Dlaczego barter to nie zawsze najlepsza oferta dla blogera
Dlaczego barter to nie zawsze najlepsza oferta dla blogera Fot. Shutterstock/Prawa autorskie: Africa Studio

– Blogerki nie potrzebują pieniędzy, bo przecież mają wszystko.To taki gatunek, któremu agencja reklamowa proponuje od klienta 100 zł w towarze (można tam za to kupić około sześciu bazarkowych bluzek) w zamian "jedynie" za posty w tychże koszulkach na blogu, Instagramie, Facebooku, za zareklamowanie sklepu i do tego jeszcze za udostępnienie czytelniczkom rabatu – mówi dla Władców Sieci Magda Samborska z blogu Rebel Look.

REKLAMA
Magda miała dość barteru po dwóch latach prowadzenia bloga, gdy rozwinął się on w coś poważniejszego i zaczęły odzywać się do niej większe agencje reklamowe i redakcje. Otrzymała wtedy kilka dużych i fajnych propozycji reklamowych, ale to tych mniejszych były dziesiątki.
Magda Samborska

Nie miałam miejsca na buty otrzymywane w promocyjnych cenach, na ciuchy wylewające się z szafy... Moi Czytelnicy też chyba czuli przesyt tym, gdy dawałam upust swoim frustracjom związanym z barterowym wynagrodzeniem na fanpage - robiłam to, bo w pewnym momencie WSZYSCY, praktycznie w s z y s c y zaczynali rozmowę o wynagrodzeniu słowem "barter", lub "wprawdzie nie mamy budżetu, by Ci zapłacić za Twoją pracę, ale...". Zdarzyło mi się odpowiedzieć wtedy czasem, że jak barter, to może w pieluchach, albo w kaszkach, bo moje dzieci jedzą kaszki, nie buty.

Postanowiła wtedy wyraźnie napisać, że nie interesuje jej barter. Maile cichły, pojawiając się sporadycznie. Przestała też dzielić się tymi propozycjami na Facebooku, bo to takie "niepijarowe". A ona nie chciała taka być.
Pamięta też sytuację, w której napisała na Facebooku, że szuka pracy, określając jakie ma doświadczenie zawodowe. Chciała posłać synka, Maksa do żłobka i zacząć życie na etacie.
– Dostałam wtedy kilka naprawdę fajnych propozycji, ale większość ofert była na zasadzie: zapłacę Ci w barterze, bądź skoro chcesz już tę umowę i ubezpieczenie, to wynagrodzenie wyniesie 300 zł miesięcznie – mówi. – Za pracę całodniową, pięć dni w tygodniu. Bierzesz, albo nie – dodaje.
Znowu wszystko wróciło
Miesiąc temu napisaliśmy o Magdzie jako jednej z dziesięciu aspirujących komentatorów rzeczywistości. Od tego czasu blogerka znowu zaczęła dostawać nawał maili, w których oferowanym wynagrodzeniem były zarówno ubrania jak i ... patelnie, rajstopy, zestawy do żelowego wykonywania paznokci czy najlepsze na świecie usługi fryzjerskie. Wszystko w zamian JEDYNIE za wpis nablogu i w mediach społecznościowych. Nie skorzystała – widać nie jest typem biznesmena.
– Praca nad jednym postem to dla mnie i mojego faceta – fotografa naprawdę dużo pracy. A to wybieranie lokalizacji (nieraz piszą do mnie duże brandy z pytaniem o miejscówkę z konkretnego posta – chcąc tam zrobić sesję zdjęciową), czas poświęcony na zdjęcia, nie wspominając o wcześniejszym układaniu stylizacji, czekaniu na skompletowanie wszystkich rzeczy, dopilnowywaniu kurierów itp. – tłumaczy. – Zazwyczaj jest tak, że firmy chcą publikacji na konkretny dzień, muszę zatem pilnować terminów. Siedzę po nocach przy selekcji, a potem obróbce zdjęć. Nie mam wolnych weekendów, bo właśnie wtedy je robimy.
We wrześniu Maks idzie do przedszkola. Magda będzie miała czas na pracę biurową i spotkania prasowe. Stara się robić wszystko profesjonalnie, na tyle, by otrzymywać też zlecenia na wykonywanie zdjęć dla innych ludzi czy firm. Uwielbia to robić, ale gdy ktoś w zamian za jej poświęcony czas proponuje błyszczyk i chusteczki nawilżane, to zwyczajnie traktuje to jak nietakt.
Barter to nie dary losu
Martin Stankiewicz uważa jednak, że rynek dojrzał, ale oczywiście zdarzają się kwiatki od małych firm. Te myślą, że za produkt warty 200 zł, stworzy im dedykowany film na kanał, zorganizuje konkurs dla widzów i będzie ich całować po rękach. Większość agencji jednak rozumie, że w tej chwili branża internetowa bardziej się ceni.
Zwraca jednak uwagę na to, by nie mylić barteru z tzw. "darami losu".
Martin Stankiewicz

Często dostaję jakieś personalizowane prezenty, które jednak mają bardziej wymiar symboliczny. Wolę otrzymywać coś pomysłowego, wraz z listem dotyczącym mojej osoby, po którym wiem, że pracownik danej agencji PR-owej musiał zrobić dobry research. To się ceni. A ja zawsze odwdzięczam się jakimś śmiesznym unboxingiem na snapie albo wstawię fotką na Instagramie. Tego typu akcje są jak najbardziej w porządku i budują dobrą relację twórcy z marką.

Wpis za czteropak
Bardzo podobne zdanie na ten temat ma redaktor naczelny bloga Wygrywam z Anoreksją, Maciej Blatkiewicz. Sam dostał kiedyś czteropak piwa w plecaku, którego zdjęcie nawet opublikował na Instagramie. Zdziwił się jednak bardzo tydzień później, gdy zadzwoniła do niego pani z agencji z pytaniem, kiedy o tym napisze.
– Mam reklamować jakąś markę za czteropak piwa, który można kupić w spożywczym za kilkanaście złotych? – pyta Maciej. – Nie ma mowy.
Maciej Blatkiewicz

Może urwałem się z choinki, ale wydaje mi się, że dobra przesyłka z prezentem dla blogera to taka, która przede wszystkim stawia na to, żeby blogerowi zrobić "dobrze". Żeby go zadziwić, zaszokować lub w wyjątkowy sposób udobruchać. Wtedy jest szansa nie tylko na to, że bloger zdjęcie takich darów losu opublikuje na Instagramie, ale też pozytywnie wypowie się o marce na Facebooku lub – zdecydowanie rzadziej – przygotuje na swoim blogu ciekawy wpis na ich temat.

Druga strona medalu
Medal ma też swoją drugą stronę. Bywa, że blogerzy sami proszą się o barter. Kasia, opiekująca się kilkoma znanymi fanpage'ami, notorycznie otrzymuje wiadomości od nic nieznaczących blogerów z prośbą o próbki ketchupów, sosów, gołąbków itp.
Administratorka fanpage'y

To na kulinarnych fanpage'ach norma, a bardziej producentów takich produktów. Oddzielną działką są strony, promujące żele pod prysznic, mydła itd. Chociaż blogerzy piszą to samo. Argumentem, który uważają za przekonujący jest zawsze tekst:

“Kochane (tu nazwa marki), jestem waszą wielką fanką i chętnie w zamian za żel/kiełbasę/wszystko, co macie i leży wam w magazynach, napiszę jacy jesteście świetni. Czyta mnie 30 osób, ale to nie jest ważne, bo opiszę działanie w superlatywach. Liczę na pozytywną odpowiedź!”

Magda Samborska zaznacza, że barter nie zawsze jest czymś złym. Sama ma tego typu umowy, które sobie ceni, bo i tak wydałaby na te produkty pieniądze. Wszyscy są zadowoleni. Jednak gdy agencja reklamowa mająca za klienta hurtownika kolorowych koszulek, proponuje za pracę nie tylko blogerce, ale również jej mężczyzny 100 zł w tychże koszulkach, to gotuje się w niej krew. A tego typu maile otrzymuje codziennie.

Napisz do autorki: patrycja.marszalek@natemat.pl


Władcy sieci od teraz także na Facebooku! Polub nas!