Dziś w Rosji święto państwowe. Dzień Jedności Narodowej obchodzony jest na pamiątkę wypędzenia polskiego wojska z Kremla. Świętują głównie nacjonaliści, tęskniący za Wielką Rosją. A o czym my, Polacy, powinniśmy pamiętać przy okazji 4 listopada?
Dzień Jedności Narodowej, ustanowiony w 2004 r., ma przypominać o zakończeniu okresu zamętu politycznego w państwie carów nazywanego Wielką Smutą. Wydarzenie to ukształtowało dziejowe losy Rosji i obok klęski wyprawy moskiewskiej Napoleona Bonaparte oraz zwycięskiej Wielkiej Wojny Ojczyźnianej z lat 1941-1945 (dla wielu Rosjan II wojna światowa zaczęła się właśnie w 1941 r.), w poważnym stopniu kształtuje zbiorową tożsamość.
Rosja dla Rosjan!
Ten radosny dzień zdominowały środowiska nacjonalistyczne, których członkowie z dumą nazywają się obrońcami Rosji. Tęsknią za czasami imperialnej dominacji, chcą chronić kraj przed wrogami. A widzą ich m.in. w przybyszach z Kaukazu i Azji.
Przed rokiem w samej Moskwie zebrało się ok. 10 tys. zwolenników imperium. Szli z flagami carskiej Rosji (w kolorze czarno-żółto-białym), krzyczeli "Rosja dla Rosjan!", a manifestacji towarzyszyły hasła polityczne.
Dziś do grona świętujących dołączyli mieszkańcy Krymu. Około 20 tys. osób wzięło udział w marszu ulicami Sewastopola. Były wiwaty "Sewastopol! Krym! Rosja!" i przemowa samozwańczego premiera Siergieja Aksjonowa. "Rosja zawsze była silna swoją jednością, siłą ducha, woli, wiary ludzi w swoje władze. Dzisiaj Rosja jest niezwyciężona" - oznajmił Aksjonow.
Dla większości Rosjan 4 listopada to jednak zwykły dzień wolny od pracy i okazja do wypoczynku. Oni nie widzą w nim żadnych podtekstów politycznych, a świętując odwołują się do religii. Właśnie 4 listopada Cerkiew Prawosławna czci ikonę Matki Boskiej Kazańskiej. Rosjanie przypisują jej cudowne właściwości – to właśnie do niej modlono się przed 400 laty, kiedy kapitulował polski garnizon na Kremlu. I to po dwóch latach obecności...
Moskwa w rękach Polaków
Ten sam imperializm, którym obnoszą się dziś rosyjscy nacjonaliści, przyświecał 400 lat temu polskiemu królowi, kiedy wyprawiał się na Moskwę. Zygmunt III Waza dążył do zdobycia zagarniętych przez Rosję ziem; chciał także odzyskać tron Szwecji (jako jego prawny sukcesor), która w 1609 r. sprzymierzyła się z państwem carów.
W lutym 1610 r., w czasie oblężenia twierdzy smoleńskiej, do polskiego obozu dotarło poselstwo bojarów z zamiarem wynegocjowania rozejmu. Padła propozycja oddania korony carskiej królewiczowi Władysławowi, nieletniemu synowi Zygmunta III. Polacy przystali na warunki porozumienia i już we wrześniu tego roku, po zwycięstwie nad nieprzyjacielem pod Kłuszynem (4 lipca) wkroczyli do Moskwy. Tam zawarli z bojarami nowy układ i pojmali do niewoli zdetronizowanego właśnie cara Wasyla Szujskiego. Ten, w październiku 1611 r. w Warszawie, złożył hołd polskiemu królowi.
Do czasu koronowania na cara polskiego królewicza, Kreml i niedaleki Kitajgród zajęły polskie wojska pod rozkazami Aleksandra Gosiewskiego. Zygmunt III zwlekał jednak z wysłaniem syna do Moskwy, a Polacy szybko stali się w oczach jej mieszkańców okupantami.
W marcu 1611 r. za sprawą polskiej załogi doszło do dantejskich scen. „Była rzeź jako między taką gęstwą ludzi wielka, płacz, wrzask niewiast, dzieci, sądnemu dniowi coś podobnego" – pisał w pamiętnikach hetman Stanisław Żółkiewski.
Inny świadek opisywanych wydarzeń, Samuel Maskiewicz zapamiętał rabunki i gwałty, dokonywane przez, nierzadko pijanych, Polaków. „Nasi tak sobie bezpiecznie [butnie] poczynali, że co się komu podobało i u największego bojarzyna, żona albo córka, brali je gwałtem”. Rosyjską wizję tej historii prezentuje film „1612” w reżyserii Władimira Chotinienki.
Niegościnny Kreml
Krwawe rządy na Kremlu zniechęciły Rosjan do tego stopnia, że wybuchło antypolskie powstanie pod wodzą księcia Dymitra Pożarskiego i kupca Kuźmy Minina. Rozpoczęło się oblężenie głodującego polskiego garnizonu. Polacy ginęli albo z rąk wroga, albo wzajemnie się zjadali... „Już traw, korzonków, myszy, psów, kotek i ścierwa nie stało. Więźnie trupy wyjedli wykopując z ziemi. Piechota się między sobą wyjadła i ludzi łapiąc pojedli. Syn ojcu, ojciec synowi nie spuścił; pan sługi, sługa pana nie był bezpieczen; kto kogo zgoła mógł, ten tego zjadł” - zapamiętał Józef Budziło.
To właśnie głód był jedną z przyczyn poddania się Polaków. Niewiele brakowało, aby hetman Jan Karol Chodkiewicz przebił się na Kreml z odsieczą. Zabrakło niespełna dwóch kilometrów. Dalszy opór był bezcelowy.
7 listopada Polacy skapitulowali. Rosjanie odpłacili się im za wcześniejsze zbrodnie – z rąk Kozaków zginęło wielu broniących Kremla, choć wcześniej zagwarantowano im nietykalność. Kończyła się Wielka Smuta, niebawem rządy w Rosji rozpoczęła dynastia Romanowów. Zygmunt III musiał pogodzić się z fiaskiem swych ambitnych planów, choć jego syn aż do 1634 r. pozostał tytularnym carem.
Wkroczenie do Moskwy dowodzi, że przed wiekami Rzeczpospolita, największe państwo w Europie (nie licząc Rosji), aktywnie uczestniczyło w wielkiej polityce. Zachowanie rodzimej załogi na Kremlu trudno jednak uznać za jasną kartę naszej historii...