Ateista Woody Allen przyznał. że jego życie jest smutne, bez nadziei i celu. Czy życie ateisty naprawdę nie ma sensu?
Ateista Woody Allen przyznał. że jego życie jest smutne, bez nadziei i celu. Czy życie ateisty naprawdę nie ma sensu? Shutterstock.com

– Dla ciebie jestem ateistą, dla Boga – konstruktywną opozycją – powiedział niegdyś Woody Allen. Dziś wybitny artysta jakby stracił na pewności siebie, przynajmniej jeśli chodzi o ocenę wagi swojego istnienia. W najnowszym wywiadzie stwierdził, że wiedzie smutne życie, bez nadziei, przerażające i ponure, bez celu i żadnego znaczenia. Katolickie media ogłosiły triumf, a słowa Allena potraktowały jako dowód na to, że wiara w Boga to jedyna słuszna droga naszego istnienia.

REKLAMA
– Pomódlmy się za Woodyego Allena i wszystkich innych ateistów, by odkryli, że życie człowieka ma głęboki sens - a sens ten daje Bóg, który nas stworzył – czytamy w serwisie Fronda.pl. Wierzący dostrzegli w wyznaniu Allena przyznanie się do porażki, przez którą aktor, scenarzysta i przede wszystkim reżyser zaliczył największą klapę w dorobku - własne życie.
Woody Allen

Wszystko, co robimy za naszego życia, jest w ostateczności iluzją. Nie będzie już nic z istnienia. Zupełnie nic. Chciałbym się mylić, ale zdrowy rozsądek się temu sprzeciwia. Słońce zgaśnie. Czy nam się to podoba, czy nie. Czytaj więcej

Wiara nie jest jedyną drogą
Filozof i teolog Jarosław Makowski uważa słowa Allena za niezwykle intrygujące. – Człowiek, podający się za ateistę mówi nam o swoim poszukiwaniu sensu życia. To pokazuje, jak bogate jest jego życie wewnętrzne – stwierdza mój rozmówca. Zauważa on, że wyznanie Allena pojawia się pod koniec życia, kiedy nieuchronnie przychodzi do nas to, co wymierza sprawiedliwość niezależnie od tego kim jesteśmy, czyli śmierć. – To znamienne, że pojawia się w tym momencie i to u Woody'ego Allena. Człowieka sukcesu, który w zasadzie zawsze był na piedestale i osiągał to, czego chciał. Nagle się okazuje, że to wszystko mało. Nie dało mu to poczucia sensu, szczęścia ani nie sprawiło, że żył w nadziei – mówi teolog.
Makowski rozumie słowa reżysera jak sugestię, że być może wiara jest tym, co mogłoby nadać jego życiu sens, ale jest człowiekiem niewierzącym. – U kresu życia Woody Allen zadaje sobie i nam wszystkim pytanie o sens życia. Skoro nie sukces, nie sława, nie pieniądze, to co? Pojawia się pytanie, że być może Bóg, ale ja nie wierzę – stwierdza mój rozmówca. Ale czy wyznanie Allena można rozumieć jako potwierdzenie tezy, że sens ludzkiemu życiu nadaje wyłącznie Bóg? – To kompletna bzdura. Przestrzegałbym przed tak prostymi odpowiedziami – stwierdza Makowski.
Jarosław Makowski
Filozof i teolog

Kiedyś kardynał Ratzinger pytany o to, ile jest dróg do Boga, powiedział że tyle, ilu jest ludzi. Znam osoby głęboko wierzące, które jednocześnie twierdzą, że ich życie jest pozbawione sensu. Można więc to dokładnie odwrócić: Mimo, że wierzę w Boga, i tak nie wiedzę sensu swojego życia.

Zdaniem Makowskiego, wyznanie Allena nawet nie jest pytaniem o to, czy rzeczywiście Bóg istnieje, ale o sens ludzkiego życia. O to, co sprawia, że możemy powiedzieć u jego kresu, że nie chcielibyśmy wyrzucić z niego ani jednego dnia. – W tym sensie to wyznanie wydaje mi się o wiele bardziej fundamentalne, niż to że ktoś stwierdzi, że wyłącznie życie z Bogiem usensownia życie – mówi teolog.
Sens życia ateisty
Czy życie ateisty rzeczywiście jest pozbawione sensu? Czy może go nadać jedynie wiara w Boga, która doprowadzi nas do życia wiecznego? Zdaniem ateisty i blogera naTemat Janusza Omylińskiego, ludzkie życie może być nawet pełniejsze bez bogów. Jak mówi, dostrzega świat takim jaki jest, w jego pięknie i brzydocie. Sens życia natomiast odnajduje w miłości do swojej żony i córki. – Moim głównym celem życiowym jest zapewnienie im względnego szczęścia – wyjaśnia.
Janusz Omyliński
Ateista, racjonalista, humanista

Nie wiem w czym miałoby mi pomóc przeświadczenie o istnieniu nadnaturalnego, świadomego bytu, który kieruje losami ludzi. Pomagam często staruszkom przenieść wózek z zakupami po schodach, regularnie się wypróżniam, zachwycam się możliwościami ludzkiej cywilizacji, fantazmatami pisarzy, chcę poznawać inne kultury i wszystko co jest, było i będzie na świecie. W weekend zrobiłem karmnik dla ptaków.

Janusz twierdzi, że jest szczęśliwy, swoje życie uważa za "całkiem fajne". – Jak umrę, to się skończy. I nie będzie mi żal niczego, bo będę nieżywy. Rozumiem, że każdy chce być wyjątkowy, nieśmiertelny, czuć bezwzględne bezpieczeństwo, uniwersalny sens. Ale takiego czegoś nie ma. Jesteśmy zarówno wyjątkowo nieistotni, jak i kosmicznie ważni – stwierdza mój rozmówca.
Sipowicz: Ateiści są ubożsi
Filozof Kamil Sipowicz podkreśla, że Allen niemal zawsze cierpiał na depresję i leczył się u psychoanalityków. Brał środki antydepresyjne, które my podobno bardzo pomogły. – Allen jest typowym egzemplarzem człowieka, który jest świadomym ateistą i który nie widzi głębszego, metafizycznego sensu w życiu. Powoduje to u niego depresję – mówi Sipowicz.
Zdaniem Sipowicza, Allen chce powiedzieć, że jego życie ma głęboki sens, bo robi fantastyczne filmy, które dają ludziom wiele radości. – Nie musi wierzyć w Boga, aby jego sztuka pomagała ludziom żyć – uważa bloger naTemat. Sipowicz przyznaje, że wiara w Boga pomaga wielu ludziom żyć, ale często bywa ona bardzo płaska, nieprzemyślana i przypomina samooszukiwanie się. – Jeżeli ta wiara nie jest głęboka, umotywowana i rozwinięta, to jest moim zdaniem gorsza od najbardziej skrajnego ateizmu – mówi.
Nie można mówić, że życie ateisty jest pozbawione sensu, a życie z wiarą go nadaje. – Ateiści sami określają się jako osoby, którym brak pewnego zmysłu. W porównaniu z osobami, które ten zmysł wiary posiadają, rzeczywiście są w pewnym sensie ubożsi. Ale gdy wiara jest powierzchowna i fałszywa, to nie wiadomo, co jest lepsze. Wolę szczerego ateistę, niż fałszywego wierzącego – konkluduje Kamil Sipowicz.