Andrzej Duda, podobnie jak Bronisław Komorowski, spotyka się z wyzwiskami i  obelgami
Andrzej Duda, podobnie jak Bronisław Komorowski, spotyka się z wyzwiskami i obelgami Fot. Adam Stępień / AG

Wybrany przez przypadek, uwikłany w afery, wyzywany od “pachołków” i “pętaków”. Prezydent Andrzej Duda pada ofiarą tych samych komentatorów, którzy oburzali się, gdy identycznie traktowano prezydenta Komorowskiego. Szacunek dla głowy państwa? Tak, ale tylko gdy jest “nasza”.

REKLAMA
Respekt wybiórczy
Co do ogólnej zasady, zgodzą się chyba wszyscy. Prezydent uosabia majestat Rzeczpospolitej i jako najwyższy urzędnik polskiego państwa wymaga szacunku. Te same personalne ataki, często nawet inwektywy, które mieszczą się w regułach próbnej politycznej gry, nie powinny mieć więc miejsca, gdy chodzi o urząd prezydenta i osobę ją pełniącą.
Tyle teoria. Jak wszyscy doskonale wiemy, w polskich warunkach wyjątkowo często rozmija się z praktyką. Wystarczy przypomnieć ukute na prawicy pojęcie “przemysłu pogardy”, który miał być wymierzony w zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Niezależnie od tego, jak je oceniać – przesadzone czy nie – wyzwiska typu “kartofel”, “karzeł” czy “dureń” na pewno nie licują z godnością głowy państwa.
Potem był prezydent Komorowski. I pierwszy przypadek ciężkiej choroby hipokryzji, na którą cierpi spora część komentatorów. Okazało się, że te same albo gorszej przymiotniki i zarzuty, które w przypadku Kaczyńskiego były “pogardą”, u Komorowskiego są jak najbardziej na miejscu. O ścianę rozbijały się apele, takie jak ten Igora Janke z “Salonu 24”, który pisał do swoich prawicowych kolegów, że “obrażać, poniżać, insynuować to grzech wobec państwa”.
Hejt jak bumerang
Teraz mamy Dudę. I tak jak prawica oblała swój tekst, kiedy ostrze “przemysłu pogardy” skierowała na Komorowskiego, tak teraz sprawdzian mają obrońcy ustępującego prezydenta. Czy szacunek dla prezydenta Komorowskiego i prezydenta Dudy jest tym samym? Czy to, co wcześniej było “pogardą”, dziś nie staje się normą? Odpowiedzi są raczej niewygodne…
“Służalcza marionetka”, “cwaniaczek o uśmiechu przygłupa”, “przydupas prezesa, a nie prezydent” “pisowski sługus” – to niektóre z najpopularniejszych komentarzy o Dudzie, które można przeczytać w sieci. Piszą je zapewne ci, których uwierały teksty o “Komoruskim” i “namiestniku w Pałacu Prezydenckim”. A to przecież dokładnie to samo. I nie, nie oznacza to, że nie można stawiać hipotez o niesamodzielności Dudy. Po prostu nie w ten sposób.
“Prezydent wybrany przez nieporozumienie” – kolejne często spotykane zdanie. Odnosi się do zaskakujących okoliczności, w jakich wybrano Dudę. Ale czy “nieporozumienie” albo “przypadek” to dobre określenia? Nie, dokładnie identycznie, jak w historii Bronisława Komorowskiego, któremu w ten sam sposób odbierano legitymację.
“Aferzysta od SKOK-ów”. Tak jak nad całą kadencją Komorowskiego unosiło się widmo “związków z WSI”, w które prawica “grzała” bez opamiętania, tak podobnym problemem Dudy jest sprawa SKOK-ów. Dzisiejszy prezydent elekt bronił Kas przed państwowym nadzorem – to fakt. Jego rola jest jednak przesadnie rozdmuchiwana. Sprawa SKOK-ów obciąża politycznie cały PiS, ale to za mało, by wywoływać skojarzenie, że prezydent jest bohaterem albo współtwórcą "afery". Tak jak Komorowskiego nie czyni aferzystą głosowanie przeciwko likwidacji WSI.
To tylko kilka przykładów, a prezydentura Dudy oficjalnie jeszcze się nie rozpoczęła. Zapewne będzie ich więcej. Bo tak jak wiele osób mówiło: "Komorowski nie jest moim prezydentem", tak dziś ten wniosek aktualny jest po drugiej stronie.

Obłuda

Nie ma złudzeń, że pokazywanie w swego rodzaju lustrze podejścia do kolejnych prezydentów cokolwiek zmieni. Dziwi jednak, jak powszechna, a jednocześnie obustronna jest hipokryzja wielu komentatorów. Ci, którzy wczoraj domagali się szacunku do prezydenta, dziś go odmawiają. Ci, którzy wczoraj okazywali pogardę Komorowskiemu, dziś kipią z oburzenia na pogardę dla Dudy. Witamy w Polsce.

Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl