Na koniec ubiegłego roku przedstawicielom światowej finansjery jesteśmy już dłużni 289 mld euro. W przeliczeniu na złotówki to więcej niż niewyobrażalny bilion złotych. Ekonomiści i eksperci straszą, że taki poziom długów uzależnia naszą przyszłość od nastrojów światowej finansjery
– Inwestorzy uznali, że polska to save heaven – skomentował kiedyś wynik aukcji rządowych obligacji Piotr Marczak, dyrektor Departamentu Długu Publicznego w MF. Polski rząd chciał wtedy pożyczyć 8 mld zł, a zgłosili się inwestorzy gotowi pożyczyć nam 11 mld. Dzięki temu jako kraj mogliśmy zadłużać się na coraz niższy procent, coraz taniej. Perspektywa kusząca, można finansować budowę autostrad, elektrowni, dofinansowywać dziurę w finansach ZUS.
Wcale nie jest tak pięknie jak by się wydawało.
Z długu, o którym donosi NBP, 119 mld euro to zobowiązania, jakie zaciągnął polski rząd (reszta to rozliczenia inwestycji zagranicznych itp). W ciągu 7 lat zadłużenie Polski u inwestorów zagranicznych wzrosło trzykrotnie w przeliczeniu na złotówki – ze 150 mld zł do 483 mld zł. Polski dług kupują amerykańscy inwestorzy, a także rządy innych krajów na przykład Japonii i Kanady. Ci ostatni to bardzo sympatyczni klienci. Kiedy przyszedł termin spłaty długu, uznali, że jesteśmy stabilnym krajem i zamiast pobrać gotówkę, zamienili to na jeszcze większy pakiet obligacji. Największe ryzyko polega na tym, że polskie obligacje kupuje kapitał spekulacyjny – ostrzegają ekonomiści.
Złote czasy bansterów
W opinii Ministerstwa Finansów, to wyraz zaufania, jakim obdarzają nasz kraj zagraniczni inwestorzy. Miarą tego zaufania są stopy procentowe, które musi zaoferować kraj, chceący zapożyczyć się na miliardy euro. Niemcy, jako jedna z najlepszych gospodarek na świecie, płacą za swoje długi 0,17 proc. odsetek rocznie. Oprocentowanie polskich obligacji w kilka lat spadło z ponad 5 do 2,5 proc. To wielki sukces.
– Ale tak naprawdę nikt nie wierzy, że jesteśmy tacy fajni, że wzrosła nasza siła ekonomiczna. To efekt pompowania pieniędzy na rynki finansowe przez Europejski Bank Centralny – mówi Dariusz Lasek, dyrektor inwestycyjny ds. papierów dłużnych w Union Investment TFI. – Już od dłuższego czasu dostarcza on bankom komercyjnym gotówkę pod zastaw obligacji rządowych poturbowanych przez kryzys krajów, Hiszpanii, Grecji czy Portugalii. Bank łudzi się, że w ten sposób rozpędzi gospodarki tych krajów, a jak kiedyś będzie lepiej to spłacą one swoje długi – dodaje ekspert.
Na rynku obligacji krajów rozwijających się narasta globalna bańka spekulacyjna, która może pęknąć z wielkim hukiem – uważają eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego
Dariusz Lasek wyjaśnia mechanizm jej powstania: – Działania urzędników EBC doprowadziły do powstania absurdalnego, ale bardzo zyskownego biznesu, w którym banki kupują obligacje „krajów bankrutów”, zanoszą do EBC i dostają pieniądze na zakup kolejnych obligacji. EBC poinformował, że co miesiąc będzie wykładał nawet 60 mld euro. Ponieważ nawet bankruci dostają pieniądze, także i Polska może się tanio zadłużać. Zachęca to polityków do zadłużania się po szyję.
Czy możemy spłacić swoje długi?
Co będzie kiedy muzyka przestanie grać? – pytał bohater filmu "Chciwość", opowiadającym o świecie banksterów i rozpoczynającym się kryzysie finansowym. Nikt nie wie, co się stanie, kiedy ten sztuczny handel finansowany przez EBC się skończy i wszystko wróci do normy. Nastąpi globalny odpływ kapitału z rynków takich krajów jak Polska. Wtedy czeka nas katastrofa – wyrokuje Rybiński.
– Nieważne, kto oficjalnie rządzi, ważne, kto emituje pieniądz i tworzy dług – twierdził bankier Jacob Rothschild. To pokazuje, jak ważną sprawą jest kwestia wielkości zadłużenia państwa i jego obywateli. Jakie są możliwości spłaty własnych długów, ale również to, w czyich są one rękach. Lloyd Blankfein, szef banku inwestycyjnego Goldman Sachs, w samym środku finansowego kryzysu oznajmił, że czyni robotę Boga. Osobiście przekładał wajchę finansowego terroru finansowego, przekonując administrację, że zagrożone bankructwem banki i firmy ubezpieczeniowe z USA są zbyt wielkie, by upaść. Goldman zyskał sobie w stanach opinię "wszechwładnej pijawki, ośmiornicy otaczającej mackami świat i wysysającej mackami każdy przejaw życia"
Już teraz obsługa zagranicznego zadłużenia kosztuje rząd 36-40 mld zł, czyli tyle, ile wynosi cały podatek dochodowy opłacany przez Polaków. Ekonomiści przebijają się podając w bilionach wysokość strat, kiedy banksterzy zażądają wyższych i odsetek. W jednym ze scenariuszy Narodowy Bank Polski musiałby przeciwstawić im całe 80 mld euro rezerw w złocie. Gdy to nie wystarczy, może jak Portugalia musielibyśmy drastycznie obniżyć emerytury i renty. Albo jak Grecja, rozważyć sprzedaż jakiejś wyspy – tylko ile można dostać za zamglony Wolin, nad zimnym Bałtykiem.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
Reklama.
prof. Krzysztof Rybiński, ekonomista i były wiceprezes NBP
Banksterzy przejęli władzę, opłacili polityków i doprowadzili do dramatycznego wzrostu zadłużenia prywatnego i publicznego. Dlaczego? Od każdej transakcji finansowej jakiś bankster pobiera prowizję, od udzielenia kredytu jest prowizja i marża odsetkowa, od emisji obligacji są różne opłaty, od transakcji kupna i sprzedaży też są prowizje. Im większy dług, tym więcej banksterzy zarabiają i tym bardziej uzależniają od siebie ludzi i firmy. Więc długi rosną bez opamiętania
Nie można wykluczyć ryzyka nagłego wzrostu zadłużenia zagranicznego z powodu pęknięcia„bańki cenowej” na rynku polskich obligacji. Bańka cenowa powstaje wówczas, gdy ceny aktywów mają podłoże spekulacyjne. W Polsce nabywcami obligacji obok długoterminowych inwestorów takich jak banki centralne i fundusze emerytalne mogły być podmioty kierujące się motywami spekulacyjnymi
o zagranicznych długach pisze Krystyna Nowacka-Bandosz, Uniwersytet Szczeciński