Wizyta prezydenta u Kuby Wojewódzkiego to ukłon w stronę lemingów. Kiedyś żelazny elektorat Platformy Obywatelskiej, dzisiaj grupa, którą trzeba kokietować – inaczej zostanie w domu. Przez pięć lat Komorowski zapomniał o wielkomiejskich lemingach. Dzisiaj sobie o nich przypomina, ale czy nie jest za późno? Rozczarowane lemingi mogą uratować, albo pogrążyć Komorowskiego.
Leming panicznie boi się Kaczyńskiego
Pokolenie dzisiejszych 30-latków w poprzednich wyborach było bastionem Platformy. Politycy partii pod wodzą Donalda Tuska zdołali ich przekonać, że będą nową burżuazją, pod jednym warunkiem – że w dniu wyborów wyjdą ze swoich wygodnych domków i mieszkań na warszawskim Wilanowie i pomaszerują do urn.
Związek Platformy z lemingami szybko okazał się kłopotliwą znajomością, a nawet rodzajem "szorstkiej przyjaźni". Kiedy wyborczy kurz opadł, lemingi się zorientowały, że PO nie jest w stanie albo nie chce zagwarantować im dostatniego życia. A kredyt hipoteczny trzeba przecież spłacić.
Sytuacja dzisiejszych lemingów różni się od tej sprzed pięciu lat. – Pamiętajmy, że następuje zmiana pokoleniowa. Ci, którzy pięć lat temu głosowali na Platformę Obywatelską, a w wyborach prezydenckich na Komorowskiego, dzisiaj są o te pięć lat starsi, co zmienia perspektywę. Kiedyś rzeczywiście tzw. młodzi głosowali na PO, jak jest dzisiaj – tego do końca nie wiadomo. Dlatego ich wyborcze preferencje będą wielką niespodzianką w niedzielę. Należy pamiętać, że głosowaniem rządzą emocje i to one na pewno odegrają znaczącą rolę – mówi naTemat dr Olgierd Annusewicz, politolog.
W pierwszej turze wyborów lemingi same dały jednak kredyt zaufania Bronisławowi Komorowskiemu. Grupa wiekowa 30-39 najliczniej zagłosowała na kandydata PO. Tutaj poparcie Komorowskiego wyniosło nieco ponad 30 proc.
W samym Wilanowie, uważanym za kolebkę lemingów, prezydent wygrał i zgarnął ponad 50 proc. głosów. Andrzej Duda dostał nieco ponad 12 proc. Jeszcze pięć lat temu Komorowski nie miał tutaj sobie równych – wówczas 70 proc. mieszkańców z Wilanowa poparło jego starania o fotel prezydencki.
Leming lubi wygodę, chce mieć święty spokój i wieść szczęśliwy żywot klasy średniej. Do polityki miesza się tylko wtedy, kiedy istnieje zagrożenie, że ktoś może mu przeszkodzić w budowaniu stabilnego życia na obrzeżach wielkiego miasta.
Krzysztof Skibapowiedział jakiś czas temu, że dla lemingów: "hasła - bogaćcie się, te rozmowy w stylu, czy uprawiać sado-maso, czy być gejem albo lesbijką, czy mieć jedną żonę, a może pięć, gender, nie gender. To stało się dla nas ważne. Nas uśpił dobrobyt".
Komorowski w kampanii prezydenckiej zręcznie szafował tym argumentem, podsycając lęki lemingów przed Macierewiczem i Kaczyńskim i grając na ich emocjach. Prezydent wygrał nie dlatego, że uwiódł ich programem, ale dlatego, że dla 30-latków na dorobku, mit złego PiS-u w ogóle się nie zdezaktualizował.
– PiS dopiero od niedawna uśmiecha się do tej grupy, ale nie może liczyć na ich zaufanie. PO mimo tego, że już nie jest utożsamiane z nowoczesnym państwem, to nadal ta grupa wyborców jest skłonna patrzeć na nich łaskawym okiem i być może da im jeszcze jedną szansę w niedzielnych wyborach – mówi dr Rafał Chwedoruk.
Leming pójdzie zagłosować, ale...
Wizyta prezydenta Komorowskiego na kanapie słynnego showmana pokazała "wyluzowanego" szefa państwa, który potrafi się pośmiać i przyznać, że marihuana nie jest taka znowu zła. To jednak tylko dodatkowy efekt spotkania prezydenta z Kubą Wojewódzkim.
Wyemitowany na parę dni przed decydującym starciem kandydatów na prezydenta program miał być m.in. sygnałem dla zagubionych lemingów, którzy zapomnieli na moment, że gwarantem ich bezpieczeństwa, drobnomieszczańskiego status quo, może być tylko Komorowski. Wojewódzki przekonywał lemingi siedzące w domu przed plazmą, że należy na niego głosować, bo "jego największym atutem jest to, że nie jest Andrzejem Dudą":
Na przestrzeni ostatnich lat sytuacja lemingów się pogorszyła. Kiedyś w tej grupie panował optymizm i niezachwiane przekonanie, że pomnażanie majątku, kupno nowego samochodu, wakacje w tropikach, są na wyciągnięcie ręki. Niepewna sytuacja na rynku, zamrażanie płac przez korporacje, walutowe perturbacje z kredytami podziałały na nich jak zimny prysznic. Okazało się, że wcale nie jest tak łatwo zapewnić sobie komfort, a kiedy lemingi zaczęły rozglądać się za winnymi, padło na PO i prezydenta.
– W związku z tym rozczarowaniem, część pokolenia 30-latków poszła i oddała głos na Pawła Kukiza. Pozostałe głosy rozłożyły się między Dudę i Komorowskiego. Nie sposób przewidzieć, jak zachowają się teraz – uważa Annusewicz.
Lemingi, w przeciwieństwie do elektoratu PiS są zdecydowanie mniej karne i zdyscyplinowane. A do tego bywają leniwe. W niedzielę przypadają Zielone Świątki, wszystkie sklepy będą zamknięte na głucho, co oznacza, że lemingowi może się nie opłacać wychodzić z domu. Chyba, że dzień przed wyborami przyśni im się Kaczyński. Wtedy wszystkie winy PO i Komorowskiego pójdą w zapomnienie, a i z urną będzie jakoś bardziej po drodze.
Nie jest Pan z mojej ulubionej listy(...)ale jeżeli ktoś ma robić zamieszanie w tym kraju, to chcę, żeby zrobił to Pan. Daję Panu kredyt zaufania.
Rafał Chwedoruk, politolog
Niczym u Marksa, coś w klasie średniej zaczęło pękać. Lemingi to nie jest już jednorodna grupa, a w jej obrębie można wyróżnić tych, którym nadal się szczęści i tych, którym już się nie wiedzie tak dobrze, jak jeszcze parę lat temu. Oni wsparli w pierwszej turze Pawła Kukiza. Pozostałe lemingi poparły Komorowskiego, albo zostały w domu. Ciężko przewidzieć, jak zachowają się w nadchodzącą niedzielę. To trudny do zmobilizowania elektorat, ale jeśli komuś ma się udać, to na pewno nie Andrzejowi Dudzie, który dla leminga ma twarz Kaczyńskiego.