Andrzej Duda wystąpił na wiecu z kandydatami PiS.
Andrzej Duda wystąpił na wiecu z kandydatami PiS. Fot. TVN24
Reklama.
Andrzej Duda po wyborach prezydenckich zapowiadał, że dokończy objazd po kraju. Było oczywiste, że to będzie wsparcie w kampanii parlamentarnej jego dawnej partii. Ostatecznie z tego zrezygnowano, bo Duda odbył tylko kilkanaście podróży po kraju. Jednak w ostatnim dniu kampanii pojechał na Górny Śląsk i przemówił w Pszczynie.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie dwa fakty. Za tło dla prezydenta robili politycy PiS, kandydaci w tych wyborach, m.in. Izabela Kloc i Stanisław Pięta. Poseł z Bielska-Białej jest znany z ostrego języka. Po drugie, treść przemówienia głowy państwa. Duda powtarzał wręcz tezy wypowiadane na wiecach przez Jarosława Kaczyńskiego.
– Potrzeba tej dobrej zmiany – nawoływał Andrzej Duda. Podpowiadał też wyborcom, że "władza będzie mieć silną legitymację", a przecież PiS walczy o samodzielną większość. – Nie ma w polityce nic gorszego niż pogarda, a wiecie, że mieliśmy z nią do czynienia często w ostatnich latach – mówił Duda w Pszczynie. A użycie zwrotu "my" pozwala sądzić, że nadal identyfikuje się ze swoim dawny środowiskiem.
Oficjalnie z niego wystąpił, oddając legitymację partyjną, ale jak widać uczucia zostały. Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, Duda postanowił je rozwiać. – Ryba psuje się od głowy, miejmy nadzieję, że także od głowy zacznie się naprawiać – stwierdził.
Uważam, że apartyjna prezydentura to mit. Ale jeśli w kampanii opowiada się o byciu prezydentem wszystkich Polaków i zasypywaniu partyjnych podziałów, powinno się tego dotrzymywać. Andrzej Duda nie mógł wyraźniej pokazać, że ma swoje obietnice za nic i że jest prezydentem Prawa i Sprawiedliwości.

Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl