Mariusz Kamiński zarzuca Grzegorzowi Schetynie, że niepotrzebnie drażni Rosję. PiS zapomina o polityce prowadzonej przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Mariusz Kamiński zarzuca Grzegorzowi Schetynie, że niepotrzebnie drażni Rosję. PiS zapomina o polityce prowadzonej przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Przez lata to politycy Prawa i Sprawiedliwości byli pionierami, jeśli chodzi o twarde stanowisko wobec Rosji. Uczuleni na spiskowanie i kajanie się Donalda Tuska względem Putina ostrzegali przed „sprzeniewierzaniem interesu Polski”. Dziś zmieniają swoją retorykę i krytykują śmiałe wypowiedzi ministra Grzegorza Schetyny.

REKLAMA
– Minister Spraw Zagranicznych niepotrzebnie drażni Rosję – mówił w porannym programie „Gość Radia Zet” Mariusz Kamiński. Były szef CBA skrytykował Schetynę za ostatnie wypowiedzi dotyczące m. in. wyzwalania więźniów obozu Auschwitz przez Ukraińców. Bardzo sceptycznie do polityki dyplomatycznej obecnego szefa MZS odnosi się również Witold Waszczykowski. – Drażnienie Rosjan (…) – nie rozumiem w jakim celu – oceniał w "Bez autoryzacji".
Zarzuty o niepotrzebne denerwowanie Putina w ustach polityków Prawa i Sprawiedliwości budzą zdumienie. Bowiem przez lata, to właśnie oni byli uważani za tych, którzy szerzą antyrosyjskie nastroje, choć dziś sami przekonują, że polsko-rosyjskie spięcia dyplomatyczne za rządów PiS to jedynie wykreowany przez media mit - tak mówił w rozmowie z naTemat Waszczykowski. Kiedy przypomnimy sobie niektóre wydarzenia i wypowiedzi, okazuje się, że mit ten całkiem prosto można obalić.
Po pierwsze – weto ws. umowy handlowej Rosji i UE
W 2006 roku Polska jako jedyna przeciwstawiła się otwarciu rozmów z Rosją ws. umowy handlowej z UE. – Nie damy się szantażować Rosji – przekonywał premier Jarosław Kaczyński w listopadzie 2006 roku. – Polska nie zgodzi się na to, by być traktowana jako kraj, który z punktu widzenia Rosji nie należy do UE (…) żadne mocne słowa ani gwałtowne działania nie skłonią nas do zmiany stanowiska – dodawał.
Stanowcza postawa prezesa Kaczyńskiego była odpowiedzą na rosyjskie embargo na polską żywność i chociaż sama w sobie – z punktu widzenia interesu państwa – była słuszna, nie da się ukryć, że daleko jej było do dyplomatycznej powściągliwości.
Krytyka ugodowego wobec Rosji Zachodu
Zarówno Jarosław, jak i Lech Kaczyński wielokrotnie dawali do zrozumienia, że nadmierna ugodowość stosowana przez Unię Europejską oraz Stany Zjednoczone względem Putina jest zła. – Rosja ma wobec Polski i wszystkich krajów byłego Bloku Wschodniego swoje cele. Zrezygnuje z nich tylko wówczas, gdy będzie musiała, a nie z powodu jakichś sentymentów – mówił w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” w maju 2008 roku (a więc przed napaścią na Gruzję) prezydent Lech Kaczyński, krytykując brak reakcji ze strony Zachodu. Patrząc na to, co dziś dzieje się na Ukrainie, trafność słów ówczesnego prezydenta także wydaje się nie do podważenia, ale podobnie jak w poprzednim przypadku – wpisuje się w drażnienie Putina.
PiS oskarża Tuska o zdradę
Po 2007 roku, kiedy Prawo i Sprawiedliwość znalazło się po stronie opozycji, antyrosyjski przekaz nie zniknął, a wręcz przeciwnie - nasilił się. Zarówno była szefowa MSZ Anna Fotyga, jak i sam prezes Kaczyński wielokrotnie krytykowali premiera Tuska za nadmierną ugodowość wobec Rosji.
– Donald Tusk grał z Władimirem Putinem przeciwko prezydentowi Lechowi Kaczyńskiego, czym posunął się do stanu bliskiego zdradzie i sprzeniewierzył się interesom naszego kraju – przekonywała w jednym z wywiadów dla „Polski The Times” Anna Fotyga. – Rząd zachowuje się wobec Rosji jak wystraszony piesek – dodawał prezes Jarosław Kaczyński.
Pozostali politycy tej partii również nie szczędzili mocnych słów, przekonując – co szczególnie często czynił Joachim Brudziński – że w interesie Rosji było wyeliminowanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Schetyna drażni Rosjan tak samo, jak PiS
Dzisiejsza krytyka polityków PiS-u względem Schetyny wydaje się być zwykłą polityczną grą. Prawo i Sprawiedliwość, będąc u władzy, drażniło Putina równie mocno (a może nawet i bardziej). Wówczas przekonywali, że ich stanowcza postawa spowodowana jest troską o interes i mocną pozycję Polski. Dziś szef MSZ stosuje dokładnie ten sam argument. Oświadcza, że dba o prawdę historyczną – nie tylko jako historyk i minister, ale także jako Polak. Oburzanie się ze strony największej partii opozycyjnej jest zatem politycznie nieco „naciągane”.