
Zdjęcie kanadyjskiego policjanta kupującego lemoniadę od małej dziewczynki obiegło cały świat. Obrazek zrobił karierę także w Polsce, choć wielu internautów wątpi, czy podobna scena byłaby możliwa także u nas. Sceptycy, na czele z Januszem Korwin-Mikkem wykorzystują popularność zdjęcia, aby przedstawić polską rzeczywistość w krzywym zwierciadle. A może... mają rację? Może niewinna zabawa wzbudziłaby u nas niepokój służb? Wiele wskazuje na to, że tak.
Policja sprawdziła doniesienie, że na rogu ulicy dziewczynka sprzedaje "lemoniadę". Doniesienie okazało się, niestety, prawdziwe. Policja ustaliła, że dziewczynka nie miała zezwolenia Urzędu Miejskiego, nie wniosła opłaty handlowej i - co najgorsze - nie miała świadectwa SanEpidu. Dziewczynka zeznała też, że nie zarejestrowała działalności gospodarczej i nie płaciła podatku dochodowego. Dziewczynka przyznała, że pozwoliła jej na to, i nawet pomagała w tym procederze - jej matka. Natychmiastowe przeszukanie wykryło w domu podejrzanych zapas cukru, soku cytrynowego i innych składników nielegalnej "lemoniady". Dziewczynka została przejściowo umieszczona w Dziecięcej Izbie Zatrzymań, gdzie zajęli się nią psychologowie. Dziecko musi mieć wpojone, że żądza zysku nie może odciągać od nauki i zabawy, która jest prawem i obowiązkiem dziecka., Wyrodna matka została zatrzymana i przebywa w areszcie śledczym Sąsiedzi domagają się, by odebrać jej prawa rodzicielskie. Istnieje podejrzenie, że inspiratorem tego przestępstwa jest ojciec dziewczynki, który przebywa w Chinach i zapewne chciał przeszczepić na grunt polski obce nam tradycje wyzyskiwania dzieci do katorżniczej pracy. Po powrocie z Chin Policja przeprowadzi z nim rozmowę ostrzegawczą i w zależności od ustaleń podejmie stosowne działania. Czytaj więcej
Postanowiliśmy zapytać, co zrobiłyby polskie służby, gdyby podobna sytuacja zdarzyła się w Polsce. Czy urzędnik również zatrzymałby się i wziął udział w zabawie, czy też sprawdziłby się czarny scenariusz, który przedstawił Janusz Korwin-Mikke i jego zwolennicy?
Z wpisu Korwin-Mikkego wynika, że mogłoby się okazać, iż dziewczynka "nie miała zezwolenia Urzędu Miejskiego, nie wniosła opłaty handlowej". Zapytaliśmy, co by było, gdyby sytuacja miała miejsce w Krakowie. Zbigniew Krzysztyniak z Urzędu Miasta w Krakowie porozmawiał na naszą prośbę z urzędnikami. Każda zapytana przez niego osoba zapewniała, że spotykając sprzedającą np. lemoniadę małą dziewczynkę, w pierwszym rzędzie zachowałaby się jak człowiek, tzn. starałaby się jej pomóc; próbował odnaleźć rodziców lub opiekunów.
Niestety, ale obraz Polski, który wyłania się z wpisu Korwin-Mikkego na Facebooku w dużej mierze opisuje rzeczywistość. Może nie w sensie dosłownym, ale z pewnością nasi urzędnicy mogliby uznać dziecko bawiące się w sprzedawczynię lemoniady poważnie, i zepsuć jej zabawę. Zamiast zdrowego dystansu, mogłaby zwyciężyć asekuranctwo i sztywne trzymanie się przepisów. W Kanadzie najprawdopodobniej też jest Sanepid, ale z jakiegoś powodu, nie został wezwany "na interwencję".
Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl
