
Bez wątpienia jesteśmy świadkami przełomu. W sobotę amerykański Sąd Najwyższy zalegalizował małżeństwa homoseksualne we wszystkich 50 stanach, stwierdzając, że "małżeństwo jest konstytucyjnym prawem każdego człowieka" i znosząc małżeńską dyskryminację. Dla konserwatystów, nie tylko amerykańskich, to fatalna wiadomość. Jednym z ich argumentów jest teoria równi pochyłej, po której właśnie dzięki takim decyzjom ma "staczać się" społeczeństwo. Najpierw homomałżeństwa, a co dalej? Pedofilia? Małżeństwa wielu osób? Inne "zboczenia"? W ten sposób straszy się zwolenników równości małżeńskiej.
Jeśli osoby tej samej płci mogą zawrzeć małżeństwo, bo inaczej ich dzieci "żyłyby z piętnem mówiącym, że ich rodziny są gorsze", dlaczego nie stosować tej logiki do rodziny trzech i więcej osób, które wychowują dzieci? Jeśli brak możliwości zawarcia małżeństwa "służy okazywaniu braku szacunku i podporządkowaniu osób homoseksualnych", czy nie tak samo jest w przypadku relacji poliamorycznych?
Jasne jest, że podobnej retoryki konserwatyści używają zawsze, gdy zagrożona jest "tradycja". Widzimy to także w Polsce, gdzie przy okazji dyskusji o związkach partnerskich straszy się np. adopcją dzieci przez homoseksualistów. Może nawet autorzy takich teorii sami nie do do końca w nie wierzą, ale "teoria równi pochyłej" jest bardzo użyteczna politycznie.
Poliamoria to fakt. Ludzie już żyją w grupowych związkach. Pytanie, czy w ich przypadku, tak jak u innych dorosłych, uznamy, że miłość prowadzi do małżeństwa, i że prawo do małżeństwa jest właśnie tym – prawem. Jeśli moi liberalni przyjaciele uznają prawo wolnych ludzi do tworzenia związków z wieloma partnerami, jak mogą odmawiać im prawa do legalnej ochrony?
Takie podejście ma wielu zwolenników. Widać to po reakcjach na tekst w "Politico", pod którym pojawiło się ponad 12 tys. komentarzy. Najpopularniejszy mówi o tym, że w całej sprawie związanej z małżeństwem chodzi o "porozumienie dorosłych ludzi' i "wolność". Dlaczego więc odmawiać wolność jednej części społeczeństwa, a przyznawać ją innej? "Nie można. Jeśli małżeństwa gejów są legalne, poligamia też musi być" – przekonuje komentatorka. A ktoś inny dorzuca, że czy to się komuś podoba czy nie, faktem jest, że legalizacji poliamorii "nadchodzi".
Ani w Stanach Zjednoczonych, ani w Polsce i innych krajach Zachodu nie ma możliwości zawierania małżeństw grupowych. Entuzjastyczne komentarze to jedno, ale oceniając racjonalnie trzeba stwierdzić, że legalizacja poligamii to melodia dalekiej przyszłości. – Nie ma chętnych. Nie ma ruchu, który naciskałby na państwo w tej kwestii. Stąd też nie należy się spodziewać, że usankcjonowanie związków grupowych nastąpi szybko, jeśli w ogóle – dodaje prof. Hartman.
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl