Inscenizacja szarży pod Krojantami, 2013.
Inscenizacja szarży pod Krojantami, 2013. Marian Kujawski / Youtube

– Dopadliśmy szkopów. No, była rąbanina – relacjonował plutonowy Paweł Zaremba, uczestnik słynnej szarży polskich ułanów pod Krojantami z 1 września 1939 roku. Tej samej, która dała początek kłamliwemu mitowi Polaków szablami atakujących niemieckie czołgi. Ale naszym żołnierzom jeszcze wiele do furiatów brakowało...

REKLAMA
Czołgów z pewnością pod niewielką pomorską miejscowością nie było. Przeciwstawianie „ułańskiej fantazji” niemieckiemu Blitzkriegowi było zabiegiem czysto propagandowym. Co więcej, kontrnatarcie ułanów przyniosło wymierne korzyści – przy stosunkowo niskich stratach własnych zdołano zdezorientować wroga i opóźnić jego marsz, co umożliwiło wycofanie się polskich wojsk za Brdę.
Najczęściej powtarzana wersja - nieskażona czasami wojny i PRL-u - mówi, że pod Krojantami stały niemieckie pojazdy opancerzone (nie czołgi) - transportery ze stanowiskami karabinów maszynowych (one miały przesądzić o wycofaniu się Polaków). Skąd zatem pogląd, jakoby polscy ułani próbowali swoimi szablami "zdzierać" pancerz niemieckich czołgów?
logo
Polscy ułani w bitwie nad Bzurą, 1939 Wikimedia Commons
Wszystko za sprawą włoskiego dziennikarza Indro Montanellego, który jako korespondent wojenny "Corriere della Serry", wybrał się do Polski. Miał relacjonować działania zbrojne i sławić przy okazji czyny Wehrmachtu - Hitler był przecież sojusznikiem Mussoliniego. Ale Montanelli wolał pisać o bohaterstwie Polaków. Niestety, nie ze swej woli, zamienił ją na... bezmyślną brawurę.
Dziennikarz dotarł na pole bitwy 2 września i od zastanych tam Niemców dowiedział się o szarży polskich ułanów, które rzekomym celem miały być nieprzyjacielskie czołgi. Rozpowszechnienie tych plotek posłużyło Niemcom do stworzenia stereotypu Polaka, który z szablą i lancą porywał się na czołgi. Joseph Goebbels mógł ogłosić wszem i wobec, że nasi żołnierze to jacyś wariaci na polu bitwy, a polska armia jest tak słaba i przestarzała, że stać ją li tylko na samobójcze ataki.

Źródłem legend o desperackich szarżach ułańskich na pancerze byli włoscy korespondenci wojenni akredytowani przy oddziałach Wehrmachtu. Większość z nich nie przepadała za Niemcami i sympatyzowała z Polakami. Stąd w dobrej wierze redagowali opisy, której później posłużyły Niemcom do stworzenia chwytu propagandowego przedstawiającego polskich kawalerzystów jako desperackich, niezbyt mądrych fanatyków, którzy nie mieli pojęcia o sztuce wojennej.

Cezary Leżeński, „Zostały tylko ślady podków…”
Skąd wiemy, że to właśnie Montanelli stworzył ten mit, i na dodatek nieświadomie? Po dziesięcioleciach od pamiętnej szarży sam się do tego przyznał. W 1998 roku sędziwy Montanelli, w odpowiedzi na pytanie Radosława Sikorskiego, wówczas podsekretarza stanu w MSZ, oznajmił, że nie był naocznym świadkiem szarży.
– Nie widziałem jej, ale byłem w bliskiej odległości od miejsca zdarzenia, mogłem zrekonstruować ją ze świadectw tych, którzy ją przeżyli, zwycięzców i pokonanych – tłumaczyła sława włoskiego dziennikarstwa. Człowiek, który mimowolnie stworzył legendę "zacofanych Polaków" zmarł w 2001 roku, w wieku 92 lat.
logo
Indro Montanelli w latach 70. Wikimedia Commons
Ale na tym nie koniec. Cztery lata później relację o szarży złożyło trzech... niemieckich weteranów. Mieli oświadczyć, że pod Krojantami to niemieckie karabiny maszynowe oraz moździerze przesądziły o wyniku starcia.
W przypadku Krojant jest jeszcze wiele niewiadomych - wspomnienia świadków znacznie się od siebie różnią, jest mnóstwo niedomówień (dotyczą m.in. dokładnego miejsca stoczenia bitwy, sprawy dowodzenia, ilości strat po obu stronach). Są też głosy, jakoby pojazdy opancerzone Wehrmachtu w ogóle się pod Krojantami nie pojawiły (nie było ich na wyposażeniu atakowanego oddziału; ogień mógł być prowadzony tylko ze stanowisk polowych). Z całą pewnością wiadomo jednak, że 1 września 1939 roku Polacy nie byli samobójcami.

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl