
Trudno wyliczyć wszystkie wady zjawiska emigracji. Ale jedną z zalet, przynajmniej dla młodego pokolenia, jest bez wątpienia dwujęzyczność dzieci urodzonych lub wychowywanych poza granicami Polski. Jak się jednak okazuje, te nie zawsze kwapią się do mówienia w języku rodziców, a nawet wstydzą się używać polskiego przed zagranicznymi kolegami.
Zupełnie normalne jest, że dzieci emigrantów mylą słowa, przeplatając w jednym zdaniu wyrazy zasłyszane w domu i przedszkolu. Robi to też kilkuletnia córka moich znajomych, która jednak wyraźnie sygnalizuje, który język będzie jej bliższy. Gdy przyszły do niej koleżanki (Norweżki) powiedziała do swojej mamy, aby ta mówiła do niej po norwesku, mimo że na co dzień w ich domu używa się polskiego.
Polscy emigranci (nie tylko w Norwegii) często (choć nie zawsze) zaczynają nowe życie od prostych, choć ciężkich prac – i z takimi są też kojarzeni. To niedoceniane zajęcia, które jednak nie wymagają znajomości języka norweskiego.
Gdy dzieci dowiedziały się, że jestem z Polski to powiedziały: "z Polski, to ja mam sprzątaczkę". Ktoś inny dodał: "Mój tata zawsze jak coś remontuje to bierze Polaków, bo są tani i dobrzy". Powiedziały też, że wyglądam jak Polka, bo mam paski na włosach".
Polonia w Norwegii
W Norwegii mieszka oficjalnie 86 300 (1.01.2014 r.) Polaków, co stanowi 1,76% całej populacji. Nieoficjalne dane podają, że Polaków w Królestwie Norweskim jest dwukrotnie więcej. Czytaj więcej
Moja rozmówczyni twierdzi, że to nie wstyd jest bezpośrednią przyczyną niechęci do polskiego. – Może gdy rodzice są zakompleksieni, to i dzieci – wyjaśnia. Jej zdaniem jednak, problem leży zupełnie gdzie indziej.
Wśród norweskiej emigracji właściwie nie ma przedstawicieli inteligencji. Podobno to się zmienia, ale ja tego nie dostrzegam. Lekarze, prawnicy - ci rodzice bardziej dbają o polskość w swoich domach. Ale większość emigrantów to jednak robotnicy. Szybko się dorobili i niekiedy chcą być bardziej norwescy niż Norwegowie.
Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl
