Przełom w zabójstwie Marka Papały sprzed 14 lat przeniósł nas mentalnie z powrotem w lata 90. Łatwo zapomina się dzisiaj, że serial “Ekstradycja” wtedy nie wydawał się fikcją, że restauracje na Starówce naprawdę dręczono haraczami, a samochody kradziono wypychając z nich kierowców, którzy potem “wykupywali” je od złodziei. Dwa lata wcześniej na lotnisku Bemowo wystąpił Michael Jackson, a rok wcześniej ostatnie sklepy z sieci Peweks przejęła inna spółka.
Marek Biernacki, były szef MSWiA, przyznał dzisiaj na antenie RMF FM, że Polska lat 90. to był zupełnie inny kraj. – (...) to były inne czasy. (...) To było zatrzymywanie samochodów i wyrzucanie kierowców na skrzyżowaniu, w Warszawie, to były częste wybuchy, bardzo dużo zabójstw. To była inna Polska, gdzie bandziorstwo się czuło bardzo pewnie, działało w sposób bardzo brutalny i zdecydowany – mówił Biernacki (cytat za Gazetą.pl). Postanowiliśmy porównać te wrażenia z dzikich lat 90. z naszymi. Siłą rzeczy skupiliśmy się na warunkach warszawskich, bo tam dorastała najstarsza część redakcji.
Dlaczego zabójcy Papały chieli skraść daewoo espero?
1998. Zamożniejsi i taksiarze wożą (się) daewoo espero, zwykli ludzie kupują
cinquecento, lanosy i matizy, a na Stadionie X-lecia – przegrywane płyty, kasety wideo, gry komputerowe i podróbki wszystkiego, czego dusza zapragnie. Za oceanem na czele listy dwustu najlepiej sprzedających się albumów “Billboardu” króluje wtedy ścieżka dźwiękowa z “Titanica”, a Britney Spears dopiero debiutuje. Tymon Tymański w tym czasie wydaje z Kurami jedną z najinteligentniejszych płyt w historii polskiej muzyki, “P.O.L.O.V.I.R.U.S.”, a w Katowicach kilku chłopaków z blokowiska tworzy zespół Paktofonika.
Połowa dzisiejszego działu kultury jest wtedy liceum i przesiaduje w knajpce późniejszej sieci Brama albo w Szpilce, bo to jedne z pierwszych miejsc w Warszawie, gdzie można napić się kawy latte czy capuccino. W Antykwariacie bywa się na piwie lub winie, a w herbaciarni Same Fusy, która mieści się do dziś w tej samej kamienicy, na herbacie i lodach. Kto chce w niedzielę udać się z rodziną na specjalne pyszności,
wciąż jeszcze może załapać się na galaretkę z bitą śmietaną lub lody ambrozja, pałaszowane pod mozaiką w Hortexie na Świętokrzyskiej, a bodaj cała ludność Warszawy stoi sześć lat wcześniej w kolejce po pierwszego hamburgera w nowootwartym McDonaldsie w Sezamie. Ówczesna bananowa młodzież naciąga już wtedy rodziców na zakupy w pierwszym centrum handlowym Panorama albo w podupadającej już galerii handlowej Bogusz Center przy Złotej 44 i bawi w klubach Blue Velvet czy Filtry.
Niedługo przeniosą się do Piekarni, Kotłów, Muzy, Undergroundu czy Paradise'u, zależnie od preferencji i orientacji. Młodzież inteligencka chadza wtedy do Teatru Rozmaitości na spektakle Grzegorza Jarzyny czy Krzysztofa Warlikowskiego i na pierwsze koncerty znanych dzisiaj alternatywnych zespołów do domów kultury, np. Natolina albo Piaseczna. Niektórzy pierwsze eksperymenty z narkotykami i inicjację w hip-hop przechodzą pod okiem DJa 600V w Hybrydach, które pojawiają się też w serialu “Ekstradycja”, czyli fabularyzowanym obrazie z życia ścigającego mafię porucznika Halskiego. Polscy reżyserzy coraz chętniej kręcą seriale
Mniej przyjemnie kończą się natomiast niektóre wizyty w motelu George pod Nadarzynem albo w pizzerii Gama na Woli. W tym pierwszym 6 lipca dochodzi do ustawionego spotkania człowieka, któremu ukradziono samochód, ze złodziejami. Poszkodowany ma przekazać sprawcom okup (sic!) w wysokości 15 tys. marek (sic!!), jednak do wymiany nie dochodzi, gdyż do akcji wkracza uprzedzona o całym zajściu policja. Wywiązuje się strzelanina, w wyniku której ginie jeden z żołnierzy pruszkowskiej mafii, Andrzej C., pseudonim Szarak. Pozostałych uczestników – w tym postrzelonego Janusza P., pseudonim Parasol i Wojciecha B, pseudonim Budzik – sąd uniewinna w związku z brakiem dowodów. W wolskiej pizzerii 31 marca 1999 r. nieznani sprawcy mordują natomiast pięciu gangsterów z grupy wołomińskiej – prawdopodobnie uprzedzając ruch z ich strony. O zlecenie tego pięciokrotnego zabójstwa podejrzewano Karola S., pseudonim Karol (sic!!!), ale nigdy nie postawiono nikogo przed sądem.
Okoliczności tych porachunków i obław pokazują dokładnie, czym trudniła się w latach 90. polska mafia. Odpowiadając na pytanie, skąd się wzięły Pruszków i Wołomin, Bogdan Wróblewski pisał na łamach “Gazety Wyborczej”: “Cinkciarze (dawni handlarze walutą), złodzieje, włamywacze, po 1989 r. zasileni (albo przynajmniej chronieni) przez byłych funkcjonariuszy SB – oto środowisko, z którego wywodzą się polskie gangi. Wyrastali na handlu przemycanym w czasach afery alkoholowej spirytusem Royal. To wpadka jednego z transportów spirytusu, a właściwie kłótnia o utracone zyski, podzieliła warszawskich i podwarszawskich gangsterów na zwalczające się grupy. (...) Potem przyszedł złoty czas kradzieży i handlu kradzionymi samochodami. Z tego powodu w latach 90. Polska przez zachodnie media określana była jako paser Europy”. Wszyscy pamiętamy, jak zachwalano w Niemczech w mało śmiesznym dowcipie wizyty w Polsce (“Przyjedź do Polski. Twój samochód już tam jest”).
Dziennikarz śledczy “Gazety” doprecyzowywał, że w połowie lat 90. gangi zajęły się handlem i produkcją narkotyków: Wołomin wytwarzał amfetaminę, którą wtedy chętnie stosowało się zamiast bardziej luksusowej kokainy, a Pruszków sprowadzał z Ameryki Południowej właśnie środek pozyskiwany z liści koki. Tym niemniej doświadczeniu Polaka z tego okresu bliższa była codzienna niemal walka z kradzieżami – od drobnych, w rodzaju torebki czy radia samochodowego, po utratę całego samochodu. Dla poparcia tezy o zwykłości tego doświadczenia przytaczam redakcyjne wspomnienia. Mojej mamie ukradziono torebkę z samochodu, kiedy stała na światłach na ul. Targowej. Potem zadzwoniono do niej z informacją, że torebkę może sobie “wykupić”, jeśli stawi się wieczorem na tyłach Kina Praha, czyli w ciemnej i ponurej uliczce warszawskiej Pragi. Mama zawiadomiła policję, dzielni funkcjonariusze z posterunku przy ul. Cyryla i Metodego (pamiętam, że porucznik był naprawdę przystojny!) postanowili wypuścić ją na to spotkanie na wabia, tata miał zabezpieczać tyły. Do konfrontacji nie doszło, bo torebka znalazła się wybebeszona gdzieś w bramie przy ul. Targowej. Osoba proponująca spotkanie nadal podtrzymywała chęć wymiany, ale wydaje się, że nie miała bieżących danych, co dodatkowo nas wówczas zdziwiło. Koleżanka z naTematowego newsroomu przypomniała sobie, jak jej ciotce ukradziono BMW popularnym wówczas trikiem “na stłuczkę”. Ktoś specjalnie sprowokował wypadek, by skorzystać ze zdenerwowania niczego nie podejrzewającego kierowcy, po prostu wsiąść do samochodu i odjechać, gdy ofiara zajęta była rozmową czy oceną strat. Co dziwne, razem z samochodem ukradziono również psa, który potem jakoś się odnalazł. Redaktor Machała wspominał natomiast, jak jego mamie ukradziono auto pod domem, odpychając ją, kiedy wysiadła z samochodu, żeby otworzyć bramę. Po kilku dniach zaproponowano jej wykup samochodu za połowę jego wartości!
Kiedy przypomnieliśmy sobie te dziwne incydenty i klimat panujący wtedy w Warszawie, wydało nam się mniej niezwykłe, że przy próbie kradzieży daewoo espero mogło dojść do zabójstwa. Ale to, rzecz jasna, pozostaje wciąż zarzutem do udowodnienia przed sądem...