Beata Szydło i Ewa Kopacz wykorzystują brak wiedzy ekonomicznej u Polaków.
Beata Szydło i Ewa Kopacz wykorzystują brak wiedzy ekonomicznej u Polaków. Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta

Każdy, kto choć trochę orientuje się w ekonomii, chwyta się za głowę, słuchając kolejnych obietnic składanych przez polityków w kampaniach wyborczych. Mimo tego, wybory z reguły wygrywa ten, kto obieca najwięcej. Dlaczego? Bo jesteśmy narodem ekonomicznych ignorantów. 61 proc. Polaków przyznało, że ich wiedza o ekonomii jest niska. I mieli rację, bo średnia punktów z testu zawierającego 20 pytań to zaledwie 8,1.

REKLAMA
Beata Szydło i Ewa Kopacz prześcigają się w składaniu wielomiliardowych obietnic. I PiS, i PO obiecują złote góry, bez żadnego wysiłku nasz kraj ma się zmienić w Pola Elizejskie, a my będziemy pić nektar i jeść ambrozję. Aby dowieść, że ich plany są realne, podpierają je liczbami, które są wzięte z sufitu. Grupka ekonomistów i dziennikarzy pomarudzi sobie w kącie, że to niemożliwe, ale nie ma to wpływu na wynik wyborów.
logo
Fot. Raport Fundacji Kronenberga
Błoga niewiedza
Dlaczego? Bo poziom wiedzy ekonomicznej Polaków jest dramatycznie niski. W badaniach przeprowadzonych przez Fundację Kronenberga (2009) udzielono średnio tylko 8,1 poprawnych odpowiedzi w liczącym 20 pytań teście. Polacy mają świadomość swoich deficytów (jako niski poziom swojej wiedzy oceniło 61 proc.), ale niestety nic z tym nie robią – tylko 47 proc. badanych czuje, że powinno dowiedzieć się czegoś więcej o ekonomii.
Ale na niskim poziomie jest nie tylko nasza wiedza z zakresu finansów osobistych, równie źle jest jeśli chodzi o finanse państwa. Bo niby jak pogodzić żądanie niskich podatków (84 proc. Polaków) z wysokimi oczekiwaniami wobec państwa? Polacy nie radzą sobie też z terminologią finansową: większość deklaruje, że woli podatek progresywny od liniowego, ale kiedy przychodzi do wskazania konkretnych stawek okazuje się, że badani preferują podatek liniowy.
logo
Fot. Raport Fundacji Kronenberga
Zachłanny jak Polak
Są też bardzo roszczeniowi. Z 13 możliwych usług publicznych (np. bezpłatna opieka zdrowotna czy refundacja leków) badani przez Fundację Kronenberga wskazywali średnio 9. Czyli od państwa chcemy właściwie wszystkiego.
Łatwo nam także wcisnąć kit jeśli chodzi o emerytury. Aż 40 proc. badanych nie myśli o swojej emeryturze, a większość uważa, że to państwo jest odpowiedzialne za zapewnienie nam utrzymania po skończeniu pracy.
Bank - terra incognita
Widać to także w praktyce. Na koniec 2014 roku liczba kont bankowych wyniosła 28,5 mln, czyli ma je 3/4 Polaków. W Niemczech konto ma właściwie każdy. Średnio w Unii więcej jest kont niż mieszkańców. Polska ten współczynnik zaniża, choć na przykład w liczbie telefonów komórkowych nie odbiegamy zbytnio od Zachodu.
A przecież konta bankowe to najmniej skomplikowane narzędzie finansowe. Nasza wiedza o kredytach, lokatach czy kartach kredytowych jest jeszcze mniejsza, a i nasycenie rynku nimi jest niewielkie. Winna jest edukacja, która jest szczątkowa. Chociaż takie instytucje jak Fundacja Kronenberga, NBP czy Instytut Misesa prowadzą programy edukacji uczniów i nauczycieli, to nie działania systemowe. W szkołach średnich styk młodych z ekonomią ogranicza się do lekcji Podstaw Przedsiębiorczości
logo
Fot. Raport NBP
Bezwzględni politycy
W badaniach NBP okazało się, że uczeń szkoły ponadgimnazjalnej zna tylko 10 terminów ekonomicznych spośród listy 19. Mniej niż 80 proc. z nich wie co to deficyt czy Produkt Krajowy Brutto. Nazwę "Narodowy Bank Polski" z konkretnymi informacjami potrafi skojarzyć mniej niż 60 proc. Prawidła makroekonomii zna mniej niż połowa licealistów.
Politycy wykorzystują tak niski poziom wiedzy Polaków o gospodarce, finansach publicznych i ekonomii. Kolejne programy wyborcze to zbiór pobożnych życzeń, które nie mają szans na realizację. Równie bezwzględnie naiwność wyborców wykorzystuje się do walki z polityczną konkurencją. Zarówno PiS, strasząc, że przez euro czeka nas powtórka z Grecji, jak i PO przekonując, że dojście do władzy PiS oznacza zrobienie nam drugich Aten sięgają po najprostsze zagrywki socjotechniczne. Zupełnie wbrew prawom ekonomii.
"Młodzieży chowanie"
Krytyczne komentarze dziennikarzy docierają tylko do części wyborców. I to najczęściej do tych, którzy mają wystarczający zasób wiedzy, by samodzielnie przeanalizować słowa polityków. Reszta żyje w błogiej nieświadomości, mamiona idyllicznymi wizjami przygotowanymi przez spindoctorów jednej, drugiej czy trzeciej partii.
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie" – napisał Jan Zamoyski w akcie fundującym akademię jego imienia. To zdanie sprzed ponad 500 lat jest nadal aktualne. Coraz bardziej widać to w kolejnych wyborach. Jeśli chodzi o ekonomię "młodzieży chowanie" wygląda źle, co wykorzystują politycy. Ku utrapieniu Rzeczypospolitej.

Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl