce porządku – podsumowuje socjolog.
Dzisiaj my stajemy się ofiarami cenzury. Bo tak trzeba to nazwać. Poznań, zamiast centrum wolnej kultury, zaczyna przypominać bardziej Jekaterinburg na Uralu (jedno z wielu miejsc w Rosji, gdzie do tej pory - ze względu na protesty religijnych fanatyków - odwołano koncert Behemotha).
Prof. Stanisław Mikołajczak
szef poznańskiego Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego, wypowiedź dla "Głosu Wielkopolski"
Poznańska tradycja to absolutnie podstawowe poczucie godności ludzkiej i chrześcijańskiej. Nasz świat wartości wyrasta z Dekalogu. Jeżeli się go podważa, to podważa się sferę ideową całego społeczeństwa. Nie wolno się godzić na opluwanie Boga - najważniejszej dla nas osoby. Sztuka może podejmować dyskusję z naszym światopoglądem, ale bez obrażania.