Zdjęcie kanadyjskiego policjanta kupującego lemoniadę od małej dziewczynki obiegło cały świat. Obrazek zrobił karierę także w Polsce, choć wielu internautów wątpi, czy podobna scena byłaby możliwa także u nas. Sceptycy, na czele z Januszem Korwin-Mikkem wykorzystują popularność zdjęcia, aby przedstawić polską rzeczywistość w krzywym zwierciadle. A może... mają rację? Może niewinna zabawa wzbudziłaby u nas niepokój służb? Wiele wskazuje na to, że tak.
Czarna wizja rzeczywistości zrobiła w sieci prawdziwą furorę. Zarówno ta rozpowszechniana przez Korwina, jak i memy o tej samej treści zamieszczone między innymi w serwisie Wykop.pl osiągnęły setki tysięcy wyświetleń. A jak zapewnia Korwin-Mikke, jego post miał 2.400.000 odsłon plus 5000 udostępnień. Postanowił zatem pójść za ciosem.
Polityk zamieścił na swoim profilu na Facebooku post, opisujący jak mogłyby potoczyć się losy dziewczynki, gdyby sytuacja zdarzyła się w Polsce. Oto "polski" scenariusz wg Korwin-Mikkego:
Policja sprawdziła doniesienie, że na rogu ulicy dziewczynka sprzedaje "lemoniadę". Doniesienie okazało się, niestety, prawdziwe. Policja ustaliła, że dziewczynka nie miała zezwolenia Urzędu Miejskiego, nie wniosła opłaty handlowej i - co najgorsze - nie miała świadectwa SanEpidu. Dziewczynka zeznała też, że nie zarejestrowała działalności gospodarczej i nie płaciła podatku dochodowego.
Dziewczynka przyznała, że pozwoliła jej na to, i nawet pomagała w tym procederze - jej matka. Natychmiastowe przeszukanie wykryło w domu podejrzanych zapas cukru, soku cytrynowego i innych składników nielegalnej "lemoniady".
Dziewczynka została przejściowo umieszczona w Dziecięcej Izbie Zatrzymań, gdzie zajęli się nią psychologowie. Dziecko musi mieć wpojone, że żądza zysku nie może odciągać od nauki i zabawy, która jest prawem i obowiązkiem dziecka.,
Wyrodna matka została zatrzymana i przebywa w areszcie śledczym Sąsiedzi domagają się, by odebrać jej prawa rodzicielskie.
Istnieje podejrzenie, że inspiratorem tego przestępstwa jest ojciec dziewczynki, który przebywa w Chinach i zapewne chciał przeszczepić na grunt polski obce nam tradycje wyzyskiwania dzieci do katorżniczej pracy. Po powrocie z Chin Policja przeprowadzi z nim rozmowę ostrzegawczą i w zależności od ustaleń podejmie stosowne działania. Czytaj więcej
Sanepid: Dlaczego dziecko jest samo?
Postanowiliśmy zapytać, co zrobiłyby polskie służby, gdyby podobna sytuacja zdarzyła się w Polsce. Czy urzędnik również zatrzymałby się i wziął udział w zabawie, czy też sprawdziłby się czarny scenariusz, który przedstawił Janusz Korwin-Mikke i jego zwolennicy?
Joanna Narożniak, rzecznik prasowy WSSE w Warszawie (Sanepid) w Warszawie na naszą prośbę zobaczyła słynne już zdjęcie. Zapytaliśmy, czy dziewczynka mogłaby sprzedawać lemoniadę przed swoim domem, czy też – jak sugeruje Korwin-Mikke – musiałaby posiadać "świadectwa sanepidu". Po konsultacjach pani rzecznik z urzędnikami dowiedzieliśmy się, że pracownik inspekcji sanitarnej "zainteresowałby się przede wszystkim bezpieczeństwem tej dziewczynki".
– Dlaczego małe dziecko jest samo na ulicy bez opieki dorosłego i ewentualnie w razie potrzeby udzieliłby jej pomocy. Inne sprawy są w tym momencie nieistotne – mówi Joanna Narożniak, która zaznacza, że sprawę traktuje z "przymrużeniem oka". Ostatecznie nie wiemy zatem, czy poza zwykłą, ludzką troską urzędnik z sanepidu również kupiłby lemoniadę, czy pytał o wymagane dokumenty i adres. Być może zatem, Korwin-Mikke miał trochę racji.
A co na to Urząd Miejski?
Z wpisu Korwin-Mikkego wynika, że mogłoby się okazać, iż dziewczynka "nie miała zezwolenia Urzędu Miejskiego, nie wniosła opłaty handlowej". Zapytaliśmy, co by było, gdyby sytuacja miała miejsce w Krakowie. Zbigniew Krzysztyniak z Urzędu Miasta w Krakowie porozmawiał na naszą prośbę z urzędnikami. Każda zapytana przez niego osoba zapewniała, że spotykając sprzedającą np. lemoniadę małą dziewczynkę, w pierwszym rzędzie zachowałaby się jak człowiek, tzn. starałaby się jej pomóc; próbował odnaleźć rodziców lub opiekunów.
– Co prawda, każdy handlujący powinien posiadać zgodę zarządzającego terenem, a więc również wnieść stosowne opłaty (a jeśli sprzedaje żywność lub napoje posiadać także zgodę Sanepidu), ale w Krakowie nikt od dziecka nie żądałby takich dokumentów” – mówi dyrektor Wydziału Urzędu Spraw Administracyjnych Urzędu Miasta Krakowa – Tomasz Popiołek. – W trosce o dziecko staralibyśmy się jednak dotrzeć do rodziców lub opiekunów i próbowalibyśmy ustalić, czy np. nie dochodzi do wykorzystywania małoletniego – dodaje dyr Popiołek.
Przedstawiciele krakowskiej Straży Miejskiej podkreślili, że także oni nie podejmowaliby wobec dziecka jakichkolwiek kroków administracyjnych, ale przy pomocy Policji, bo sami tego robić nie mogą, próbowaliby odnaleźć dorosłych opiekunów.
Korwin ma wiele racji
Niestety, ale obraz Polski, który wyłania się z wpisu Korwin-Mikkego na Facebooku w dużej mierze opisuje rzeczywistość. Może nie w sensie dosłownym, ale z pewnością nasi urzędnicy mogliby uznać dziecko bawiące się w sprzedawczynię lemoniady poważnie, i zepsuć jej zabawę. Zamiast zdrowego dystansu, mogłaby zwyciężyć asekuranctwo i sztywne trzymanie się przepisów. W Kanadzie najprawdopodobniej też jest Sanepid, ale z jakiegoś powodu, nie został wezwany "na interwencję".
A co zrobiłaby Policja, na widok dziewczynki? Tego też się nie dowiemy, gdyż nie uzyskaliśmy odpowiedzi na wysłane maile i wykonane telefony. Asekuranctwo w wersji 2.0.
Trudno sobie wyobrazić, aby każdy kto chce, od tak wyszedł na ulicę i zaczął handlować, czym tylko zapragnie. Równie trudno jednak wyobrazić sobie, że dziewczynka handlowałaby w państwie Janusza Korwin-Mikkego. Skoro bowiem według niego, kobiety nie powinny mieć nawet prawa głosu, to z pewnością nie mają też łba do interesów.