Zbyt wielu klientów sklepów i użytkowników porównywarek cenowych nie zdaje sobie sprawy, że sugerując się wystawionymi tam opiniami często stają się ofiarami marketingowców. Handel komentarzami o produktach kwitnie w najlepsze, ku uciesze tych, którzy zarabiają na ich hurtowej produkcji. – Pisząc kilka opinii dziennie dostaję co miesiąc kilkaset złotych. Dla studenta, który ma dużo wolnego czasu, to idealna opcja – chwali się jeden z fałszywych komentatorów.
Rekomendacja na sprzedaż
Nic tak nie zachęca do kupna sprzętu, książki, czy usługi, jak opinia zadowolonego klienta, który wcześniej dokonał tego samego wyboru. Doskonale zdają sobie z tego sprawę firmy zajmujące się marketingiem i reklamą, dla których każda rekomendacja produktu klienta zamieszczona np. w porównywarce typu Ceneo, Skąpiec czy Nokaut jest na wagę złota. Do tego stopnia, że płacą ciężkie pieniądze za pisanie zmyślonych opinii.
Kto i na czyje zlecenie to robi? Ile jest takich rekomendacji i jaki odsetek stanowią? Trudno powiedzieć. O szczegółach tego obszaru tzw. marketingu szeptanego dowiadujemy się zazwyczaj przypadkiem. Tak było chociażby z historią tajwańskiego oddziału Samsunga, który zlecał zewnętrznej firmie zachwalanie produktów koreańskiej firmy i oczernianie konkurencyjnego HTC. Sprawa wyszła na jaw, a tamtejsza komisja handlu nałożyła na Samsunga karę.
W Polsce tak głośnego przypadku nie było, choć istnienie komentarzowego biznesu nie jest tajemnicą. Ostatnio na "Wykop" trafiła oferta jednej z agencji, która szukała osób do tworzenia pozytywnych opinii na Ceneo.pl. Ogłoszenie dodano 24 godziny temu, w odpowiedzi pojawiło się już dziewięć zgłoszeń. Jeden z autorów reklamuje się np. zdolnością do pisania komentarzy "różnorodnych stylistycznie, bez powtarzania wyrazów, bez pustosłowia typu 'fajny produkt'".
Dziurawe sito
Podobnych ofert jest w sieci mnóstwo. Dostrzegają je też rzecz jasna serwisy, których użytkownicy padają ofiarami zleconych rekomendacji. – Zjawisko jest nam dobrze znane. Walka o opinię w świecie e-commerce jest taka, że niektórzy rezygnują z reklamy, by zbierać rekomendacje klientów – mówi naTemat Katarzyna Maciaszczyk-Sobolewska z Opineo.pl.
Jak dodaje, jej firma uważa, że kupowanie komentarzy czy zlecanie fabrykowania opinii konsumenckich to po prostu oszustwo. Marketingowcy nie tylko oszukują klienta, ale też psują cały rynek, bo automatycznie spada zaufanie do wszystkich tego typu rekomendacji.
Jedyne, co takie serwisy mogą zrobić, to uruchamiać programy uwiarygodniania komentarzy i różnymi sposobami próbować filtrować te fałszywe. Robią to niemal wszystkie, tyle że żaden program nie da 100 proc. skuteczności. Można zakładać, że przez to gęste sito wciąż przechodzi zbyt dużo produktów - komentarzy.
Łatwy pieniądz
A kto jest po drugiej stronie? Najczęściej słyszy się właśnie o agencjach i działach marketingu. Gdzieś na marginesie są ci, którzy przyjmują zlecenia i "spod palca" fabrykują opinie. Z szybkiego przeglądu zgłoszeń pod ofertami w serwisach ogłoszeniowych wynika, że bardzo często to młodzi ludzie – studenci albo tuż po studiach. Jak pisze mi jeden z nich, praca jest wręcz idealna dla młodego człowieka. Można wykonywać ją zdalnie, bez sztywnych ram czasowych, wystarczy minimum zaangażowania i kreatywności.
– Firma wysyła informację, ile trwa akcja, ile komentarzy trzeba napisać, no i oczywiście czego dotyczą. Zazwyczaj taki jeden projekt to np. 100, 200 czy 300 komentarzy. Płacą za nie różnie. Czasem nawet po 2 zł, częściej po złotówce. Są nawet tacy, którzy oferują pisanie komentarzy po 10 czy 30 groszy, ale to już jest średnio opłacalne – opowiada.
Praca nie jest na stałe, więc utrzymać się z niej trudno. Ale są miesiące, kiedy biorąc kilka "akcji" można zarobić ponad tysiąc złotych. I nie przeszkadza, że to oszustwo czy też jak podkreśla Rada Etyki Public Relations - "działanie nieetyczne". – Praca jak każda inna. Marketing szeptany to dziś codzienność. Nie będę pisał tego ja, zrobi to ktoś inny – twierdzi mój rozmówca.
Gdzie w tym wszystkim klient? Gdzieś między interesem serwisu, sklepu, agencji marketingowej i autorów komentarzy.
Reklama.
Katarzyna Maciaszczyk-Sobolewska
Opineo.pl
Wprowadziliśmy w serwisie System Wiarygodne Opinie, który opiera się na ankietach potransakcyjnych. Polega to na na tym, że sklepy mają wdrożony skrypt, który po kilku dniach od transakcji wysyła do klienta ankietę z prośbą o ocenę. Taka ocena trafia potem do nas, więc mamy pewność, że to autentyczny klient. Pamiętajmy jednak, że to nie wystarczy. Nasi użytkownicy wystawiają miesięcznie 170 tys. opinii, z czego 90 proc. to te wiarygodne, ale można przypuszczać, że część z pozostałych 10 proc. niekoniecznie.