Po wprowadzeniu restrykcyjny norm w nowym roku szkolnym wielu takich automatów nie udało się zapełnić towarem
Po wprowadzeniu restrykcyjny norm w nowym roku szkolnym wielu takich automatów nie udało się zapełnić towarem fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Nowe przepisy dotyczące żywności w szkołach uderzyły wiele polskich firm. Ze sklepików zniknęły m.in. produkty mark iKubuś. Ale nie tylko. Co jeszcze?

REKLAMA
- Róbcie coś. Od tego zależą wasze miejsca pracy! - krzyczał na podwładnych szef zakładu produkującego słodkie przekąski. Pracownicy błagalnie rozkładali ręce. Zbożowy batonik nie chciał dać się skleić ani gorącą wodą, ani prasowany ciśnieniowo. Po tygodniu prób i błędów udało się jako tako skleić batonik syropem z buraka.
Ale wtedy pojawiła się nowa przeszkoda, aby puścić produkt do handlu w szkołach trzeba uzgodnić jego skład z Instytutem Żywności i Żywienia. Urzędnicy zgodzili się przyjmować pisma mailem, ale odpowiadają dopiero po miesiącu. - Co mam powiedzieć ludziom w sklepikach. Żeby zamknęli biznes. W całej Polsce brakuje batonów, które spełniają normy - mówi rozgoryczony przedsiębiorca.
Bo nie był fit
Jego batonik (prosił by nie podawać marki) był jedną z popularnych w całej Polsce przekąską w szkołach. Dietetyczny, bez czekolady, znajduje się na półce z produktami fit np. w Rossmannie. Do tej pory uchodził za zdrowy, ale ziarna i otręby orkiszowe były sklejone syropem glukozowo-fruktozowym. Ta substancja, choć jest powszechnie stosowana, znalazła się na czarnej liście w środków spożywczych niedopuszczonych do sprzedaży dzieciom i młodzieży w szkołach. W ten sposób Ministestwo Zdrowia rozpoczęło walkę ze śmieciowym jedzeniem w szkołach. Słusznie. Tylko, że przepisy wprowadzono na chybcika. Konkrety upublikowano 26 sierpnia, kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego. Większość producentów nie zdążyła się przestawić na produkcję dietetycznych przekąsek.
Nowe przepisy uderzyły w jedną z największych firm na rynku napojów Maspex z Wadowic. Opublikowała listę swoich produktów dopuszczonych do sprzedaży w szkolnych sklepikach - zaledwie 6 rodzajów produktów, kilka rodzajów soków i mus owocowy. Z całej linii produktów znanej marki Kubuś do szkół mogą trafiać tylko soki 100 proc.

Uważam nową ustawę dotyczącą sklepików szkolnych za jedną z porażek naszego państwa. I nie chodzi tu o rodzaj produktów oferowanych dzieciom, ale o sposób wprowadzenia w życie nowych przepisów. Wstydzę się, że moje państwo,że tak traktuje ludzi przedsiębiorczych. Gdyby nam, producentom dano czas kilku miesięcy, to ta oferta byłaby dużo szersza i bogatsza. Wielu z tych drobnych przedsiębiorców nie musiałoby więc zamykać sklepików, ponieważ mielibyśmy dla nich produkty, które mogliby zaoferować dzieciom

W rozmowie z Portalem Spożywczym twierdzi, że gdyby firma miała więcej czasu, już wcześniej przygotowałaby szerszą i bogatszą ofertę produktów. Takiego trzęsienia ziemi na rynku spożywczym jeszcze nie było. Jedno rozporządzenie wykosiło z ważnego rynku największe firmy w Polsce. W szoku jest Coca-Cola, w szkole można dzieciom podać tylko wodę.
Czekoladowa soja
Nieoczekiwanie lawina zamówień spadła na niszowych dotąd producentów zdrowej żywności. Teraz największym konkurentem Maspeksu (3,3 mld przychodów) jest Sante z Warszawy, założona przez Andrzeja Kowalskiego. Ponieważ od lat działa w branży produktów dietetycznych ma 29 produktów ( także napoje) przeznaczonych do sklepików szkolnych i 83 produkty zgodne z normami dla stołówek.
Hitem tych ostatnich jest cukier trzcinowy, napój czekoladowy z soi oraz uwaga... „sól bez soli” czyli z obniżoną zawartością sodu. Tylko taką solą można teraz przyrządzić kotlety i ziemniaki w stołówce. Produkt idzie jak burza, sprzedaje się pod kilka kilogramów. Inaczej dzieci nie chciałyby jeść mdłych, niedoprawionych obiadów.
Na potentata wyrasta Bioania, mała firma z Krakowa - nagle okazało się, że tylko oni mają w ofercie ciasteczka orkiszowe i herbatniki spełniające normy. - Nie wyrabiamy się z produkcją - mówi naTemat jeden z menedżerów. W kategorii jogurtów owocowych nieoczekiwanym zwycięzcą jest Zott - mało słodził więc, jako jedyny ma produkt spełniający normy.
logo
Ministerstwo Zdrowia przywaliło z grubej rury Fabanerium - Beata Rybińska / petycja Ratujmy Sklepiki
Zaopatrzenie jak za Gierka
- Rok szkolny rozpoczęliśmy od setek pustych automatów. Nie było czego do nich włożyć, bo w całym kraju brakuje produktów spełniających normy. Wiele osób, małych przedsiębiorców żyjących z kilku maszyn, nie zarobiło nawet na ZUS - mówi Aleksander Wąsik z Polskiego Stowarzyszenia Vendingu, zrzeszajaćego właścicieli automatow samobsługowych. Potwierdza rynkowe plotki, że jeden z producentów dietetycznych przekąsek rozpoczął reglamentację wysyłanego towaru. Zamówić można jeden karton i jest on dostarczany kurierem DHL.
Szef PSV szacuje, że w 23 tys. szkół znajduje się ponad 10 tys. automatów. - Absurd polega na tym, że o tym co w nich sprzedawano decydowała rada rodziców. Sam wymieniałem Snickersy na zdrowe batony zbożowe. Urzędnicy wprowadzili jednak szalone normy, przywalając na oślep - dodaje.
Bezpardonowa walka z tzw. śmieciowym jedzeniem, która trwa w polskich szkołach od początku września, zaczęła budzić wątpliwości nawet w Ministerstwie Edukacji. Minister Joanna Kluzik-Rostkowska przyznała, że kierowane przez resort zdrowia działania poszły trochę za daleko. Dlatego minister edukacji już miesiąc wcześniej podjęła negocjacje ws. przywrócenia w szkołach sprzedaży drożdżówek.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl