Monika od miesiąca je tylko to, co dostanie od innych albo sama znajdzie. Wszystko dokumentuje na Facebooku i trzeba przyznać, że zdjęcia tych potraw wyglądają całkiem apetycznie. Ponoć odżywia się zdrowiej niż kiedyś i jest przerażona tym, jak dużo żywności marnuje się codziennie.
Początkowo ustaliła sobie budżet 100 zł. Od początku lipca jedynie 7 zł. na banany, które i tak leżą w zamrażalniku. Idzie jej tak świetnie, że na pewno swoją akcję przedłuży co najmniej do września m.in. dlatego, by sprawdzić jeszcze inne metody zdobywania jedzenia.
Na początku sam pomysł nie wiązał się z większą filozofią, był zwykłym wyzwaniem.
Udało jej się umówić z panią z osiedlowego sklepiku, żeby oddawała jej to, co zamierzała wyrzucic, czyli przeważnie jogurty, owoce, warzywa. Drugim źródłem darmowego pożywienia byli znajomi.
– Mieszkam w domu z 6 osobami, więc ciągle coś się dzieje i ktoś coś przynosi – mówi. – Ludzie usłyszeli o eksperymencie i podrzucają mi jedzenie. Ostatnio z kolegą, z którym kręcimy program kulinarny, zaczęliśmy chodzić wieczorami po bazarkach i szukać żywności, która jest wyrzucana do kontenerów – dodaje.
Chce jeszcze spróbować odwiedzić restauracje, piekarnie, cukiernie i zagadać do sąsiadów.
Większość na samą ideę reaguje pozytywnie, ale pojawiają się głosy, że nie powinna tak się zachowywać skoro nie jest potrzebująca.
Po krótkiej rozmowie z panią ze sklepu okazało się, że Monika nie jest jedyną osobą, która zwraca się do niej o pomoc. Nie chciała zabierać jedzenie innymi, jednak okazało się, że i tak żywności marnuje się tak dużo, że wystarczy dla wszystkich.
Jej dieta wcale nie pogorszyła się, wręcz przeciwnie – zmieniła się na lepsze:
– Zaczęłam się zdrowiej odżywiać – mówi. – Jem teraz regularnie, co 3 godziny, dużo więcej warzyw, owoców, nabiału i potraw na ciepło. Nie spożywam praktycznie w ogóle słodyczy, które wcześniej jadłam codziennie, a potrzebowałam ich naprawdę wiele, bo dziennie potrafiłam zrobić 100 km rowerem. Obecnie okazuje się, że wcale nie są mi potrzebne i wychodzi mi to na zdrowie – dodaje.
Kawy nie pije już od dwóch tygodni. Dopiero wczoraj dostała ją w prezencie od mamy swojej uczennicy.
– Kurczę, przestaję potrzebować kawy i batonów, bo ich po prostu nie mam – mówi.
Ten eksperyment to również spora oszczędność pieniędzy. Monika nie robiła dokładnych wyliczeń, ale jest pewna, że miesięcznie wydawała na jedzenie ponad tysiąc złotych na tak prozaiczne produkty jak bułki czy jogurty.
Napisz do autorki: patrycja.marszalek@natemat.pl
Władcy sieci od teraz także na Facebooku! Polub nas!