Prezydent Słupska ma dość tego, że średnie miasta są traktowane po macoszemu. – Jesteśmy traktowani jak Polska B – mówi. I bierze się do roboty. Biedroń będzie zabiegał o to, żeby średnie miasta utworzyły wspólny front, który pomoże im skutecznie konkurować z metropoliami. Czy uda mu się zapoczątkować modę na średnie miasta?
Średnie miasto, średnie życie
W Polsce średnich miast jest sporo – znacznie więcej niż wielkomiejskich ośrodków. Słupsk, któremu od niedawna szefuje Robert Biedroń ma 93 tys. mieszkańców – podobna liczba ludności zamieszkuje jeszcze 71 polskich miast. Małych po Polsce jest rozsianych jeszcze więcej, bo aż 112. Dotychczas siedziały raczej cicho i żyły w cieniu wielkich metropolii, takich jak Warszawa czy Wrocław. Teraz Biedroń chce to zmienić i przywrócić mniejszym miastom ważne miejsce na samorządowej mapie Polski.
– Samorząd wymaga upgrade'u, musimy stworzyć ruch prezydentów średniej wielkości miast, który musi lobbować za naszymi sprawami. Metropolie mają silny mandat, mają rozpoznawalnych prezydentów. Nadszedł czas, by średnie miasta były lepiej słyszalne – mówił na spotkaniu poświęconym samorządom zorganizowanym przez "Gazetę Wyborczą"
Jednym z pomysłów prezydenta Słupska na ożywienie średnich miast jest przeniesienie części ważnych urzędów i instytucji poza Warszawę. Zdaniem Biedronia, nie ma powodu, dla którego niektóre jednostki nie mogłyby zostać ulokowane poza warszawską centralą.
Jego inicjatywę zdają się na razie popierać i rozumieć prezydenci trzech średnich miast: Roman Szełemej, włodarz Wałbrzycha; Beata Moskal-Słaniewska, prezydent Świdnicy i Beata Klimek, prezydent Ostrowa Wielkopolskiego.
Duże problemy małych miast
Mniejsze i średnie miasta borykają się z wieloma problemami, ale do tych najbardziej dojmujących należy zaliczyć depopulację i brak pomysłu na to, jak zatrzymać migrujących do większych miast młodych. Kluczem do rozruszania lokalnego podwórka jest przede wszystkim praca - tutaj koło często się zamyka, bo mała miejscowość, to ciągle mniej rąk potrzebnych do pracy. Nie zmieniły tego nawet Specjalne Strefy Ekonomiczne, które zamiast ożywiać rodzimy rynek pracy, niekiedy stawały się wygodną przystanią i rajem podatkowym dla zagranicznych koncernów.
Do tego dochodzi problem z nieumiejętnym wydawaniem pieniędzy od państwa, Unii Europejskiej i niska ściągalność podatków od mieszkańców. Efektem nieradzenia sobie z wydatkami są powiększające się długi – o czym niedawno informowała w swoim raporcie Naczelna Izba Kontroli. Kontrola urzędników pokazała w jednostkach samorządu terytorialnego wzrost zadłużenia o ponad 16 proc. na przestrzeni ostatnich czterech lat.
Biedroń jak Jarosław Kaczyński
Prezydent Słupska nie dokonał epokowego odkrycia, a jego propozycja dała się już słyszeć z ust innych polityków. – Kluczem do sprawy jest tzw. zrównoważony rozwój. Biedroń stawia się w opozycji do Platformy, która zawsze faworyzowała metropolie - to one miały być motorem gospodarczych przemian, co działo się oczywiście kosztem mniejszych i średnich miast. Postulat Biedronia to właściwie powrót do idei oparcia rozwoju kraju o 49 byłych wojewódzkich miast, tak jak miało to miejsce przed reformą samorządową. Nie jest to zresztą postulat nowy. Przeformułowania polityki rozwoju terytorialnego w Polsce w tym kierunku chciałyby także Prawo i Sprawiedliwość oraz Sojusz Lewicy Demokratycznej – mówi Rafał Kerger, redaktor naczelny największego polskiego portalu dla samorządowców.
Chociaż zazwyczaj Biedroniowi nie jest po drodze z Jarosławem Kaczyńskim, tak w tym konkretnym wypadku, politycy są zaskakująco zgodni. Szef PiS, podobnie jak Biedroń jest zwolennikiem koncepcji zrównoważonego rozwoju, który nie będzie oparty na pompowaniu pieniędzy w metropolie. Wielokrotnie krytykował taką postawę PO: "dawać pieniądze i inwestować tam, gdzie już teraz jest bogato, a nie dawać tam, gdzie dzisiaj jest biedniej" – mówił w 2010 roku.
Biedronia i Kaczyńskiego może połączyć coś jeszcze. Prezes PiS jakiś czas temu chciał utworzenia nowego, siedemnastego województwa środkowopomorskiego z siedzibą w Koszalinie i...Słupsku, mieście Biedronia.
Wsparcie polityczne i sojuszników dla swojej inicjatywy Biedroń może znaleźć jeszcze w Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W zeszłym roku Leszek Miller zaskoczył wszystkich propozycją powrotu do 49 województw. – Polska od wielu lat rozwija się według koncepcji metropolitalnej, tworzenia kilku wielkich centrów wojewódzkich, czy ponadwojewódzkich, z widoczną szkodą dla mniejszych środowisk. Zwłaszcza tych, które przed reformą były siedzibą władz wojewódzkich – mówił wówczas.
Miasta łączą siły przeciwko gigantom
Pomysł Roberta Biedronia nie jest tak właściwie niczym nowym nie tylko w sensie politycznym. Średnie miasta już dawno temu same zorientowały się, że żeby nie zostać w tyle, muszą działać razem. Mniejsze miejscowości łączą się przede wszystkim przy okazji lokalnych inicjatyw, ułatwiających sąsiedzkie relacje: od komunikacyjnych projektów przez kulturalne wydarzenia. Taka współpraca jest niekiedy bardziej zinstytucjonalizowana, np. wtedy, kiedy miasto zapisuje się do organizacji zrzeszającej podobne ośrodki.
Najwięcej polskich miast należy do Związku Miast Polskich. Do organizacji zapisane są 302 miasta: mniejsze, średnie i te nieco większe. W ramach Związku przedstawiciele samorządów wypowiadają się na tematy związane z lokalną administracją i walczą o swoje interesy, np. krytykując uchwały posłów, którzy ich zdaniem, działają na ich szkodę. Oprócz ZMP działa jeszcze inna organizacja – Unia Miasteczek Polskich. Tutaj udzielają już się jedynie władze małych miast, które lobbują za korzystnymi rozwiązaniami niewielkich miejscowości.
Na razie jeszcze nic nie wyszło z projektu, który zezwalałby średnim miastom łączyć się w obszary metropolitalne, ale i to nie jest mało prawdopodobny scenariusz – taka możliwość być może stanowiłaby skuteczne narzędzie w walce z rosnącymi w siłę metropoliami w wielkich miastach. Prekursorem takiego rozwiązania miał być np. Toruń i Bydgoszcz, ale w sprawnej realizacji planu przeszkodziły m.in. lokalne tarcia między miastami.
Czy to ma sens?
Biedroń nawołujący do koalicji średnich i małych miast nie działa bezinteresownie – jest włodarzem Słupska i chce jak najlepiej dla swoich mieszkańców. Zapomina chyba jednak o tym, że tendencja, w której centralnym miejscem rozwoju są duże ośrodki, jest równie naturalna, jak to, że mniejsze żyją nieco w ich cieniu.
– Rozumiem Roberta Biedronia i innych prezydentów i burmistrzów z mniejszych ośrodków, którzy chcieliby, żeby ich miasta prężnie się rozwijały. Prawda jest jednak taka, że przed dominacją metropolii nie ma ucieczki. Tego trendu – światowego, nie tylko polskiego - nie da się odwrócić machając czarodziejską różdżką. Oczywiście to nie jest komfortowa sytuacja dla mniejszych miast, ale z punktu widzenia państwa, społecznego interesu, w tym również samorządowców, lepiej jest, że ludzie wyjeżdżają np. do Warszawy, niż za granicę – mówi Rafał Kerger, redaktor naczelny Portalu Samorządowego.