
To będzie najbardziej handlowa sobota w tym roku. Jeden z tych dni, kiedy zamiast rozsądkiem, kierujemy się czystymi emocjami, bo ulegamy presji społecznej i – co najważniejsze– nie chcemy zawieść naszej drugiej połowy. Właśnie dlatego zapłacimy zdecydowanie więcej za wszystko, co walentynkowe – kwiaty, seans kinowy, kolację, czy nawet za truskawki w Lidlu, bo i te kojarzą się ze świętem zakochanych.
Ten sam lizak bez napisu, w normalny szary dzień może kosztować 80% mniej. Wtedy sprzedawca jest zachwycony, gdyż inwestując 10% w koszt napisu, może skasować nieporównywalnie wielka marze. Biorąc pod uwagę wielkość sprzedaży w sieciach, to w zależności od jej wielkości, da to kilka milionów złotych zysku. Ale uwaga, taka sztuczka udaje się tylko kilka razy w roku.
Jeśli ktoś liczy, że trafi w walentynki na promocje, może śmiało zostać w ten "wyjątkowy wieczór" w domu. Każdy będzie chciał wycisnąć z nas jak najwięcej pieniędzy, a konkretnie 1,5 mld zł – informuje SW Research. Przede wszystkim właściciele kwiaciarni, drogerii, sklepów z upominkami, którzy sprzedają kilkakrotnie więcej towaru po zawyżonych cenach.
Czy w walentynki, które wypadają w tym roku w sobotę, trudno będzie znaleźć dobrą restaurację? Nie, trudno będzie znaleźć jakąkolwiek restauracje, bo co piąty z nas zamierza spędzić ten wieczór właśnie na kolacji. Oczywiście można zabrać wybrankę na zawsze tanie klopsiki w Ikei, albo wykorzystać kupony na Big Mac'a. Niestety, przynajmniej w ten jeden wieczór po prostu musimy odrobinę zainwestować w swój związek.
Można się spotkać różnego rodzaju ofertami walentynkowymi, okolicznościowymi pakietami, które mogą być droższe. Trudno się dziwić, bo dla restauratorów jest to podobny dzień, co sylwester. Luty nie jest dla nich dobrym miesiącem, bo mało się wtedy dzieje. Jak pojawia się tego typu wydarzenie, to chcą zarobić.
