– Każdy chodził do kościoła. Każdy był wychowywany w duchu katolicyzmu. Tak, jak ja – mówi w najnowszym wywiadzie dla "Faktu" Jarosław "Masa" Sokołowski, jeden z dawnych przywódców tzw. mafii pruszkowskiej. Na analizie religijności swojego dawnego środowiska jednak nie poprzestaje i ujawnia, jaką rolę duchowieństwo ogrywało w biznesach gangsterów.
– Obłuda, cynizm tych ludzi powodują, że ja nienawidzę
księży i nigdy w życiu nie puściłbym dziecka do kościoła – stwierdza Sokołowski. I przekonuje, że opinia ta jest niebezpodstawna, bo wyrobiona na podstawie tego, jak wielu duchownych współpracowało z polskimi gangsterami. – Wielokrotnie i wielu. I to w randze biskupa – mówi "Masa".
– Robiliśmy biznesy. Sprzedawaliśmy im na przykład kradzione samochody. O których wiedzieli, że są kradzione – ujawnia Sokołowski. Jak tłumaczy, w latach 90-tych, gdy zorganizowana przestępczość przeżywała nad Wisłą swój renesans, wpływowi hierarchowie woleli zaopatrywać się w nowe samochody nie na Zachodzie, a u rodzimych dostawców. Zgodnie jednak z założeniem, że po co przepłacać za mercedesa 200 tys. dol., gdy byli ludzie sprzedający takie pojazdy za jedyne 10 tys.