Są w różnych sytuacjach. Czasem to dzieci alkoholików, czasem samotnych matek, często wychowankowie domów dziecka. Łączy ich jedno – dorastali bez lub tylko z jednym z rodziców. Drugi nie łożył nawet na ich utrzymanie. Ale zdarza się, że to właśnie ten ostatni domaga się, by dorosłe dzieci pomagały mu potem finansowo.
Takich historii jest wiele. Bardzo często pozostają jednak wstydliwą tajemnicą rodzinną. Nawet dorosłym trudno czasem publicznie opowiadać o dramatycznych wspomnieniach z dzieciństwa. A tylko takie, przedstawione odpowiednio przekonująco, mogą być dla sądu argumentem, by zwolnić dziecko z obowiązku łożenia na utrzymanie znajdującego się w niedostatku rodzica, choć i to nie zawsze.
Jedna historia
Pani Iwona Gradowska z Opola o wczesnym dzieciństwie spędzonym z ojcem alkoholikiem zdecydowała się opowiedzieć, kiedy okazało się, że wkrótce będzie musiała regularnie płacić za jego pobyt w opolskim Domu Pomocy Społecznej.
– Wszystko, co mam w tej chwili, zawdzięczam temu, że go nie było w moim życiu – mówi. – Mama rozwiodła się z ojcem, gdy ja z siostrą miałyśmy po kilka lat. Potem właściwie nie miałyśmy z nim kontaktu. Jeśli przyjeżdżał to chyba tylko po to, żeby zrobić awanturę. I niemal zawsze był pod wpływem alkoholu. Do dziś pamiętam huk rozbijanych tuż koło mojej głowy butelek po alkoholu.
Pić nie przestał nawet po rozwodzie. Legalnej pracy też nie szukał. Żył z renty, do której – jak przypuszczają córki – dokładał zarobione na czarno pieniądze. Alimentów, które po denominacji w 1995 roku wynosiły po 15 złotych na każdą z dziewczynek – jak przekonywał – nie miał z czego płacić. Kontaktu z dziećmi nie utrzymywał.
– Kiedyś przypadkowo spotkałam go na ulicy, będąc już dorosłą kobietą – wspomina Gradowska. – Spojrzał na mnie wtedy i powiedział „O, jaka pani podobna do mojej córki”. Nie rozpoznał jej jednak we mnie.
Roszczenia
Roszczeniowa postawa mężczyzny szybko stała się widoczna. – Dziadek nie raz opowiadał mi, że ojciec przyjeżdżał do niego pijany i odgrażał się, że wszystkich nas pozwie o pieniądze, że alimenty mu się należą – mówi kobieta.
I w świetle polskiego prawa mógł niestety mieć rację. Mimo że wiele lat temu sąd na wniosek matki dorosłych już dziś kobiet, pozbawił mężczyznę praw rodzicielskich wobec obu córek.
Podstawę prawną dochodzenia roszczeń alimentacyjnych przez rodziców wobec dzieci regulują przepisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Zgodnie z art. 133 par. 2 rodzic może domagać się alimentów od dziecka tylko w przypadku, gdy znajduje się w niedostatku.
Stan niedostatku nie jest wprost zdefiniowany w obowiązujących w Polsce przepisach. W doktrynie i judykaturze przyjmuje się jednak, że można o nim mówić wówczas, gdy uprawniony do świadczeń alimentacyjnych rodzic nie może w pełni własnymi siłami, z własnych środków, zaspokoić swoich usprawiedliwionych potrzeb życiowych.
W praktyce więc rodzic może swoje pełnoletnie dziecko pozwać o alimenty w zasadzie zawsze, choćby z czystej złośliwości. O tym, czy i jak wysokie je dostanie, decyduje sąd.
Wysokość alimentów będzie uzależniona od usprawiedliwionych potrzeb uprawnionego (w tym przypadku - rodzica) oraz od zarobkowych i majątkowych możliwości zobowiązanego (dziecka).
– Przypadki są bardzo różnorodne, jednak często sądy w orzecznictwie kierują się zasadami współżycia społecznego, tj. jeśli rodzic sprawił dziecku zawód, wyrządził krzywdę lub po prostu sam nie łożył na utrzymanie potomka, to istnieje prawdopodobieństwo, że sędzia nie zdecyduje się na zasądzenie alimentów od dziecka – zaznacza doktor nauk prawnych i specjalista w zakresie prawa rodzinnego Maciej Mikołaj Cieśliński.
– Podobnie sprawa ma się z prawami rodzicielskimi. Jeśli sąd swego czasu odebrał jej rodzicowi to jest mało prawdopodobne, by teraz obciążył dziecko obowiązkiem jego utrzymania. Alimenty nie zostaną też raczej zasądzone od dziecka, które samo znajduje się w niedostatku.
Kodeks rodzinny i opiekuńczy
Art. 144[1]
Zobowiązany może uchylić się od wykonania obowiązku alimentacyjnego względem uprawnionego, jeżeli żądanie alimentów jest sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Nie dotyczy to obowiązku rodziców względem ich małoletniego dziecka.
Prawnicy zgodnie jednak twierdzą, że decyzja zależy od sądu i nie można wykluczyć sytuacji, w której świadczenia pieniężne zostałyby dziecku zasądzone nawet w sytuacjach, o których mowa wyżej.
Jak nie sąd, to MOPR
W przypadku naszej bohaterki sprawa skończyła się na groźbach – mężczyzna, choć o tym wielokrotnie uprzedzał – do sądu o alimenty nie wystąpił.
Przez ostatnich kilka lat córki niewiele o nim słyszały aż do lipca ubiegłego roku. To wtedy Gradowska dostała z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu pismo, w którym informowano ją, że jej biologiczny ojciec kwalifikuje się do pobytu w Domu Pomocy Społecznej i że ona ma pokryć część kosztów z tym związanych. Dokładnie jedną trzecią kosztów, które w DPS sięgać mogą nawet 3,5-4 tysięcy złotych w zależności m.in. od tego jak duże są potrzeby podopiecznego czy w jakich zajęciach w ośrodku on uczestniczy.
– Pojechałam tam i przedstawiłam m.in. sądowe orzeczenie dotyczące pozbawienia ojca praw rodzicielskich wobec mnie i siostry, ale na niewiele się to zdało – opowiada. – Mimo wszystko musiałam przebrnąć przez cały wywiad z urzędnikami, po którym poinformowano mnie, że nie ma wystarczających powodów do tego, by od MOPR mógł od roszczeń wobec mnie odstąpić.
W styczniu, kilka dni temu, nasza bohaterka dostała z ośrodka wezwanie na kolejny wywiad, na którym musiała przedstawić nie tylko zaświadczenie o swoich dochodach, ale także zaświadczenie o wysokości zarobków swojej córki. – Powiedziano mi, że jeśli moje dziecko będzie miało odpowiednio wysoką pensję, a ja nie będę w stanie płacić za pobyt ojca w DPS, to ten obowiązek może spaść na nią. To przecież kuriozalne i absurdalne zarazem – mówi kobieta.
Z obowiązku płacenia za pobyt rodziców w domu pomocy społecznej zwalnia dzieci tylko ich zła sytuacja materialna lub trudna sytuacja życiowa. Wówczas za wszystko płaci gmina.
Absurd, ale zgodny z prawem
– Obowiązek ponoszenia opłat za pobyt w DPS powstaje ex lege i nie jest uzależniony od ustalenia obowiązku alimentacyjnego w drodze wyroku sądu – dodają prawnicy. – Nie ma więc tutaj także możliwości powołania się na wymieniony wyżej art. 144 [1] kodeksu rodzinnego i opiekuńczego o zasadach współżycia społecznego.
Jeśli jednak z urzędniczych wyliczeń wynika, że „dobrze zarabiają”, nie mają właściwie żadnej możliwości prawnej, by obowiązku pokrywania kosztów pobytu rodzica w DPS uniknąć. Jeśli płacić nie będą, prędzej czy później mogą spodziewać się komornika.
Ustawa o pomocy społecznej
Art. 64.
Osoby wnoszące opłatę za pobyt w domu pomocy społecznej można zwolnić, na ich wniosek, częściowo lub całkowicie z tej opłaty, w szczególności jeżeli:
1) wnoszą opłatę za pobyt innych członków rodziny w domu pomocy społecznej, ośrodku wsparcia lub innej placówce;
2) występują uzasadnione okoliczności, zwłaszcza długotrwała choroba, bezrobocie, niepełnosprawność, śmierć członka rodziny, straty materialne powstałe w wyniku klęski żywiołowej lub innych zdarzeń losowych;
3) małżonkowie, zstępni, wstępni utrzymują się z jednego świadczenia lub wynagrodzenia;
4) osoba obowiązana do wnoszenia opłaty jest w ciąży lub samotnie wychowuje dziecko.
O takie zmiany zamierza też walczyć Gradowska, która w planach ma założenie m.in. specjalnego stowarzyszenia. – Nie godzę się na taką sytuację i zrobię wszystko, by doprowadzić do zmian – zaznacza kobieta. – Wie pani, czasem też tak sobie myślę, że ja to jeszcze ja, ale ostatnio jeden z urzędników MOPR uświadomił mi jak: „Proszę sobie wyobrazić co czują dzieci z domu dziecka, kiedy po wyjściu z placówki, stają jakoś na nogi, próbują poukładać sobie życie i nagle okazuje się, że ojciec czy matka, którzy kiedyś nie chcieli ich znać i w żaden sposób im nie pomagali, teraz domagają się od nich pieniędzy albo w ich imieniu domaga się ich opieka społeczna”.
Każdy, kto chciałby dołączyć do stowarzyszenia zakładanego przez Iwonę Gradowską lub w jakikolwiek sposób wesprzeć jego działanie, proszony jest o kontakt mailowy: iwonag.opole@op.pl.