Piotr Duda z "Solidarności" proponuje, by referendum ws. wieku emerytalnego odbyło się w dniu wyborów parlamentarnych. – To mogłoby przyciągnąć milczącą większość, czyli ludzi, którzy nie chodzą na wybory, ale są zainteresowani emeryturami. A to z kolei może być klucz do zdobycia samodzielnej większości przez PiS – ocenia w "Bez autoryzacji" Adam Hofman, poseł i były rzecznik PiS.
Jak ocenia pan spot PiS, który sugeruje, że jeśli zniesiemy finansowanie partii, to będziemy jak Białoruś?
Adam Hofman: To pomysł na to, jak można odbić narrację Platformy, która jest przeciw finansowaniu. "My, PiS, jesteśmy cywilizacją Zachodu i chcemy utrzymać w Polsce standardy europejskie, a wy, Platforma, jesteście partią, która jest w sumie dzika i chce wschodnich standardów". To dość prosta narracja, ale PiS gra na trudnym polu.
Finansowanie partii politycznych w warunkach takiej alienacji klasy politycznej, jaką mamy, wywołuje dość proste emocje. Podobnie jest z JOW-ami: im większa alienacja polityków, tym większy posłuch zdobywają proste rozwiązania, które na pierwszy rzut oka wydają się cudownymi receptami.
Pomysły typu "zabierzmy politykom pieniądze, wprowadźmy JOW-y, a wszystko będzie lepiej" są dla społeczeństwa łatwe do zaakceptowania. PiS jest w trudnej sytuacji, ale walczy. I nie dziwię się, bo finansowanie partii jest podstawą równowagi tego systemu.
Walczy też na polu trzech pytań których nie ma. W ich sprawie było spotkanie u prezydenta Dudy, a później to rzecznicy PiS i sztabu PiS, a nie przedstawiciele prezydenta, opowiadali w mediach o jego ustaleniach. Coś takiego nie zaszkodzi Andrzejowi Dudzie w budowaniu wizerunku prezydenta ponad podziałami?
To jedyne wyjście z bardzo trudnej dla PiS sytuacji, w której partia oddałaby pole, nie zrobiła nic i pozwoliła działać Pawłowi Kukizowi i Platformie Obywatelskiej. W kształcie 3 x "nie" to referendum byłoby bardzo złym wyjściem.
Dlatego logiczna jest próba dopisania pytań w sprawach, które są istotne dla obywateli, po drugie PiS może tutaj zagrać "my przeciwko reszcie", a poza tym są wiodącymi tematami z kampanii PiS i Andrzeja Dudy. Tutaj nie ma się co zastanawiać, trzeba było tak zrobić, bo każde inne wyjście byłoby tylko gorsze. Rozumiem to i uważam, że to był bardzo dobry pomysł.
Sama próba narzucenia tych pytań jest jak najbardziej logiczna, chodzi mi bardziej o styl. Od drugiego tygodnia po zaprzysiężeniu prezydent Duda jest angażowany w międzypartyjną walkę o referendum.
Wcale nie, bo skoro pan prezydent wprowadził to do swojej kampanii jako ważne tematy, to teraz próba dopisania tego do referendum nie jest wyłącznie próbą ustawiania prezydenta pod ścianą, jak się sugeruje. Jest wręcz odwrotnie: to dla prezydenta możliwość kontynuowania ważnych tematów z jego kampanii. To niekoniecznie musi być odebrane jako opowiedzenie się po stronie jednej partii, tylko – jeśli zrobi się to dobrze – także jako realizowanie obietnic.
Wczoraj szef "Solidarności" zgłosił wczoraj też pomysł, by pytanie o wiek emerytalny połączyć razem z wyborami parlamentarnymi. To ciekawa rzecz do rozważenia, bo to spowodowałoby moim zdaniem wzrost frekwencji w grupach wyborczych, które są dla PiS istotne. To mogłoby przyciągnąć milczącą większość, czyli ludzi, którzy nie chodzą na wybory, ale są zainteresowani emeryturami. A to z kolei może być klucz do zdobycia samodzielnej większości przez PiS.
Jak ocenia pan kampanię prezes Szydło? Stawiano analogie między kampanią prezydencką i parlamentarną, ale na razie to jest cień tego, co robił Andrzej Duda.
Prezes Szydło jest w trudnej sytuacji, ale zdaje sobie z tego sprawę i próbuje z tego wyjść, chociażby sprawą referendum. Każda sytuacja, w której startuje się z pozycji lidera wyścigu, jest trudna. Swoją drogą jeszcze pół roku temu czy rok temu nikt nie obstawiałby, że PiS będzie startował do wyborów z pozycji lidera, a po zwycięstwie Andrzeja Dudy tak jest.
Uciekanie, a nie gonienie jest trudne, ale pani prezes to wie i takie próby jak z referendum, czyli narzucanie tematu, egzekwowanie go, wprowadzanie do dyskusji i granie na swoim polu jest dobrą taktyką. Trzeba też znaleźć na to, co robi Platforma Obywatelska i premier Kopacz.
Można śmiać się z tych gospodarskich wizyt pociągami czy wyjazdowych posiedzeń rządu, ale praca w wakacje zostanie po wakacjach przez wyborców dostrzeżony i pojawi się premia dla PO. Trzeba próbować znaleźć na to silną kontrnarrację, żeby te wzrosty PO po wakacjach zatrzymać.
Pracował pan z prezes Szydło nad jej wizerunkiem, kiedy był pan rzecznikiem PiS? Widzi pan efekty tego, postęp u prezes Szydło?
O Beacie Szydło mogę mówić tylko dobrze, bo postęp, jaki zrobiła jest dla wielu widoczny gołym okiem. To imponujące, bo w polskiej polityce nieczęsto się zdarza, żeby postęp następował tak szybko.
Będąc zgłoszonym przez największą partię, która ma szansę samodzielnie rządzić na premiera jest olbrzymią odpowiedzialnością. Do tego ataki ze strony konkurencji, naciski z własnego środowiska tworzą polityka. Widziałem już kilka razy, kiedy w kampanii albo w innej trudnej sytuacji tworzył się polityk, jak z każdym dniem rósł i stawało się jasne, że uniesie projekt. Tak samo jest tutaj, choć to nie dzieje się z dnia na dzień. Każde słowo, które wypowiada nabiera znaczenia.
A co z panem w tych wyborach? Jacek Kurski walczy, zaczepia PO, a pan raczej omija media.
Życzę powodzenia Jackowi Kurskiemu. Niebawem, w najbliższych dniach podejmę decyzję, czy wystartować, czy nie. Kiedy podejmę tę decyzję na pewno się z państwem podzielę.
Sejm czy Senat?
Mam kilka propozycji, ale nie chcę mówić o szczegółach.